➖2.5➖

2.6K 218 43
                                    

W poniedziałkowy poranek byłem tak przybity, że nie miałem siły patrzeć na nikogo. Nie miałem też ochoty z nikim rozmawiać, a jednak musiałem iść do szkoły. Do końca roku nie zostało już dużo czasu, więc nie mogę sobie pozwolić na nieobecności, a przez cały szkolny okres już i tak nazbierałem sporo enek i trochę zaległości z materiałem.

Wiadomość, którą w środku nocy wysłał mi Nino, dobiła mnie jeszcze bardziej. Nie mogłem uwierzyć w jej treść, przez co niemrawo gapiłem się kilka godzin w matrycę urządzenia, myśląc, że to, co jest tam napisane, było tylko snem. A jednak nie.

Idąc szkolnym korytarzem, mijałem wszystkich uczniów, którzy byli zajęci własnymi sprawami. Miałem pustkę w głowie i tekst wiadomości przed oczami. Dlaczego wszystko musi się tak komplikować? Dlaczego mój ojciec musi się tak wpieprzać? Dlaczego nie mogę mieć normalnego życia jak normalny nastolatek, tylko jak jakiś pieprzony celebryta.

Wszedłem do klasy, a gdy tylko od niechcenia rzuciłem swoją torbę na blat pierwszej ławki, zostałem szarpnięty za łokieć, a dwie sekundy później coś obślizgłego przylgnęło do moich ust. Szczerze, to wolałem być poniewierany przez ojca, niż całowany przez Chloé. Miałem ochotę umrzeć albo zwymiotować. Kiedy żyła mama, mieliśmy buldoga, ślinił się jak cholera, a jednak blondynka go przebiła.

- Chodź pysiu, usiądziesz ze mną. - nim zdążyłem zaprotestować, pociągnęła mnie za bluzę w stronę rzędu pod oknami i popchnęła mnie na krzesło. Chwilę później w całej szkole rozbrzmiał dzwonek oznajmujący początek lekcji, a tuż po nim do klasy weszła nasza wychowawczyni.

Choé nie dawała za wygraną i cały czas próbowała nawiązać ze mną rozmowę, ja jej jednak nie słuchałem, tylko głupio przytakiwałem i uśmiechałem się sztucznie.

- Dupain - Cheng? - pani Bustier wywoływała Marinette - Dupain - Cheng - powtórzyła.

Rozejrzawszy się po klasie, stwierdziłem, że dziewczyny jeszcze nie ma. Pomyślałem, że pewnie znowu zaspała i się spóźni. Tak też było; drzwi do klasy otworzyły się, a w nich stanęła ciemnowłosa, potwierdzając swoją obecność.

Chloé nadal trajkotała niczym katarynka, a ja nadal przytakiwałem ze sztucznym uśmiechem. Czując na sobie czyjś wzrok, zerknąłem w tamtą stronę i spojrzałem prosto w śliczne tęczówki Marinette, które były jakieś puste, a jedyne co z nich potrafiłem wyczytać, to zawód. Po tej wiadomości od Nina nie zdziwiło mnie jej zachowanie.

Dziewczyna szybko odwróciła ode mnie wzrok, po czym podniosła rękę, pytając, czy może wyjść. Po przyzwoleniu opuściła klasę. Cała ta sytuacja przyprawiała mnie o dziwny ucisk gdzieś w klatce piersiowej. To naprawdę nie jest odpowiedni moment, żeby się w niej zakochać. Z drugiej strony chyba już dawno to zrobiłem.

Na przerwie stało się coś, czego wolałbym uniknąć. Chloé zaczęła mnie napastować - tak, to idealne określenie - na widoku całej szkoły; przyssała się swoimi ustami do moich. Słowo daję, szykuje się trauma do końca życia. Oczywiście wszystko musiała zobaczyć też Marinette. Poczułem się jak ostatni palant, kiedy rzuciła się biegiem i uciekła ze szkolnego dziedzińca.

Miałem najszczerszą ochotę zrobić to samo, jednak wiedziałem, że gdybym to zrobił, miałbym jeszcze bardziej przewalone u ojca. Wystarczy mi to, że już i tak mną pomiata to na lewo, to na prawo.

Po szkole wmówiłem Nathalie, że chcę gdzieś zabrać Chloé i wrócę później sam do domu. Blondynce natomiast wmówiłem, że mam sesję zdjęciową w parku. Chciała iść ze mną, jednak zbywałem ją tym, iż nie lubię, jak patrzy na mnie zbyt wiele osób. Udałem się niezauważony za szkołę i tam przemieniłem w Czarnego Kota.

Spacerowałem sobie po dachach kamienic, rozmyślając nad tym, jak marne jest moje życie. Usiadłem gdzieś w cieniu, zwieszając nogi. Westchnąłem ciężko. Moje życie naprawdę jest nic niewarte. Może by tak je zakończyć? Spojrzałem w przepaść pod swoimi nogami, niby nie jest zbyt wysoko, a jednak bliskie spotkanie z brukiem może ukrócić wszystkie moje męki. Przecież i tak nikomu nie jestem potrzebny. Nikomu też na mnie nie zależy, więc nikt nic nawet nie zauważy i nikt za mną nie będzie tęsknił. Mistrz Fu pewnie szybko znajdzie za mnie zastępstwo.

Z tych samobójczych myśli wytrąciła mnie czerwona smuga, która mignęła mi gdzieś w dali. Pewnie jakiś atak akumy. Postanowiłem to sprawdzić, przecież nie mogę pozwolić na to, żeby Biedronka sama broniła miasta. Goniłem ją, jej ruchy były jakieś nerwowe.

- Moja Pani, dzieje się coś? - zapytałem, kładąc jej dłoń na ramieniu, którą niestety szybko strąciła.

- Tyle razy ci powtarzałam, żebyś mnie tak nie nazywał! - oburzyła się. - Nie jestem twoją dziewczyną, żebyś mógł się tak do mnie zwracać!

Z jej oczu ciskały gromy. Jeszcze nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Położyłem po sobie uszy, żałując, że się do niej odezwałem.

- To szukasz akumy? - zapytałem, zmieniając temat.

- Blisko, szukam kryjówki Władcy Ciem. - odpowiedziała już spokojniej, rozglądając się na boki.

- Po co? - zapytałem, niczego nie rozumiejąc.

Patrzyła się na mnie, jak na osobnika o ujemnym ilorazie inteligencji, przez co tak się poczułem. Jej otwarta dłoń spotkała się z jej czołem.

- To się musi skończyć, Kocie. - powiedziała po chwili, patrząc mi w oczy. - Nie wytrzymam w tym mieście ani dnia dłużej.

- Chcesz mnie zostawić? - zdziwiłem się. - Biedronko, nie możesz tego zrobić. - Podszedłem do niej, jednak ona się ode mnie odsunęła.

- I tak miałam zamiar wyjechać stąd po maturze. - powiedziała prosto z mostu. - W tym mieście nie przytrafia mi się nic dobrego, a byłabym kretynką, zostawiając ci akumy na głowie. Co prawda mogę też zwrócić kolczyki, ale za bardzo przywiązałam się do Tikki, bez niej byłoby mi bardzo ciężko. A poza tym chcę zacząć wszystko od nowa, z dala od Paryża. - widziałem, jak walczy ze sobą, nie chcąc się rozpłakać i pokazać mi swoich słabości.

- Biedronsiu, widzę, że coś się z tobą dzieje, opowiedz mi to. - zmartwiłem się.

- To moje prywatne sprawy i niech cię to nie interesuje. - nawet na mnie nie spojrzała przed ucieczką.

Wieczorem wymknąłem się z domu, postanawiając się przewietrzyć. Zrobiłem to oczywiście, będąc pod postacią bohatera. Tak było mi łatwiej. A może by tak już na zawsze zostać Czarnym Kotem? Nie mogłem uwierzyć, że Biedronka tak po prostu chce stąd wyjechać. W sumie to z drugiej strony, gdybym tylko mógł, zrobiłbym to samo.

Nogi poniosły mnie pod piekarnię rodziców Marinette. Widziałem, jak dziewczyna stoi na balkonie i patrzy się smutno w Księżyc, którego blask odbija się od jej bladej twarzy i tych niesamowitych fiołkowych oczu, o których ostatnio nie mogę przestać myśleć. Tak bardzo bym teraz chciał do niej podejść, powiedzieć jej jakiś komplement, a nawet przemienić się przed nią i powiedzieć o wszystkim, co uknuł mój ojciec, a potem uciec z nią jak najdalej stąd. Wiem jednak, że nie mam co liczyć na happy end, mój ojciec przecież jest zdolny do wszystkiego. Jeśli dowiedziałbym się, że przez niego spadłby jej chociaż jeden włos z głowy, nie zawahałbym się na nim użyć mojej mocy.

Zapomnij ||Miraculous||Where stories live. Discover now