➖3.6➖

2.5K 214 31
                                    

A.

Umówiłem się z Alyą w tym samym parku, w którym lata temu zainstalowali pomnik mój i Biedronki. Byliśmy przedstawieni w dość dynamicznej pozie, a każdy element naszych sylwetek został dość dokładnie odtworzony. Muszę przyznać, że ten zazdrosny rzeźbiarz spisał się fenomenalnie. Swoją drogą, bardzo mi wtedy ulżyło, kiedy Marinette odróżniła mnie od tej tandetnej podróby stworzonej przez Władcę Ciem.

Tego też dnia miałem wprowadzić się do mojego domu na przedmieściach Paryża i nareszcie porzucić życie na walizkach. Nie mogłem się już tego doczekać. To miał być pierwszy krok do ustabilizowania życia.

Zniecierpliwiony spóźnieniem kobiety, z którą się umówiłem, zacząłem chodzić wokół ławki, na której do tej pory siedziałem. Jeszcze minuta i zwariuję. Nieco zezłoszczony, kopnąłem mały kamyczek, który zauważyłem pod moimi stopami. Natomiast z mojej krtani wydobyło się coś na kształt warknięcia. Ile można czekać?

- Coś taki nerwowy, Agreste? - usłyszałem z boku.

Kilka metrów od siebie zobaczyłem szatynkę, o której właśnie myślałem. Kobieta była widocznie rozbawiona widokiem mojej zdenerwowanej osoby.

- No nareszcie. - wyrzuciłem z siebie. - Ile można czekać?

Alya patrzyła na mnie wzrokiem wyrażającym zażenowanie. Westchnąwszy, spojrzała na wyświetlacz telefonu, który uprzednio wyciągnęła z kieszeni swoich spodni.

- Serio? - zapytała z ironią. - Serio? - powtórzyła. - Tylko dwie minuty. Dwie, Adrien dwie.

- Aż dwie! - odparłem podniesionym głosem.

- Ciszej, obudzisz mi małą. - upomniała mnie półgłosem.

A ja dopiero wtedy zauważyłem wózek ze śpiącą dziewczynką o ciemnej karnacji i brązowych loczkach, która przytula do siebie pluszowego konika. Była taka malutka i urocza. Na jej widok roztopiło mi się serce. Mam nadzieje, że i ja się kiedyś takiego szkraba doczekam. Dobra, na razie co innego jest ważne.

- Przepraszam - skruszyłem się. - To pomożesz mi?

- Najpierw muszę wiedzieć, co takiego chcesz tym zyskać. - usiadła na ławce i poklepała zachęcająco miejsce obok siebie. Przysiadłem się. - To, że ci uwierzyłam, nie znaczy, że ci ufam. Może nie mam z Marinette kontaktu, ale nadal jest dla mnie bardzo ważna. - zastrzegła.

- Wiem, dla mnie też jest ważna. - wyznałem. - I to nawet nie wiesz jak bardzo.

Bardziej szczerym w tamtym momencie być z nią nie mogłem. Marinette zawsze była dla mnie bardzo ważna. Przecież to ona została moją pierwszą, prawdziwą przyjaciółką. Przyjaciółką, w której się zakochałem. Przyjaciółką, która mnie pewnie nienawidzi. Ja jednak nie mogłem się ot tak poddać. Już raz to zrobiłem i fatalnie na tym wyszedłem. Muszę jej chociaż wszystko wyjaśnić, mimo że pewnie nie będzie chciała tego słuchać. Zrobię wszystko, żeby pozwoliła mi się wytłumaczyć. Będę się przed nią płaszczył, jeśli zajdzie taka potrzeba.

- Popilnujesz małej przez chwile? - zapytała, podsuwając mi wózek. - Ja zaraz wrócę.

Zanim zdążyłem przytaknąć, jej już nie było. W bardzo szybkim tempie zniknęła mi z oczu i tak po prostu wyszła z parku. Nie miałem pojęcia gdzie i po co. W duchu modliłem się jedynie o to, żeby córka Alyi się nie obudziła, bo wtedy byłbym skończony. Przecież ja nigdy nie miałem styczności z taką kruszynką. Ja nie mam pojęcia, jak postępować z dzieckiem. Panikowałem, tracąc przy tym całkowicie poczucie czasu.

- No i gdzie ona przepadła? - zapytałem sam siebie, spoglądając nerwowo to na bramę parku, to na nadal śpiącą w wózku dziewczynkę, błagając w myślach, żeby tylko się nie obudziła. Nawet się nie zapytałem, jak ona ma na imię. - Mogłaby już wrócić. - mruknąłem.

- Jesteś dzisiaj bardzo niecierpliwy. - usłyszałem.

Nawet nie wiem, kiedy ona przyszła. Ta kobieta jest jak jakiś ninja; porusza się szybko i bezszelestnie. Nawet jako Czarny Kot czegoś takiego nie potrafię. Patrzyła na moją zaskoczoną minę, by po chwili się roześmiać. Ja w tym nie widziałem nic zabawnego.

- Mogłabyś mi powiedzieć, dlaczego zostawiłaś mnie samego z twoim dzieckiem? - zapytałem z wyrzutem.

- Dlatego. - chwyciła moją dłoń i wcisnęła mi do niej małą, niebieską karteczkę.

Obejrzałem ją dokładnie i na jednej ze stron spostrzegłem starannie zapisane zdanie, a raczej nazwę. Była to nazwa jakiejś uczelni.

- Co to jest? - zapytałem głupio.

- Byłam u rodziców Marinette, geniuszu. - spojrzała na mnie z powątpieniem. - Nie mają jej dokładnego miejsca zamieszkania, ale wiedzą, gdzie się uczy. Studiuje tam projektowanie ubioru.

Zadowolony z uzyskanych informacji, wróciłem do motelu po swoje rzeczy. Po kilku miesiącach życia na walizkach nareszcie mogę mieszkać na swoim.

Będąc już w swoim nowym lokum, które okazało się fenomenalnie urządzone, zasiadłem przed biurkiem, na którego blacie leżał czarny laptop. Musiałem się dowiedzieć czegoś więcej na temat uczelni Marinette. Przeglądając stronę, moją uwagę przykuło pewne ogłoszenie.

Zapomnij ||Miraculous||Where stories live. Discover now