➖2.8➖

2.4K 218 78
                                    

Ostatni dzień mojego życia nadszedł szybciej, niż myślałem. Starałem się to odwlec jak najdalej albo w ogóle do tego nie dopuścić, jednak jako jedyny nie miałem nic do powiedzenia. Według mojego ojca i Vanessy wszystko już dawno było dopięte na ostatni guzik. Nawet jakbym się zabił, to i tak dopilnowaliby, żeby Chloé została panią Agreste. Gdzieś na świecie na pewno praktykuje się śluby z nieboszczykami, nawet jeśli ślubu miałby jej udzielić jakiś naćpany szaman.

Od balowej nocy nie widziałem ani Marinette, ani Nina. Nie mam pojęcia, co się z nimi dzieje, ale pozostaje mi tylko życzyć im szczęścia na wspólnej drodze życia. Może chociaż im się uda, bo ja nie mam szans na żadne szczęście. Szkoda, że zraziłem ich oboje do mojej osoby, ale tak jest dla nich lepiej i bezpieczniej.

Przez ostatnie dni nie próżnowałem. Chodziłem w tajemnicy do jednego z lepszych prawników w mieście, którego polecił mi kolega z treningów szermierki. Jak się później okazało, owym prawnikiem była jego mama. Muszę przyznać, że faktycznie była dobra w swoim fachu.

Celem moich wizyt w kancelarii było spisanie intercyzy. Musiałem to zrobić, bo czułem, że te dwie pazerne blondynki puszczą mnie kiedyś z torbami. No cóż, pieniędzmi ojca mogą sobie szastać na lewo i prawo, ale na moich nie położą tych swoich wymalowanych szponów.

Rankiem, przed całym tym cyrkiem związanym z moim ślubem, poszedłem z dość grubym plikiem zadrukowanych kartek do Chloé, mając totalnie gdzieś to, że nie powinienem widzieć panny młodej przed ślubem, bo przyniesie nam to pecha. Prychnąłem na tę myśl, popychając ciężkie drzwi, dopóki mi nie ustąpiły i nie mogłem przez nie przejść.

— Pysiu, a co ty tu robisz? — pisnęła, chowając się za parawan. — Adrienku, to przyniesie nam pecha, nie powinieneś mnie teraz widzieć.

— Chloé, nie obchodzi mnie to. — wyciągnąłem z teczki arkusze, które tylko ona jeszcze musiała podpisać. — Podpisz to. — oznajmiłem oschle.

— Ale, Pysiu, co to jest? — wzięła dokumenty do rąk.

— Intercyza. — przedstawiłem jej zaistniałą sytuację krótko, zwięźle i na temat.

— Ale… ale… — chciała zaprotestować, lecz ja nie dałem jej dojść do słowa.

— Tylko spróbuj coś o tym powiedzieć swojej matce albo mojemu ojcu. — zagroziłem twardym tonem.

Blondynka wykonała moje polecenie, składając drżącą dłonią w odpowiednim miejscu swój podpis.

Ten dzień, na który było zdecydowanie za wcześnie, zakończył moje życie. Kiedy zobaczyłem idącą do ołtarza Chloé, miałem ochotę strzelić sobie z karabinu prosto między oczy. Jeszcze nigdy nie widziałem tak niesmacznie wyglądającej panny młodej. Miałem wrażenie, że ta i tak za ciasna suknia, jest na nią za mała o jakieś dwa rozmiary. Usilnie próbowałem przywołać obraz innej kobiety, która powinna znaleźć się na jej miejscu.

Zapomnij ||Miraculous||Where stories live. Discover now