20

556 34 4
                                    

Justin's POV

-Jeśli chcesz, żebym go dopadł, musisz jechać razem ze mną i ze mną współpracować- uśmiechnąłem się, widząc, jak jej oczy powiększają się do rozmiaru piłek do tenisa. Była cholernie zdziwiona moją chorą propozycją.

-Zapomnij!- krzyknęła, a ja już wiedziałem, że nie będzie tak łatwo, jak mogłem przypuszczać.- Możesz sobie prowadzić to swoje śledztwo i myśleć, że tym u mnie zaplusujesz, ale wiedz, że kompletnie się mylisz! Nie jesteś w stanie zrobić NIC, powtarzam NIC, przez co bym ci wybaczyła! Możesz odstawiać sobie jakiś teatrzyk, próbując zwalić winę na kogoś innego, ale wiem, że to ty go zabiłeś!

-Teraz ty mnie posłuchaj!- krzyknąłem, czując, że narkotyk bierze nade mną górę. Podszedłem do niej i chwyciłem ją mocno za ramiona, zmuszając, żeby na mnie spojrzała.- Nie pozwolę ci się tak kurwa do mnie zwracać! Myślisz, że kim ty niby jesteś, żeby tak mną pomiatać?! Nie jestem twoim chłopcem na posyłki, a to, że oferuję ci moją pomoc, to tylko przejaw mojej dobroci! Nie zabiłem prawniczka, bo po pierwsze; nie dotarłbym tam samochodem w dwa dni, musiałbym zamordować go później. Samolotem też nie mogłem lecieć, bo jestem poszukiwany w całym kraju, więc rozpoznaliby mnie od razu! Nie mogłem go zabić! To fizycznie niemożliwe! Więc mogłabyś chociaż przez chwilę to docenić, a nie zgrywać niewdzięczną sukę!- potrząsnąłem jej wątłym ramionami, czułem, że zaczynam tracić panowanie nad sobą.- Chyba powinnaś coś teraz powiedzieć!

-Przepraszam-szepnęła, wbijając wzrok w swoje buty. Miałem nadzieję, że było jej głupio i miała pieprzone wyrzuty sumienia.

-Nie słyszę!
-Przepraszam!-zaczęła szlochać, próbując się uwolnić z mojego uścisku.
-Zapamiętaj sobie; jestem w stosunku do ciebie cierpliwy, ale mam swoje granice! A ty właśnie jedną z nich przekroczyłaś! Jeśli jeszcze raz... Aaaaaaaa! Kurwa mać!
Obróciłem się, żeby zobaczyć co spowodowało tak wielki ból w moim ramieniu i ujrzałem rozjuszonego psa, walczącego i dyszącego ciężko, jak po wielkim wysiłku. Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami, ale później zerknąłem na swoje ramię. Było całe we krwi.

-Zapierdolę cię, kundlu! Pójdziesz na kiełbasy!- rzuciłem się w stronę psa, który jakby tylko na to czekał. Zawyłem z bólu, kiedy wbił zęby w moją dłoń. Natychmiast się cofnąłem, ale pies nie puszczał. Patrzył mi prosto w oczy, jakby triumfował swoje zwycięstwo. Żałowałem, że nie wziąłem pistoletu...

-Daisy! Przestań!- to Maddie, wreszcie zaczęła odganiać psa.- Kochana Daisy, dziękuję! Ale już wystarczy... Nic mi więcej nie zrobi, zobacz, jak go załatwiłaś!

Pies zerknął na swoją właścicielkę i puścił moją rękę, a ja ponownie wrzasnąłem z bólu. Pies jakby nigdy nic, podbiegł do swojej pani, żądny nagrody i kiedy Mad głaskała to psisko, ja zwijałem się na podłodze umazanej krwią, z bólu.
-Nie pomożesz mi?!- wydyszałem w jej stronę nieźle wkurwiony.

-Właśnie to rozważam. W zasadzie mogłabym teraz oddać cię w ręce policji i mieć spokój.- oznajmiła z chytrym uśmieszkiem, podnosząc przy tym prawą brew do góry.

Zagięła mnie.

Nie wierzę, że naprawę to powiedziała! Po tym wszystkim, co dla niej zrobiłem! Ja jej oferuję pomoc, a ona tak mi się odwdzięcza?

-Wiesz, że wtedy stracisz szansę na poznanie prawdziwego mordercy?-wydyszałem.

1:1 Maddie

-Poznam go i co mu powiem? „Cześć, czy to ty zamordowałeś mojego chłopaka? Pytam, bo strasznie leży mi na sercu, kto to zrobił."

-Obiecuję ci, że przy pierwszej okazji, zabiję go. Bylebyś tylko była szczęśliwa. Maddie, przecież to ja, twój Justin. I nadal tak samo cię kocham. Obiecuję ci, że będziesz bezpieczna, a jeszcze odegrasz się na tym zwyrodnialcu.
-Nie chcę się na nim odgrywać. Obiecaj mi, że kiedy go spotkamy, wydasz go w ręce policji, ale nie zabijesz. Obiecaj!

-Obiecuję... Ale musisz też wiedzieć, że facet może byc nieobliczalny, nie wiem jeszcze, dlaczego zabił Davida, ale jestem prawie pewny, że może mieć również coś do ciebie. Więc pamiętaj, że nie spuszczę z ciebie ani na chwilę oka, rozumiemy się?- zapytałem i przyglądałem się zakłopotanej brunetce, wyczekując jej odpowiedzi.

