24

524 36 5
                                    

Maddie POV

-Gdzie dokładnie chcesz go szukać?-odwróciłam głowę w stronę Justina, przerywając na chwilę dokładne oglądanie mijanych po drodze budynków.- O ile on istnieje...-dodałam w myślach.

Chłopak westchnął ciężko, jakbym conajmniej pytała go o to już setny raz i niespodziewanie zaczął grzebać w kieszeniach spodni.
-Łap!-rzucił w moją stronę swój telefon.- Wejdź w zaplanowaną trasę i zobacz.
-Nie prościej byłoby mi to po prostu powiedzieć?- zerknęłam na niego z ukosa.
-Nie, Maddie muszę się skupić, a poza tym jest jakaś druga w nocy i sądzę, że jestem na tyle zmęczony, że nic byś nie zrozumiała z mojego tłumaczenia.

Przewróciłam oczami i zerknęłam na telefon.
-A hasło?- znów obróciłam głowę w jego kierunku.
-Twoja data urodzenia- uśmiechnął się złośliwie, a ja spojrzałam na niego, jak na wariata. On naprawdę...
-Żartuję!- zaśmiał się, a ja mimo woli zadrżałam, słysząc ten dźwięk. Nie był to ładny, melodyjny śmiech, podobny do tego, jakim często raczył mnie David. To był psychiczny i szorstki śmiech, doskonale pasujący do czterdziestoletniego mężczyzny, siedzącego w więzieniu już kilkanaście dobrych lat, za zabójstwo swojej żony i dzieci.

-Daj- podałam mu telefon, a on oddał mi go, po wcześniejszym wpisaniu hasła.
-Aplikacja mówi, że jesteśmy teraz w... Georgii. A dokładny cel podróży to...-kliknęłam palcem w małą chorągiewkę, oznaczając ostateczne miejsce, w które chcemy dojechać.-Ostateczny cel podróży to... Kentucky? Dlaczego akurat tam? Mówiłeś, że on prawdopodobnie jest...
-Prawdopodobnie może się ukrywać w kilku miejscach. Jednym z nich jest Kentucky. Na liście jest jeszcze Michigan, Wisconsin, Colorado, Idaho i Arizona, czyli najbardziej prawdopodobna z opcji.

-Sporo tego- mruknęłam, studiując trasę, wyznaczoną na mapie w telefonie chłopka- A wiesz miej więcej, gdzie w tych miejscach może się ukrywać?
-Znam okolicę, mniej więcej-powiedział tak cicho, że ledwo usłyszałam.
-Mniej, czy więcej?- nie dawałam za wygraną.
-Mniej- wyszczerzył zęby, w bezczelnym uśmiechu.- Ale ciesz się, Shawty, pozwiedzasz.

Jęknęłam głośno, przecierając rękami zmęczoną twarz. Super...
-Nie załamuj się, kochanie- mrugnął do mnie.- To prawie, jak podróż poślubna, tylko przed ślubem.
-Nie będzie żadnego ślubu, Justin.-powiedziałam stanowczo.
-Kochanie, chcę być z tobą już zawsze-popatrzył na mnie, a ja szybko odwróciłam wzrok.
Tylko fakt, że jest jedyną osobą, która może wiedzieć cokolwiek o rzekomym „mordercy Davida", sprawia, że nie poszłam jeszcze na policję, zgłosić gdzie tak naprawdę się ukrywał.

