41

19 7 1
                                    

36 rozpoczął swój pierwszy eksperyment. Z marnym skutkiem. Minęło już sześć dni, odkąd siedział w betonowym pokoju na najniższym piętrze szpitala psychiatrycznego na Ruen. Razem z piątką innych więźniów dostali do dyspozycji toaletę, jedzenie, a następnie zostali zamknięci. Wszystkiemu przyglądała się grupa naukowców przez wielką szybę, matową od strony celi, tak więc mogli bez wiedzy więźniów rejestrować i zapisywać wszystkie ich czynności. Zapytacie pewnie, a gdzie łóżka?

Eksperyment zakładał sprawdzenie odporności ludzkiego organizmu na brak snu. Aby osadzeni nie mogli zasnąć, wpuszczono do komory specjalny gaz stymulujący. Eksperyment się zaczął... na początku wszystko grało, więźniowie jedli, rozmawiali... Ale po czwartym dniu stali się nerwowi, niektórzy dostawali drgawek i konwulsji, jednak mimo to eksperyment kontynuowano. Po piątym dniu jeden z osadzonych umarł na atak serca. Kiedy naukowcy chcieli usunąć ciało, drugi osadzony rzucił się na nich z krzykiem, w skutek czego dostał kulkę w głowę. Pozostali współwięźniowie zarechotali na widok dwóch martwych ciał, a następnie zapadli w letarg. Ocknęli się dopiero wtedy, gdy zamiast charakterystycznego gazu stymulującego, do pomieszczenia wtłoczono świeże powietrze.

Więźniowie protestowali tak bardzo, jakby błagali o życie, z tegoż względu przywrócono gaz, jednak zastanawiano się, co z tym eksperymentem począć... wojskowi, którzy widzieli warunki panujące w celi, między innymi nietknięte w większości zapasy, wychudzone sylwetki, poobdzierane ze skóry i kawałków mięśni, ledwo trzymające się na nogach, obiecywali sobie, że już nigdy tam nie wrócą. W dodatku zatkana toaleta stała się przyczyną defekacji na środek sali, wśród kawałków skóry, krwi i mięsa. Szwadron mający za zadanie zakończyć doświadczenie po czternastu dniach, zastał pobojowisko.

Krew była wszędzie, na podłodze, ścianach, a nawet suficie. Jeden mężczyzna wybił sobie wszystkie zęby, inny postanowił udusić się w zatkanej toalecie... 36 prawie cały czas siedział w kącie otoczony śmierdzącym i rzadkim kałem, był nim cały wysmarowany, nie wiedział czemu, ale chciał w ten sposób przegonić nęcące go koszmary na jawie, skoro nie mógł zasnąć, potworne abominacje nękały go cały czas, gdy tylko miał otwarte oczy, a nawet gdy je zamykał, widział je w ciemnej pustce... Ale o śnie nie było mowy.

Wywleczono jego oraz bezzębnego z pokoju i starano się uśpić, aby zobaczyć wszystkie zmiany, jakie ich dotknęły, fizyczne i psychiczne. Jego kompan zmarł na skutek podanej dożylnie dziesięciokrotnie większej niż wskazana dawki środka usypiającego. 36 wytrzymał do trzykrotne większej dawki niż standardowa. Zapadł w głęboki sen, z którego wolał się nigdy już nie obudzić... niestety, nie wszystko w życiu idzie po naszej myśli, na przykład moje aresztowanie, czy koszmarne błędy, nękające skruszony umysł więźnia numer 36.

Gdy się ocknął, leżał w swoim pokoju. Przykuty do poręczy lekarskiego łoża. Obok niego na obrotowym krześle siedział Robert Demillo.

- Imponujące, kolego... tyle dni... i żyjesz. Powiedz, jak się czułeś?

- Jak Krutta, szczerze mówiąc...

