3

872 57 3
                                    

Justin's POV

Stojąc przed salą sądową i widząc zamieszanie panujące na korytarzu, odczuwałem lekki niepokój. Dookoła mnie kręciło się mnóstwo ludzi. Dało się słyszeć kilka głosów, rozmawiających ze sobą z ożywieniem. Oni wszyscy byli tutaj, żeby mnie osądzić i rozliczyć tylko z tego, że chciałem dać Madison moją miłość. No cóż.. Nie tak to miało wyglądać. Ale mimo wszystko wiem, że nikt z obecnych w tym budynku, nie pomyślałby nawet, że ten skuty kajdankami psychol może żywić do kogoś szczere uczucia. To jest popieprzone, doskonale o tym wiem, ale nareszcie w moim życiu jest  ktoś, dla kogo bije moje serce. Kątem oka zerkam teraz na witającą się z rodzicami, po drugiej stronie korytarza moją cudowną dziewczynkę. Kocham w niej dosłownie wszystko. Jej wspaniały charakter, sposób bycia, dobroć, wrażliwość, ale także piękny uśmiech, lśniące włosy, cudowne oczy, mały nosek i kilka, widocznych tylko z bliska piegów, na jej opalonych policzkach.
Jakiś facet otworzył drzwi, prowadzące na salę i krzyknął w stronę Maddie, że mogą już wchodzić.

Czy to właśnie ten dzień, w którym brunetka powie przed sądem całą prawdę, a ja trafię do pierdla i nie zobaczę mojego skarba przez (zapewne) bardzo długi czas? Czy to właśnie ten dzień, w którym ją stracę? Nie, zdecydowanie  bym się z tym nie pogodził. Moje miejsce jest przecież przy niej, powinienem cały czas się nią opiekować, a oni chcą nas od siebie oddzielić.

Po kilku minutach usłyszałem kobiecy głos, mówiący o "wprowadzeniu oskarżonego". Naprawdę śmieszy mnie to, jak za każdym razem, gdy jakiś młody policjant ma się do mnie zbliżyć, zaczynaj drżeć mu dłonie. Uśmiechnąłem się pod nosem.
Czas się zabawić chłopcy, no bo chyba nie myśleliście, że będzie tak łatwo.
Gdy tylko chwycili mnie pod ramiona, zacząłem się szarpać, kopać i wierzgać, próbując nie tyle; wyrwać się, co mieć z tego choć odrobinę zabawy. W trójkę dali radę wciągnąć mnie na salę sądową i mimo, że dalej trzymali mnie mocno, czułem, że słabną. Ach, gdybym teraz tylko miał broń... Zostałbym z Maddie już na zawsze. Właśnie, Madison! Zacząłem  rozglądać się po sali, jednocześnie przestając się szarpać. Jest tam.. Moja słodka Maddie.. Z bliska dostrzegłem, że dzisiaj wygląda jeszcze  piękniej, niż zwykle. Dałem się spokojnie poprowadzić na miejsce, cały czas patrząc na dziewczynę.
Kiedy jednak zobaczyłem, jak jakiś kutas przytula moją dziewczynkę, eksplodowała we mnie złość i na nowo zacząłem się szarpać, nie panując nad swoim zachowaniem. Chciałem jedynie go zabić, chciałem, żeby zdychał w męczarniach, co wykrzykiwałem w jego stronę, nie szczędząc przy tym przekleństw. To takie niesprawiedliwe! Przecież to ja powinienem być na miejscu tego skurwiela. Policjantom ledwo udało się nade mną zapanować, lecz ku mojej wielkiej radości, Mad odsunęła się od tego idioty.

Niecałą minutę później zaczęła się rozprawa, ale ja siedziałem, jak na szpilkach, nie mogąc doczekać się zeznań Madison. Byłem ciekawy co powie i czy będzie chciała całkowicie mnie pogrążyć.
Pewnie tak, w zasadzie zniszczyłem jej życie. A przynajmniej dobry rok z jej życia.
Minuty mijały, a w miarę słów, wypływających ze słodkich ust Maddie byłem w coraz większym szoku.

Dlaczego ona do cholery mnie kryła i nie powiedziała sądowi prawdy?!
Czyżby moja dziewczynka jednak nie życzyła mi źle? A może ona jednak mnie kocha..

  °    °    °

Sędzia właśnie ogłosił wyrok.

Dwa lata więzienia.

Dwa lata bez Madison, bez osoby, którą kocham. Przez pierdolone dwa lata jej nie zobaczę, nie usłyszę jej cudownego głosu, nie poczuję jej skóry pod palcami.

Spojrzałem na nią z bólem w oczach, starając się zapamiętać każdy szczegół jej twarzy, zdając sobie sprawę, że widzę ją prawdopodobnie ostatni raz na cholerne dwa lata.
-Przecież twoja krew płynie w moich żyłach, Dolly... Powiedz mi, jak mam zapomnieć o tym co nas łączyło?-wyszeptałem cicho, wpatrując się w wychodzącą właśnie Madison. 
-Ale obiecuję ci, to nie koniec skarbie, niedługo się zobaczymy.

  °    °    °

Po skończonym procesie, dwoje policjantów podeszło do mnie i siłą wyprowadzili mnie z ogromnego pomieszczenia. W tamtym momencie w moim sercu była jedynie wielka pustka. Dwa lata spędzone samotnie, w celi, bez mojego słodkiego aniołka, było niczym wieczność. Bo przecież nikt nie jest bardziej samotny, niż człowiek siłą zabrany od swojej miłości.
Mężczyźni zaprowadzili mnie do tymczasowego aresztu, gdzie miałem czekać na przewiezienie do więzienia, czyli, według ich cholernych żarcików - "Mojego nowego domu, gdzie na pewno poznam ludzi takich jak ja".

Każdy chętnie robił ze mnie potwora, nie zważając zupełnie na moją szczerą sympatię do pewnej drobnej brunetki. Nigdy nie byłem zakochany, a gdy wreszcie poznałem tak cudowną dziewczynę, to oczywiście wszystko musiało się spieprzyć. Witam w moim chorym i niesprawiedliwym życiu.

I to wszystko dlatego, że chciałem być po prostu szczęśliwy, spełniony.  Chciałem spędzać każdą chwilę z osobą, którą darzę przeogromnym uczuciem.

°    °    °

*Rok później*

-Pobudka!- zmarszczyłem brwi i powoli otworzyłem zaspane oczy. Kolejny dzień, coraz bliżej końca- podpowiedział mi mój wewnętrzny głos. Dokładnie dziś mija rok od rozprawy sądowej, podczas której skazano mnie na dwa lata pozbawienia wolności.
Tylko 365 cholernych dni i znów zobaczę moją myszkę, będziemy wreszcie razem, a wtedy żaden kutas nas nie rozdzieli, już o to zadbam. Na samo wspomnienie tego faceta, przytulającego ją w sądzie, mam ochotę kogoś wykastrować. Na tą chwilę on jest pierwszy na liście. Ciekawe, czy Maddie dalej utrzymuje z nim kontakt..

Podniosłem się z kurewsko niewygodnego materaca i rozmasowałem kark. Rozejrzałam się po celi, którą dzieliłem ze starszym ode mnie facetem - Rob'em. Jego skazali za przemycanie i handel dragami. W gruncie rzeczy to dobry facet, szkoda, że jeszcze trochę tu posiedzi. Co do naszej celi, to nie była ona czymś szczególnym. Ot, zwykła, niewielka klitka, w której stały dwa małe łóżka, metalowy stolik, jedna półka i toaleta. To tyle, wszystko, czego potrzebowali gwałciciele, przemytnicy, złodzieje i mordercy.

Jest godzina 6:30, więc za chwilę zostaniemy sprowadzeni na śniadanie. 
Nie minęła nawet minuta, a w drzwiach stanął policjant, który zaprowadził mnie i Rob'a na ogromną stołówkę, gdzie schodzili się już inni więźniowie.

I pomyśleć, że każdy z nas ma zupełnie inną historię i powód, dla którego jest w tym zapomnianym przez Boga miejscu.

Po otrzymaniu posiłku, który z resztą codziennie wyglądał tak samo, podszedłem do dużego stołu i usiadłem na samym jego końcu. Spożywałem swój posiłek w ciszy i zamyśleniu, który niestety przerwał głos jednego z więźniów.
-Ej, ty, przystojniaczku.. Wiesz, że możemy cię tak urządzić, że cię mamusia rodzona nie pozna?
Uniosłem lekko brwi, i zaśmiałem się pod nosem, nie obdarzając tego człowieka nawet przelotnym spojrzeniem. Coś czuję, że szykuje się powtórka z rozrywki.

-Patrzcie chłopaki, piękniś nagle ogłuchł!- pozostali wybuchnęli głośnym śmiechem, a ja tylko patrzyłem spokojnie w okno.
Pierwszy cios, drugi, trzeci, upadek z krzesła, krzyki policjantów, próbujących odciągnąć ode mnie napastników, nagły posmak krwi w ustach i zamazany obraz.
Zanim jednak straciłem przytomność, zebrałem się w sobie, żeby wyszeptać:
-Przysięgam Hudson, że kiedy już stąd wyjdę, nawet twój anioł stróż zesra się ze starchu. A to wszystko za to, że przez ciebie gniję w pierdlu.

______________________________________

In the Dark | Kontynuacja "Black Eyes"Where stories live. Discover now