-Nie będziemy razem już nigdy, radzę ci się z tym pogodzić. Chciałeś mi pomóc? Super! Ale jeśli liczysz na coś więcej, to wiedz, że z mojej strony się tego nie doczekasz.
-Skarbie, nie mów tak. Ranisz mnie...
-Wyobrażasz sobie, jak ty zraniłeś mnie? Porwałeś mnie...
-Wcale nie! Twoi rodzice powierzyli mi cię pod opiekę.
-Myśląc, że jesteś wynajętym przez nich człowiekiem! Oszukałeś ich i mnie! Chciałeś mnie zgwałcić...
-Co?! Nieprawda! Nigdy nie zmusiłbym cię do niczego, nie miałbym serca!
-Ale zmusiłeś!
-Nie!
-Tak i to wielokrotnie!
-Nieprawda, Maddie! Chcesz postrzegać mnie, jako największe zło twojego życia i najgorsze, co cię w nim spotkało, a jednak, świadomie czy nie, ciągle dajesz mi te pierdolone szansy! Rozprawa sądowa, trzy lata temu, pamiętasz?- wciągnęłam gwałtownie powietrze.- Nie powiedziałaś, że morduję ludzi, posiadam nielegalną broń, nie raz cię uderzyłem, sprawiłem, że cierpiałaś...-jego głos stał się bardzo dziwny. Nie był już przepełniony pewnością siebie i nonszalancją. Teraz był załamany i coraz cichszy.- Maddie, wiem, że bardzo cię skrzywdziłem, ale... Odsiedziałem parę miesięcy, resztę spędziłem w psychiatryku, łącznie... jakieś trzy lata i wiesz co? Wiesz o kim wtedy myślałem? W każdą nocy, myślałem o tobie, Mad. O twoim uśmiechu, oczach, o całej tobie. I o tym, co by było, gdybym wtedy cię nie skrzywdził... Pewnie bylibyśmy szczęśliwą parą. Ja to wszystko spieprzyłem. Ale staram się! Kurwa...staram się to naprawić, jak nigdy! Mógłbym wziąć cię siłą, mieć twoje ciało, ale... ja cię kocham i... nie zniósłbym tego, gdyby stało ci się coś złego. A zwłaszcza z mojej winy.-spojrzał na mnie, ale tym razem nie odwróciłam wzroku. Patrzyłam prosto w jego oczy, ukryte za brązowymi soczewkami. Wiedziałam, że nosi je tylko dlatego, żebym mniej się go bała. Pamietam, jak kiedyś powiedziałam, że jego oczy są piękne i nie musi zakładać soczewek.- Staram się, żebyś mi wybaczyła! Jeżdżę po całym kraju, żeby dowiedzieć się czegokolwiek o jakim nieistotnym chuju, który zabił twojego chłopaka i nawet nie wiesz, jak jest mi z tym ciężko! Mam pomścić kogoś, kto mi cię zabrał, Maddie. Cholernie dziwnie się z tym czuję, bo normalnie pewnie wysłałbym mu jeszcze kwiaty i list z podziękowaniem, ale chcę, żebyś była szczęśliwa.

Z każdym jego słowem, moje serce drgało, jakby wypompowywała się w nie gorycz i zmieszanie.
-Przestań tak mówić! To nic nie zmieni...
-Naprawdę, Maddie? A może jednak...- wyraźnie zwolnił bieg samochodu i jeszcze raz spojrzał mi głęboko w oczy. Nawet się nie zorientowałam, kiedy poczułam jego usta na swoich. Szybko jednak odzyskałam zdrowy rozsądek.

-Kurwa, ty mała suko!-wrzasnął, kiedy go spoliczkowałam. Daisy zaczęła szczekać, a Justin wychylił się w moją stronę, chcąc (najwyraźniej) chwycić mnie i przyciągnąć do siebie. Wcisnęłam się jak najdalej, w róg samochodu. Byłabym gotowa otworzyć drzwi i wyskoczyć, kiedy...

-Uważaj!- wrzasnęłam, patrząc przez przednią szybę, na nadjeżdżający z przeciwnej strony tir.
Justin szybko obejrzał się i w ułamku sekundy szarpnął gwałtownie kierownicą. Pod wpływem tego ruchu, zjechaliśmy na sąsiedni pas, gdzie chłopak nadal próbował odzyskać panowanie nad jadącym (teraz już bokiem) pojazdem. Justin ponownie szarpnął kierownicą i auto zjechało z asfaltowej drogi, na wąską polną dróżkę, gdzie uderzyło w pobliskie drzewo.

Niektórzy po prostu się nie zmieniają.

____________________________________

I jest! Bardzo proszę! Czytać, oceniać i pisać, czy się podoba😂

In the Dark | Kontynuacja "Black Eyes"Where stories live. Discover now