I. Stare-nowe miejsca

2.4K 202 148
                                    

            Pociąg dalekobieżny wtoczył się powoli na stację. Zaskrzypiał przeraźliwie, a następnie prychnął i zastygł, otwierając swe wrota. Wylały się z niego tłumy ludzi. Pan w zielonym berecie i pomarańczowej kamizelce, młode małżeństwo z czwórką urwisów, starsza pani i cały ogrom innych pasażerów. Nowoczesny i równie zatłoczony dworzec przytłaczał ilością przelewających się przez niego mas ludności, klikających kasowników, automatów z biletami oraz komunikatów personelu w głośnikach.

Niski, złotowłosy chłopak o ciemno-niebieskich oczach, opalony jak jakiś turysta wraz z ciut wyższą dziewczyną dosłownie wypchnięci z pociągu, znaleźli się na peronie. Nastolatek zadarł groźnie rękawy musztardowego swetra i wachlując się wolną ręką, stęknął. Tuż za nimi podążała także kobieta, dzierżąca grantową walizkę w paski.

– No to jesteśmy – powiedziała, stając koło dzieci.

Chłopak rzucił jej niechętne spojrzenie, a dziewczyna chwyciła za swoją różową torbę z rzeczami, naśladując skwaszoną minę brata. Nie mówiąc nic więcej, ruszyli z bagażem przed siebie. Słońce jak na złość grzało niemiłosiernie, co w Londynie zdarzało się nader rzadko. Oczywiście nowo przybyły był pewien, iż wszechświat się na niego uwziął i chce za wszelką cenę udowodnić mu, że noszenie swetrów w lipcu jest piekielnie zły pomysłem. Co wcale takowym nie było, wcale...

– Pamiętacie tamtą starą bibliotekę? – zapytała matka wskazując dłonią w kierunku zadbanego budynku.

Po białych ścianach pięły się rzeźbione wzory roślinne, a wielkie okna wychodzące na londyńskie ulice, dumnie ukazywały rąbka tajemnicy skrytej w starych murach czytelni.

– Kiedyś się w niej zgubiłaś, Harry – westchnęła patrząc z czułością na córkę jakby nie mogła uwierzyć, że minęło już tyle czasu.

– A mi się dostało, bo cię nie upilnowałem – mruknął John.

Kobieta poczochrała mu jego złote włosy uśmiechając się promiennie.

– Uwielbiałeś tam chodzić – stwierdziła – potrafiłeś przesiadywać pomiędzy regałami całe dnie.

Harriet spojrzała na brata ze zdziwieniem.

– Nie wierzę! Przecież w Bristolu nie widział księgarni na oczy!

Jasnowłosy mruknął coś pod nosem. Był w wyjątkowo złym humorze. Kochał Londyn. Spędził w nim całe dzieciństwo, ale w końcu gdy ułożył sobie życie w nowym miejscu, matka postanowiła znowu się przeprowadzić i wrócić do starego mieszkania. I jeszcze ta kontuzja... Nie rozpaczał nad tym, ale musiał przyznać, że w głowie już mu szumiało od problemów i czarnych myśli. Watson szczerze wątpił czy ktokolwiek będzie go jeszcze pamiętać, nie było go tutaj od lat. Stał się dużo bardziej markotny. Już nie był tym samym przebojowym, uśmiechniętym dzieckiem. Poza tym nie był już tak otwarty, aczkolwiek wciąż starał się być szczery. Czasem aż za bardzo.

– Taxi! – krzyknęła blondynka podbiegając szybko do żółtego pojazdu.

Matka wraz z chłopakiem także zapakowali się do auta i już po chwili gnieździli się razem na tylnych siedzeniach z upchanymi na kolana torbami i walizką w nogach.

– Pierwszy raz w Londynie? – zapytał taksówkarz spoglądając w lusterko.

– Pierwszy raz od lat – odpowiedział John.

I wtedy się zaczęło.

***

          Kierowca zawiózł ich wyjątkowo korzystną trasą więc po dwudziestu minutach stali na parkingu przed osiedlem. Po błękitnym niebie sunęły pierzaste chmury wyglądające jakby Zeus poszarpał je gigantycznym widelcem z nudów. Ciepło odbijało się od betonowego podłoża zwiększając temperaturę na około co Watson potraktował jako kolejne wyzwanie i chcąc udowodnić swoją wytrwałość dalej gotował się w swetrze.

SZTUKA //teenlockWhere stories live. Discover now