Kruttą nazywano małe robaczki, które gdy ujrzą coś traumatycznego, rozbijają sobie głowy o kamienie i bezwiednie patrzą, jak ich własny mózg wypływa z pęknięć na ziemię, by po chwili umrzeć. Smutny los jest takiego robaka.

- Yhm... A migreny? - zapytał medyk.

- A jak... Ale takie... kojarzysz pan legendę o ludziach z Naah? Gdy się rodzą dorosłe osobniki kopią młode jedynym ostrym pazurem umiejscowionym na swojej stopie. Kopią w powieki, by rozciąć błonę, która zakrywa młodym oczy, dzięki czemu te mogą patrzeć na świat. Trochę tak się czułem, jak kopany, przez własne koszmary w oczy...

- Hmmm... Interesujące. Co do zmian fizycznych, to straciłeś sporo na wadze, już nie jesteś taki otyły... Ale to będziemy jeszcze sprawdzać w kolejnych dniach... Nie pozostaje nam nic innego jak zostawić cię na obserwacji. Przybytek Kliniczny z Zakresu Chorób Psychicznych imienia Leona Warrena dziękuje ci za współpracę, 36. Przyczynisz się do niebywałego skoku w rozwoju nauki, biologii i Atlur wie, czego jeszcze...

Więzień już przestał słuchać, do jakiej dziedziny nauki jeszcze się przyda. Zasnął płytkim, niespokojnym snem, nęcony swoimi dawnymi przewinieniami.

Wtem sceneria się zmieniła. 36 siedział w swoim starym domu, otoczony regałami, ubrany był na bogato. Chciał wstać, jednak kajdanki, którymi był przypięty do krzesła, skutecznie to utrudniały. Oparty o ścianę stał Biały Rycerz, jednak tym razem był młody, takim, jakim go zapamiętał...

- No... no, no... Gratulacje, przyjacielu. Naprawdę, jestem dumny! Po takim eksperymencie, łatwo o skutki uboczne... Ciekawe, jakie będą u ciebie?

- Zamknij się, Bertramie. Zostaw mnie!

- Nie... spędzimy że sobą każdą noc, czy tego chcesz, czy nie... Ale będzie zabawa! - zaśmiał się Bertram i rzucił wąskim nożem, który wbił się w brzuch mężczyzny siedzącego przy stole.

Wtem 36 się przebudził. Lampy e celi były pogaszone, podobnie jak na całym piętrze. Ktoś stał pod zakratowanym oknem, wiedział to, bo blade światło księżyca oświetlało sylwetkę gościa.

- No nie... znowu ty? Zostaw mnie! - sapnął więzień, zerwał się z łoża i złapał bezwolne ciało Białego Rycerza. Rzucił je pod ścianę, złapał za głowę i walił tak długo o parapet, aż resztka twarzoczaszki nie obryzgała znerwicowanego osadzonego. Wszystko się rozwiało. Nie był w swojej celi, tylko w pokoju eksperymentalnym. Szmaciane i bezwolne ciało jego największego wroga, okazało się być ciałem jednego ze współwięźniów, a zamiast na parapecie, kawałki mózgu, skóry i tkanek pływały w zatkanej toalecie.

- Czy to mi się śniło? Wszyscy więźniowie są martwi... Ile już minęło czasu? - myślał gorączkowo.

- Gratulacje, 36... Przeszedłeś nasze najśmielsze oczekiwania... Teraz zostaniesz odeskortowany do specjalnego obserwatorium, zbadamy wszystkie zmiany, na duchu i ciele. Jeszcze raz gratulujemy... - powiedział głos zza matowej szyby.

Więzień numer 36 wyszedł wraz z grupą uzbrojonych ochroniarzy. Mijał rozerwane w bestialski sposób ciała swoich współtowarzyszy. To on ich zabił. Taka była prawda.

Zamknął oczy, błagając o spokojny sen, bez nadziei, że ten jeszcze kiedyś nadejdzie.

UPADŁE KSIĘGI #1 Czasy MgłyWhere stories live. Discover now