46

17 5 0
                                    

Gerg ocknął się któryś raz z kolei zlany zimnym potem. Było chłodno, noc… przez zakratowane okno wpadał jasny blask księżyca, oświetlając popękane kafelki, podrapane ściany, jakąś ciemną ciecz, której krople spoczywały na podłodze. W rogu kuliła się smukła postać, leżała na boku, zabandażowaną głowę okrywała kościstymi ramionami. Patrzyła wprost na Łowcę.

- K… Kim jesteś? Gdzie ja jestem? - wyjąkał przerażony Gerg, opierając się o ramę łóżka.

- Shhh! Cisza! Nie mów do nas… Do mnie… Tak, do mnie, bo jesteśmy tu sami, tak? Sami… Sami… Ty i ja, tak?

- Chyba tak…

- Właśnie! Nadali nam imię… 36. Tak nas nazywają, w sensie mnie. Tylko mnie! Zostaw nas, chcę się zaprzyjaźnić z nowym kamratem, a ty wszystko psujesz! - wykrzyknęła postać, wypluła krew, teraz Kurt był tego pewny, że to była krew. - No… zostawił nas. Na razie. Ten przybytek to najlepszy, podobno, szpital psychiatryczny, jaki kiedykolwiek powstał. Tu leczą takich jak my, jak ty i ja. Więc… kim ty jesteś? Jak mówiłem, ja jestem 36. A ty? Jaki masz numerek? Powiesz mi?

- Nie mam numerka… Mam na imię Gerg Kurt, jestem Łowcą Plugastwa. I nie jestem chory. Jestem całkowicie zdrowy na ciele i umyśle… No może na ciele nie do końca, jednak…

- To bez znaczenia, przyjacielu… I tak skończysz szalony, jak ja. Byłem zwykłym człowiekiem, lecz mnie zdradzono… A to boli, wiesz? Tak… Wiesz, bardzo dobrze… Któż cię zdradził?

- Przyjaciel

- Ta… Też miałem ich za przyjaciół... A teraz mnie prześladują w koszmarach! I to się nie skończy, o ile stąd nie wyjdę. Mój jedyny przyjaciel nazwał mnie kiedyś tak, “Błazen”. A kuglarz musi mieć uśmiech… Nie byle jaki… Już nad tym pracowałem, jednak był niewystarczający. Do tego makijaż… tarka się sprawdziła. Ci wszyscy strażnicy mają nas gdzieś, wiesz? Dają tylko żreć i pić, ani nie pogadają, nie zwracają uwagi… Brak reakcji. Jak jeden ostatnio mnie zobaczył… jego reakcja, jego wrzaski i drgawki. To było piękne. I ja to sprawiłem! Ja i mój wewnętrzny głos! - Sylwetka podniosła się na czworaka i doczołgała się w krąg nikłego światła. W tym momencie Gergowi ukazała się pocięta twarz, zdarta skóra, dopiero co odrastająca, rozcięte poliki, aż do nasady uszu, podkrążone i nabiegłe krwią oczy, brudna, czarna czupryna…

- I co? Ty też się boisz? - spytał z niepokojem Błazen, uśmiechając się nerwowo swoim rozciągniętym, diabolicznym uśmiechem.

- N… Nie - wyjąkał Kurt, przełykając ślinę.

- Miło mi. Wydajesz się być miły, a ja to lubię… Zostaliśmy przyjaciółmi… A przyjaciele sobie pomagają, prawda? Gerg?

- Tak.

- Dobrze! Ja pomogę tobie, a tym mnie! Uciekniemy, zostawimy za sobą krew i pożogę! Nasi wrogowie będą drżeć, a my będziemy święcić triumfy! - wykrzyknął 36 i zapalił energicznie światło w celi. Żarówka zamigotała i rozpuściła po pomieszczeniu ciepłe światło. Cała ściana była umazana krwią przedstawiającą jakieś symbole, z których Łowca zrozumiał tylko jeden, największy i najgrubszy.

- Co to jest? Co to oznacza?

-To? To cholerna Liga Słowa. Robiłem dla nich całe życie, poświęciłem rodzinę, przyjaciół i samego siebie, a oni uznali, że straciłem użyteczność i wywalili mnie na zbity pysk. Kalken za to zapłaci…

- Tak. Mnie też wyrolował, wiesz? - Gerg opowiedział swojemu nowemu koledze całą historię.

- Yhm… Dowody znajdą się w jaskini lwa, nie martw się… Główną siedzibę mają w Monkenmarcie, tam zapewne też trzymają kartoteki i wszelkie dowody. A my je wydrzemy. Ty i ja. Będziesz wolny, oczyścisz się z zarzutów, a ja im pokażę… Tak… Pokażę im… Chyba że wolisz siedzieć tu do końca życia, to uwolnię się sam, ale wystaw sobie, łatwiej byłoby z twoją pomocą. Łowco

- Za dużego wyboru nie mam…

- Czyli się zgadzasz?

- Zgadzam się.

KILKA GODZIN PÓŹNIEJ

- Gdzie nas zabieracie? - zapytał Bertram jednego ze strażników.

- Tylko ciebie. Na razie. Potem wrócimy po twojego kumpla. Twój czas nadszedł, bandyto. Czas na sznur. Zostaną odczytane zarzuty i tak dalej i tak dalej… No już, rusz się, nie mam całego dnia!

Biały Rycerz kiwnął głową swojemu przyjacielowi i wyszedł z celi, dał się skuć i powlókł się korytarzem w stronę schodów. Teraz nadszedł czas Shone'a… Wszystko musiało być perfekcyjne, jak to się mówi, dopięte na ostatni guzik… Tymczasem na głównym rynku Pastillanu kłębił się tłum ludzi, głownie mieszczaństwa i okolicznego chłopstwa, niemogących doczekać się zapowoadanej w całym państwie egzekucji. Z tego co Filip podsłuchał, kilka lat temu Biały Rycerz wybił połowę posterunku, porwał żonę jakiegoś barona żądając okupu, napadł na mennicę… Mówiąc krótko, strasznie narozrabiał i nagrabił sobie w lokalnej społeczności.

- Nic dziwnego, że go nienawidzą - mruknął do Carla wesoło. Ten jednak był spięty, zaraz miał ujrzeć człowieka, który zabił mu ojca, i nie mógł wykończyć go osobiście. Na samą myśl dłonie mężczyzny drżały i zaciskały się w pięści. Po kilku minutach wprowadzono rzeczonego ojcobójcę. Na widok rozległych śladów po poparzeniach, Yorkish uśmiechnął się mimowolnie. Bertram też ich dostrzegł w tłumie, całą trójkę. Skinął im głową z uśmieszkiem.

- Jaki bezczelny… - sapnęła Maria, napięła kuszę.

- Co ty robisz? Zostaw to! Nie rób głupot - zaczął Filip.

- Skurwiel prawie mnie zabił, was zresztą też… Nie pozwolę, by... - Wtem Treg wyrwał jej kuszę z rąk.

- I niech tak zostanie. Nie chcemy kłopotów. Zobaczymy, jak go powieszą, potem skonfrontujemy się z tym drugim… Odzyskamy Oko Mosforu i wszyscy będą szczęśliwi

Na podest wkroczył gruby człowieczek w wytwornych szatach, białej peruce i siwej brodzie.

- Ja… - przemówił lekko ochrypłym głosem. - Ja jestem Truk, najwyższy sędzia na Ziemiach Kryka Mocarza, znanych także jako Luandia! Nastał dzień, gdy ujęliśmy człowieka, przedstawiającego się jako Biały Rycerz! Jest to nikt więcej, jak pospolity zbój i bandyta z Mosforu, odpowiedzialny za wiele zgonów, a to i tak tylko za te udokumentowane! Nie czyni to z niego człowieka, ale zwierzę! Dzikie i niebezpieczne! Takich osobników trza osądzić i skazać, w zależności od przewinień! Z ławnikami nie znaleźliśmy żadnych okoliczności łagodzących, jednak zmieniliśmy karę z łamania kołem i ciągania twego obrzydliwego ciała po rozżarzonych węglach, na standardowe wieszanie! Uznaj to za akt łaski, i niech Atlutr ma w opiece twoją duszę, przesiąkniętą mrokiem! Panie kacie? Wszystko gotowe?

- Tak, panie sędzio. - Odparł tęgi chłop w kapturze zasłaniającym twarz.

- Dobrze więc. Z mocy nadanej mi przez Kryka Mocarza, skazuję cię na śmierć, poprzez powieszenie! Jakieś ostatnie słowa?

- Na razie nie - odparł zimno Bertram, patrząc wyniośle na Carla Yorkisha, który z niemniejszą wyniosłością patrzał na niego.

- Niechaj będzie! Wykonać wyrok! - krzyknął sędzia Trukk, a lud zawiwatował, gdy zapadnia się rozsunęła, a pętla zacisnęła się na gardle Bertrama, zwanego Białym Rycerzem.

UPADŁE KSIĘGI #1 Czasy MgłyWhere stories live. Discover now