9

112 19 12
                                    

KRAINA BERAWEN, STARE STEPY.

Tymczasem w Klasztorze Srebrnych Słowików z transu przebudził się jeden z kapłanów, niejaki Urpop. Przed chwilą wyśnił rzeczy, które wiały zniszczeniem i pożogą już z daleka. Podniósł się ciężko, aż drewniane łoże zatrzeszczało pod jego, wcale niemałym, ciężarem. Był pucułowaty, jego bulwiasty nos idealnie pasował do obwisłych policzków i łysej głowy. 

Szybko zarzucił na siebie szatę wyjściową i założył kapcie ze skóry gryfona, następnie czym prędzej zbiegł po kamiennych schodach do sali jadalnej, gdzie zasiadło kilku mnichów. O tej porze, dokładniej dwudziestej drugiej, po zakończeniu się modłów do Atlura i jego dwóch młodszych braci, Trura i Orlando, większość zakonników spała głębokim snem. Przeor klasztoru siedział w swoim gabinecie, przeglądał księgi rachunkowe i liczył w pamięci, ile worków mąki klasztor musi dać ludowi Starych Stepów. 

Przeor był wysoki, nosił płaszcz szyty złotymi nićmi pozapinany srebrnymi guzikami. Na jego piersi dyndała przypinka ze słowikiem. Był około pięćdziesiątki, miał długi, garbaty nos, kępki siwego już zarostu i zmarszczki w kącikach oczu. 

- Co się stało, bracie? Czemu o tej porze nie śpisz? - spytał, podnosząc wzrok znad obitego tomiszcza pełnego cyfr i rubryk.

- Jejuśku, na Atlura Miłosnego i jego żonę, Eurtyrę... Wizję miałem, ale jaką straszną... W Dolinie...

- Co w Dolinie!? Myślałem, że zamknęliśmy ten temat... - zaczął groźnie Illius Perp wstając.

- A... Ale to coś wielkiego... Już niedługo... Niebo i ziemia spłynie krwią, a z Wielkiego Oceanu wynurzy się Pogromca Światów, sam Waullort, poległy demon, który podczas walk tam, na Górze...

- Znam ten ustęp z Upadłych Ksiąg, tak się składa, że to pierwszy mit, którego się uczyłem na pamięć, na egzamin przeorski... Jednak to mity. Uwierzę jak zobaczę. Dopiero wtedy podejmę odpowiednie kroki. Nie wcześniej! Poza tym, może ściemniasz? Może chcesz się wkupić tym kłamstwem w łaski Rady i ukroić coś dla siebie? Co?!

- To nadciąga, mówię przecież, mówię... - jęczał bezmyślnie kapłan.

- Ech... Braciszkowie! mam dosyć tego jazgotu, wiecie co robić... - zawołał Illius w stronę jadalni. Przybiegło z niej dwóch mężczyzn, tych samych zresztą, których widziano tam wcześniej. Złapali opierającego się Urpopa pod pachy i zaczęli ciągnąć po schodach w dół, do zamkniętych sektorów piwnic. Po kilku minutach rozległy się donośne krzyki. Kilkunastu mnichów i kapłanów wyjrzało ze swoich dormitoriów. 

-spokojnie, brat Wladimir Urp płaci za konszachty z siłami nieczystymi, które splamiły jego umysł niewiarą i wiejskimi przesądami! Wracajcie do siebie! Jutro widzimy się na porannej modlitwie. Dobranoc! - powiedział, a właściwie nakazał przeor Perp, po czym dodał do siebie. - Uwierzę, jak zobaczę...

KRAINA BERAWEN, QUINTA - POSIADŁOŚCI RODU DRYNN, MONKENMART.

- Ojcze... narastają rozruchy... Ojcze?

- Niepotrzebnie się martwisz, synu. mamy wszystko pod kontrolą, tu, w Monkenmarcie. Nygun, twój brat ma pod kontrolą Prutgen, wraz z przyległymi ziemiami. Tak samo twoja siostra, Wiktoria w Oltarze, właśnie znalazła sobie narzeczonego, to dobry człowiek, mężny... Razem, jako rodzina, stawimy czoła ciemnemu ludowi... Spokojnie, Einmarze... Wszystko będzie dobrze... Mówię ci to ja, Thompson Drynn, władca tej krainy nazwanej imieniem naszego wspaniałego i silnego rodu! Gdy umrę, odziedziczysz po mnie stolicę i władzę wszelako pojętą... Z czasem, podbijemy przyległe ziemie, może nie ja, może nie ty, może nie następne pokolenia, ale uda się nam... Uda się. Bo wywalczyliśmy sobie to, co mamy dziś! I nie oddamy tego. Nikomu i nigdy!

KRAINA BERAWEN, ZIEMIA KRYKA MOCARZA, PASTILLAN.

Władca siedział na tronie wykonanym z wielkiego odłamka szafiru, który trzy wieki temu spadł na jego krainę i roztrzaskał się na kawałki. Jego prapradziad uznał to za znak Atlura, że z jego woli ta kraina spłynie złotem i zwycięstwami. Lata mijały, a po tych płonnych nadziejach pozostało tylko gorzkie rozczarowanie. Państwo wraz z kolejnymi pokoleniami stawało się coraz bardziej świeckie i nowoczesne. W tym momencie Kryk Mocarz siedział na tronie i trzymał się za głowę. Migreny nawiedzały go ostatnio dosyć często. A w nocy nawiedzały go straszne wizje.

- Do jasnej cholery... To samo działo się z tym kapłanem z Klasztoru... Podobno zabrali go na tortury, gdzie maił wyrzec się sił nieczystych... Ach... Jak boli... no nic, trzeba się z tym bólem skrywać, mimo że mój lud zbyt religijny nie jest, to Stare Stepy są tuż obok, z armią gotową pójść w bój z heretykami... Cholera...

KRAINA BERAWEN,TRAIDELHALL PÓŁNOCNY / POŁUDNIOWY.

Północ i Południe trzy dziesięciolecia temu żyły w zgodzie i szacunku. Bracia Operron, Olhart i Grut trzydzieści lat temu poprzysięgli sobie wojnę, a wszystko z powodu spadku po ojcu. I tak to trwa od ponad trzech dekad, a lud musi bić się między sobą...  Ziemia była w większości jałowa. Do tego wojna przyciąga wiele szkaradnych monstrów... Między innymi wilkołaki i ghule padlinożerne, jednak żywym towarem też nie pogardzały...

WIELKI SŁONY OCEAN, WYSPY KLANU RAYD, WYSPA NERA.

 Peterlin Rayd, głowa rodziny i władca na Wyspach pił wino i świętował ślub syna. Znaczy się, ślub dopiero będzie, ale nawet tak dobra nowina była powodem do picia, jedzenia i tańcowania. Ślub Wiktorii Drynn i Hutta Rayda zapowiadał trwały sojusz i porozumienie handlowe. Od dawna zapomniał o wybrzeżu Królestwa Lart. Do czasu.

- Tato, mamy problem... Nasi dostawcy, kiedy płynęli do Monkenmartu, z oddali widzieli pasmo Mgły, sam wiesz jakiej... Tam coś żyje. coś wielkiego i potężnego. Złapał ich sztorm, jedna z barek wpadła w wir i zniknęła we mgle... Potem z wody podniósł się kontur stanowczo za wielki, jak na jakiekolwiek żywe stworzenie... Złapało łódź i rozłupało ją na dwoje... Szczątki zjadło...

- Na Atlura... Cicho sza... Ja to zatuszuję... Świętuj, baw się... Ja idę pomyśleć... Na Atlura...

KONTYNENT BERAWEN, DAWNE KRÓLESTWO LART, TUNELE.

- Daleko jeszcze? - Spytał Filip, ocierając pot z czoła. - Idziemy już... W sumie nie wiem...

- Prawie tydzień. Jesteśmy gdzieś w połowie... Poza tym, dojdziemy, jak dojdziemy. Nie trać ducha... Mamy prowiant, wodę niesiesz ty... wszystko super.

Filip w istocie niósł na plecach ogromny metalowy kanister z wodą, której nałapali z kapiącego sufitu podczas jednego z popasów. Jedzenie miał Carl, jeszcze z Hrauttengardu. Dużo go wziął. Jednak nawet takie zapasy nie były wieczne. Część suszonego chleba musieli wyrzucić, bo przez wilgoć w tunelu spleśniał, a do kawałków wołowiny z fasolą dobrały się wielkie szczury...

- A co chcesz zrobić z tym kamykiem, jak już dotrzemy do Veredu?

- No... Podobno w pałacu Marii Yurdy, w wieży, jest taki specjalny podest ozdobiony runami. Według legend to tam trzeba położyć Oko Mosforu, które zachowa się jak wir, wessie całą Mgłę i jej wytwory... Przekonamy się, czy to prawda.

UPADŁE KSIĘGI #1 Czasy MgłyWhere stories live. Discover now