Nic nie powiedziała, jedynie kiwnęła głową na znak potwierdzenia.
-Mad, kochanie, czy to znaczy, że się zgadzasz na mój pomysł?
Wzruszyła ramionami, widziałem na jej twarzy zrezygnowanie.
-Tak, chyba tak. Nie mam nic do stracenia. A teraz wstań, muszę cię opatrzyć, albo zawieść do szpitala, co raczej nie wchodzi w grę, prawda?

Uśmiechnąłem się tylko i skinąłem głową. Co prawda Maddie nadal wzdrygała się, kiedy tylko mnie dotknęła, ale zgoda na wspólną podróż, to był niewyobrażalnie duży krok. Cieszyłem się jak dziecko, ona znowu będzie moja! Będę się bardoz starał.

Madison POV

-Jeszcze ta kurtka. Łap!- złapałam kurtkę w locie i upchnęłam ją do walizki.
-Może spakuję jeszcze kanapę, co?-powiedziałam suchym głosem, ale szybko tego pożałowałam.

Usłyszałam jego cichy śmiech i poczułam ręce na swoich ramionach.
-Kochanie- wyszeptał mi do ucha.- Nie żartuj ze mnie. Zobaczysz, że ci się to przyda, chyba, że chcesz ją specjalnie zostawić, żeby móc później chodzić w moich ciuchach, co?- szybko wstałam z podłogi i uciekłam w drugi kąt pokoju. Nie chcę, żeby mnie dotykał, a nawet do mnie mówił. Nie jestem w stanie zapomnieć naszej przeszłości, tego co zrobił i tego co usiłował.

-Wsadź sobie te ciuchy w...- nie dokończyłam. Może dlatego, że zbyt mocno bałam się jego reakcji. Justin był typem osoby bipolarnej, mógł zrobić dosłownie wszystko.

-Widzę, skarbie, że masz jednak trochę rozsądku. To dobrze...- zaczął iść w moją stronę, a mnie ogarniała coraz większa panika.
-Stój, zostaw mnie!- krzyknęłam głośno, wciskając się w róg pokoju.

-Kochanie, wiesz, że będziesz siedziała ze mną w jednym samochodzie, prawda? Musisz ze mną jakoś wytrzymać
-Wiem, ale...- zawahałam się.- Musimy coś ustalić.
-Co tylko chcesz, księżniczko.
-Nie będziesz mnie tak straszył, dotykał, ani w ogóle zbliżał, kiedy ja tego nie chcę.- powiedziałam stanowczo na jednym wydechu, ale kiedy wyrzuciłam z siebie te obawy, poczułam się lżej.

-Maddie, zapewniam, że prędzej,czy później będziesz tego chciała, zobaczysz.- puścił mi oczko i chwycił moją dłoń, przykładając ją do ust, kiedy...
-Co to do cholery jasnej jest?!- usłyszałam jego donośny krzyk.
-C-co?- wysapałam przerażona jego nagłym wybuchem.

-To!- wskazał palcem na pierścionek zaręczynowy, znajdujący się na moim palcu.
-To.. prezent od rodziców Davida. Miał być od niego-pociągnęłam nosem.
-Zdejmij go!
-Nigdy w życiu!
-Natychmiast!
-Nie!
-Babygirl, zdejmuj to!
-Nie będziesz mi rozkazywał, a zwłaszcza jeśli chodzi o rzeczy związane z Davidem!
-Będę, jeśli będę miał na to ochotę, bo jesteś moja-
podszedł do mnie jeszcze bliżej i zaczął mną szarpać.-
Nie możesz nosić tego gówna, bo jesteś TYLKO moja!
-Powaliło cię?! Puszczaj! Puść mnie, rozumiesz?

Justin POV

-Kochanie, przepraszam, ja nie chciałem. Skarbie, spójrz na mnie-chwyciłem ją w ramiona i mocno przytuliłem, jednak kiedy usłyszałem za plecami głuche warczenie, wiedziałem, że muszę się odsunąć.
-Daj mi spokój, dam sobie radę. Po prostu wyjdź z mojego mieszkania, proszę.
Słysząc jej łamiący się głos, sam miałem ochotę się rozpłakać. Nie chciałem jej zostawiać, ale wiedziałem, że tak będzie teraz najlepiej. Szybko wyszedłem z mieszkania, zamykając za sobą drzwi.

-Ty idioto!-warknąłem do siebie. Czułem, że narkotyk powoli przestaje już działać, a ja zaczynam się uspokajać.- Znowu ją skrzywdziłem. Jestem ostatnim skurwielem!
Usiadłem na chodniku i ukryłem twarz w dłoniach. Wszystko idzie nie tak...
____________________________________

I jest trzeci rozdział!
Jeszcze cztery przed Wami😉Spodziewaliście się, że Maddie się zgodzi, albo, że Justin wróci do swojego dawnego zachowania? Nawet my nie spodziewałyśmy się, że tak się to potoczy. Planowałam coś zupełnie innego, ale... ostatecznie jest tak. Podoba się?
Mam nadzieję.😁
Do jutra!

In the Dark | Kontynuacja "Black Eyes"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz