11

91 18 8
                                    

758 RPWC. (Rok po Wojnie Centralnej)

Stare Stepy, mieścina Optar, dziesięć kilometrów na północny-zachód od Klasztoru Srebrnych Słowików. Wczesna jesień.

Andrew Shone nie był święty, wszyscy to wiedzieli. Większość czasu spędzał w slumsach, dorabiając na zakładach i kradzieżach. Raz czy dwa imał się uczciwej pracy grabarza, jednak szybko ją porzucił. Był średniego wzrostu, ciemnorude włosy miał tłuste, do tego niegolony od wielu dni zarost... Nosił brudne, schodzone spodnie, brązowe buty, ciemnozieloną, postrzępioną kamizelkę, krawat i melonik. Był około trzydziestki. Każdy, kto chciał zdobyć trochę grosza bądź postawić gotówkę na konie, znał ten opis na pamięć i szukał Shone'a gdy tylko tego potrzebował.

Świętowano kolejną rocznicę przegnania Mgły z Doliny Lart, tym samym wydając przyjęcia, bankiety i kazania przez głowy Klasztoru.

Mężczyzna wszedł do jednego z lepszych zajazdów w momencie, kiedy rozbrzmiały dzwony obwieszczające zakończenie mszy ku łasce Atlura. Przybytek zaczął wypełniać się ludźmi wszelkiej maści, od rzemieślników, przez kupców, kończąc na mnichach Klasztoru.

To właśnie jeden z nich przykuł uwagę Shone'a. Był to sam Illius Perp, ogłoszony niedawno przez Bractwo "grzesznym rozpustnikiem".
Andrew dosiadł się do mężczyzny i zamówił dwie porcje pitnego miodu. Zakup ten mocno nadszarpnął jego budżet. Początkowo chciał spić dawnego przeora, jednak w miarę, jak rozmowa się rozwijała, zmienił plany.

- Czemuś taki martkotny, bracie Perp? Masz, napij się ze mną i wylej żale...

- Dzięki Ci, młodzieńcze... A markotny jestem stąd, że nie dalej jak trzy miesiące temu zostałem po prostu oszukany, poniżony i zmanipulowany... Siostra Aurelia... Wyznała mi, że jest we mnie zakochana od dawna, jednak jak zapewne wiesz, spółkowanie miłosne między zakonnikami jest niemoralne i, jak prawił Orlando w piętnastym ustępie, na trzy wieki przed strąceniem swego kuzyna, Waullorta z Boskiej Gwardii, mającej na celu ochronę niezawisłości Atlura i jego żony, spółkowanie winno być między ludem, a nie Apostołami Ziemi... To samo rzekłem Siostrze Aurelii, jednak do niej te święte słowa nie trafiły.

- Cóż było potem? - spytał Andrew, w myślach zaś obmyślał sposób, jak całą historię wykorzystać dla własnego zysku.

- Dalej wszystko stoczyło się do wychodka pełnego ścierwa po sutym obiedzie zakrapianym spirytusem... Słuchaj tego... Ta okropna kobieta, nie! Ta żmija, to podstępne babsko, nagadało wszystkim, że złamałem przysięgi i brałem ją w klasztornej stodole, na sianie! Do tego ma trzech świadków, podstawionych i przekupionych oczywiście... I zgadnij, co zrobili Bracia Starsi? Uznali to za prawdę, wywalili mnie na zbity pysk do rzeczonej stodoły na roboty przymusowe. Po ich skończeniu utracę bezpowrotnie dostęp do Klasztoru i znajdę się w Spisie Grzeszników... Nie ma większego wstydu... A wszystko przez tą kobietę! Skandal!

- Nie chcesz się odegrać?

- Oczywiście, ale co ja mogę...?!

- Niewiele. Ale z moją pomocą... Też zostałm kiedyś oszukany. Znam to pragnienie zemsty.
Czym zajmuje się na codzień ta kobieta, Aurelia? Czymś odpowiedzialnym?

- Wraz z dwoma gwardzistami strzeże skarbca, dostała tę robotę po moim zwolnieniu...

- Skarbiec, bingo! - zakrzyknął Shone, rozlewając trunek. Po chwili sciszył głos. - Tak się składa, że potrzebuję kasy... Niekoniecznie Świętych Monet... Mogą być inne fanty... Ja się wzbogacę, oczywiście nie ukradnę wszystkiego, część odpalę tobie, za pomoc w dostaniu się do Klasztoru... Będziesz miał kapitał na nowe życie... A ta cała Amelia, czy Aurelia, będzie miała spooore kłopoty... To jak? Wchodzisz w to?

UPADŁE KSIĘGI #1 Czasy MgłyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz