➖epilog➖

3.2K 230 53
                                    

Zima nie oszczędzała nikogo, może nie była specjalnie mroźna, ale w ciągu zaledwie jednej nocy utworzyła się kilkudziesięcio centymetrowa warstwa białego puchu.

Blondyn po powrocie do domu zdziwił się nieco, gdy w salonie i kuchni nie zastał nikogo. Dom świecił pustką, dlatego postanowił wyjrzeć do ogrodu, bo przecież pogoda sprzyjała zabawie. To, co tam zobaczył, sprawiło, że po jego nieco zmarzniętym ciele rozlało się ciepło i wszystkie jego zakamarki wypełniła duma. Zobaczył piękną kobietę o rumianych policzkach i ciemnych włosach, które upstrzone zostały przez srebrzyste płatki śniegu. Marinette pomagała swoim pociechom - Emmie i Louisowi - lepić bałwana. Kochał ich ponad wszystko. Całą trójkę.

Marinette dała mu to, o czym marzył przez większość swojego życia - szczęście, odwzajemnioną miłość, a przede wszystkim rodzinę, której tak naprawdę nigdy nie miał. Tyle złych rzeczy musiało się wydarzyć w ich życiu, by nareszcie oboje odnaleźli siebie.

Gdy tylko spostrzegła swojego ukochanego stojącego na tarasie z bukietem błękitnych róż, jej zaczerwienioną twarz rozjaśnił szczery, szeroki uśmiech. Podeszła do niego i stanęła w znacznej odległości, wyczekując na jego ruch. Ten wręczył jej kwiaty i przysunął się do swojej małżonki na odległość kilkudziesięciu centymetrów, pragnąc jej bliskości.

- Codziennie dajesz mi kwiaty. - zauważyła, wtykając nos w delikatne płatki roślin. - Gdybym cię nie znała, pomyślałabym, że mnie zdradzasz.

- Miałbym zaprzepaścić to wszystko, o co walczyłem tak długo, dla jakieś panienki? - zaśmiał się. - Wiesz, że nigdy bym tego nie zrobił.

Adrien pochylił się nad nią, szykując do pocałunku, jednak, zamiast napotkać ciepłe wargi żony, jego usta natknęły się na coś zimnego i mokrego. Mężczyzna otworzył zdezorientowany oczy i zobaczył, jak ukochana otrzepuje dłonie z resztek białego puchu, a potem się wycofywała. Od razu pognał za nią. Brnąc tyłem przez śnieg, potknęła się i w akcie desperacji złapała się za szalik blondyna, który wydziergała mu na ostatnie urodziny, ciągnąc go w dół. Oboje ze śmiechem runęli w sporą zaspę. Mężczyzna odgarnął grzywkę z oczu swojej wybranki i nareszcie ją pocałował.

- Tata! - dzieci podbiegły ucieszone do rodziców.

- Byliście dziś grzeczni? - zapytał blondyn.

- Ja tak, ale Louis mi dzisiaj dokuczał. - poskarżyła się dziewczynka. - Rzucał we mnie śniegiem.

- Uciekajcie do domu. - polecił. - Babcia i dziadek przyjdą dziś po was. - zakomunikował swoim pociechom. - A ty wstawaj, bo jeszcze mi się przeziębisz. - pociągnął Marinette do góry i otrzepał ze śniegu, po czym klepnął ją w pośladek w celu ponaglenia.

- Nie przy dzieciach. - wymamrotała.

- Niech wiedzą, że rodzice się kochają. - uśmiechnął się łobuzersko, jak to czasem miał w zwyczaju.

- Byłeś u moich rodziców? - zmieniła temat.

- Owszem. - pocałował ją delikatnie. - Wstąpiłem tam po twój ulubiony sernik, a przy okazji twoja mama zaproponowała, że zabiorą dzieci na weekend. Dobrze, że chociaż Plagg został w domu, przynajmniej nie mógł się dobrać do ciasta. - zaśmiał się, przypomniawszy sobie sytuację sprzed kilku dni, kiedy to czarne kwami dopadło się do ulubionego wypieku jego małżonki.

🔴🔵🔴

- Myśleliście o powiększeniu rodziny? - zagadała Sabine.

- Mamo! - skarciła ją Marinette.

Może i była już dorosłą kobietą, lecz takie tematy nadal niesamowicie ją peszyły, powodując gorące wypieki na twarzy, szczególnie gdy zostawały poruszane przez jej bliskich.

Tak naprawdę, żadne z nich nie zdawało sobie sprawy z tego, że to drugie intensywnie o tym myślało. Adrien bał się poruszać ten temat, bo doskonale pamiętał te wszystkie nieprzespane noce, przez które jego żona, jak i on sam nie czuli się najlepiej. Za to Marinette nigdy nie podejmowała rozmowy z tym związanej, jej wrodzona nieśmiałość zwyczajnie na to nie pozwalała, jednak bardzo chciała mieć jeszcze jedno dziecko, wtedy czułaby, że ich rodzina jest kompletna.

Agreste odprowadził swoich teściów i dzieci do drzwi, życząc im udanego weekendu, po czym udał się do gościnnej łazienki, bo ich własna była okupowana przez jego żonę i tam przygotował się do nocy.

Marinette wchodząc do sypialni, pierwsze, na co zwróciła uwagę, to łóżko, na którym leżał Adrien, przybierający uwodzicielską pozę, a jego biodra przykryte były jedynie skrawkiem kołdry. Parsknęła krótko na ten widok, jednak i ona wczołgała się na miękki materac małżeńskiego łoża, a po chwili już siedziała okrakiem na jego udach.

- Wiesz... - zaczął.

- Chcę mieć dziecko, Adrien. - palnęła, przerywając mu.

- Miałem ci powiedzieć dokładnie to samo. - pocałował ją. Skoro oboje tego chcemy, to na co czekamy? - uśmiechnął się głupkowato.

- Najpierw mi powiedz, jak ci się podoba najnowsza kolekcja. - skierowała jego dłonie na tasiemkę trzymającą poły jej krwistoczerwonego szlafroczka.

- Nie widziałem projektów do tego modelu. - wybełkotał, podziwiając jej fikuśną, granatową bieliznę.

- Ta kolekcja ma bardzo wąskie grono odbiorców, Kotku. - wyszeptała mu do ucha, a jego dłonie szybko znalazły się na jej plecach.

🔴🔵🔴

- Myślisz, że nam się udało? - zapytała, leżąc u jego boku i spoglądając mu głęboko w oczy.

- Oczywiście, przecież jestem super płodny. - pocałował ją w czoło.

- Raczej super durny. - zaśmiała się.

- Kobieto, nawet nie wiesz, jak bardzo mnie uszczęśliwiasz. - wyznał. - Żadne słowa, czy gesty nie opiszą tego, jak bardzo cię kocham. - pocałował jej dłoń, którą kurczowo trzymał w swojej. - Chociaż dla pewności powinniśmy powtórzyć proces stworzenia potomka. - przewrócił ją na plecy i wygodnie usadowił się między jej nogami.

🔴19,4 tyś wyświetleń
🔴2,53 tyś gwiazdek
🔴1,36 tyś komentarzy
🔴32 rozdziały

Zapomnij ||Miraculous||Where stories live. Discover now