➖1.5➖

3.3K 268 125
                                    

W poniedziałek szłam do szkoły ze sztuczną pewnością siebie, a raczej biegłam jak zwykle spóźniona. Wpadłam do klasy, akurat wtedy, gdy pani Bustier wyczytywała z listy moje nazwisko, by sprawdzić, czy jestem obecna na lekcji.

Do swojej ławki szłam z przymrużonymi powiekami, podpierając się po bokach talii, nie zważając na nic, walnęłam plecak na ławkę, tworząc przy tym hałas, czym zwróciłam na siebie uwagę. Padłam na krzesło, po czym witając się z przyjaciółką, wyjęłam wszystko to, co potrzebne do lekcji.

Spojrzałam w kierunku naszej rudowłosej nauczycielki, jednak inna rudowłosa postać przykuła moją uwagę. Musiała minąć dłuższa chwila, zanim zrozumiałam, że w pierwszej ławce razem z Ninem siedzi Sabrina.

- Em, Alya? - zwróciłam się cicho do mojej przyjaciółki. - Co tu zaszło? - wskazałam na parę uczniów przede mną.

- Patrz. - dyskretnie wskazała palcem miejsce po drugiej stronie sali.

Podążyłam wzrokiem za dłonią przyjaciółki i widząc to, co się rozgrywało w rzędzie pod oknami, poczułam się jeszcze gorzej. W sumie to nawet miałam ochotę zwrócić zjedzone w dużym pośpiechu śniadanie. Adrien siedział z Chloé. To jednak było niczym. Najgorsze było patrzenie na to, jak córka burmistrza uwiesiła się jego ramienia, trzepotała swoimi rzęsami i trajkotała mu o czymś za uchem. Blondyn uśmiechał się do niej i przytakiwał. To nie był jednak szczery uśmiech, a coś w rodzaju tych uśmiechów, które widniały na niejednym zdjęciu wiszącym do niedawna na ścianie mojego pokoju. Nasze spojrzenia się skrzyżowały.

Podniosłam rękę w górę na znak, że chcę zadać nauczycielce jakieś pytanie.

- Tak Marinette? - zwróciła się do mnie kobieta.

- Mogę wyjść do toalety? - zapytałam szybko.

- Tylko wróć zaraz, bo omawiamy bardzo ważny temat. - zastrzegła profesorka.

Przytaknęłam i wybiegłam w pośpiechu z klasy. Wpadłam do łazienki dla dziewcząt na ostatnim piętrze, bo wiedziałam, że nikt mnie tam nie znajdzie ze względu na jakąś tam awarię. Oparłam się o ścianę pomiędzy starodawnym grzejnikiem a kominem wentylacyjnym i zjechałam po niej na sam dół. Podciągnęłam kolana pod brodę i hamowałam się z całych sił przed rozpłakaniem się. Moja kochana Tikki na szczęście nawet nie próbowała mnie pocieszyć, tylko w geście wsparcia przytuliła się do mojego nadgarstka. Byłam jej za to dozgonnie wdzięczna.

- Tikki, to się musi skończyć. - rzekłam z determinacją.

Wstałam i wróciłam do klasy.

Na przerwie Alya i Nino wyciągnęli mnie przed szkołę na świeże powietrze, co było dalekie od tego, gdzie chciałam się znaleźć w tym momencie.

- Marinette, jak możemy ci pomóc? - zapytała dziewczyna.

- To dupek, nie przejmuj się nim. - pocieszył mnie przyjaciel.

- Jest dobrze. - zapewniłam ze sztucznym uśmiechem. - Ja was przepraszam. - wstałam i pomimo tego, że miałam jeszcze cztery lekcje, uciekłam do domu.

Dlaczego? Bo nie chciałam patrzeć na te blond gołąbki, które się całują na oczach całej szkoły. Zakradłam się do domu, uważając, żeby przez okna piekarni nie zauważyli mnie rodzice. Weszłam po cichu do swojego pokoju, gdzie od razu przemieniłam się w Biedronkę. Muszę z tym wszystkim skończyć.

Zdeterminowana przemierzałam Paryż. Tak w zasadzie, to nie wiem do końca, czego dokładnie szukałam, wiedziałam jednak, że nie mogę odpuścić. Musiałam go znaleźć i raz na zawsze skończyć z tym cyrkiem. To i tak już trwało za długo.

- Moja Pani, dzieje się coś? - usłyszałam za sobą i poczułam jego dłoń na moim ramieniu. Szybko ją strąciłam i odwróciłam się w jego stronę.

- Tyle razy ci powtarzałam, żebyś mnie tak nie nazywał! - warknęłam do niego. - Nie jestem twoją dziewczyną, żebyś mógł się tak do mnie zwracać!

Postawa bohatera zmieniła się nieco; skulił się, a jego kocie uszy oklapły, odsunąwszy się ode mnie kilkanaście centymetrów, bąknął ciche przepraszam.

- To szukasz akumy? - zapytał niepewnie.

- Blisko, szukam kryjówki Władcy Ciem. - odpowiedziałam już spokojniej, rozglądając się na boki.

- Po co? - zapytał głupio.

Przyznaje, że w tamtym momencie nie mógł zadać mi głupszego pytania. Moja otwarta dłoń spotkała się z czołem i gdyby nie moja grzywka, zostałby tam czerwony ślad.

- To się musi skończyć, Kocie. - odezwałam się do niego. - Nie wytrzymam w tym mieście ani dnia dłużej.

- Chcesz mnie zostawić? - zdziwił się. - Biedronko, nie możesz tego zrobić. - Podszedł do mnie, jednak ja się od niego odsunęłam.

- I tak miałam zamiar wyjechać stąd po maturze. - powiedziałam prosto z mostu. Uznałam, że powinien to wiedzieć. - W tym mieście nie przytrafia mi się nic dobrego, a byłabym kretynką, zostawiając ci akumy na głowie. Co prawda mogę też zwrócić kolczyki, ale za bardzo przywiązałam się do Tikki, bez niej byłoby mi bardzo ciężko. A poza tym chcę zacząć wszystko od nowa, z dala od Paryża. - walczyłam z tym, żeby mój głos nie zaczął się łamać. Nie mogłam się rozpłakać, nie przy nim.

- Biedronsiu, widzę, że coś się z tobą dzieje, opowiedz mi to. - przybrał troskliwy ton głosu.

- To moje prywatne sprawy i niech cię to nie interesuje. - nie spoglądając na niego, skoczyłam na inny dach i pognałam przed siebie.

Czarny Kot wyglądał nieco inaczej niż zwykle. Jego zazwyczaj wesołe, pełne życia, energii i niesamowitej pewności siebie oczy, były inne, zamglone, a powieki opuchnięte.

Do domu weszłam przez drzwi od mieszkania, przywitałam się z rodzicami, po czym z górą ciastek znajdujących się na talerzu wdrapałam się do swojego pokoju, a potem na taras. Popołudnie było piękne, dlatego postanowiłam je spędzić na powietrzu, przypominając sobie lekturę, którą obecnie przerabiamy w szkole.

Nie dbałam nawet o to, że większość leżących na talerzu ciastek, zniknęła w moim żołądku. Najwyżej będę gruba, mówi się trudno.

Zapomnij ||Miraculous||Where stories live. Discover now