9

649 37 1
                                    

Madison's POV

-Nie ma mowy! Oni łamią prawo, nie dając ci spokoju i męcząc spotkaniami z człowiekiem, który otrzymał sądowy zakaz zbliżania się do ciebie! To jest karalne, można to zgłosić! Grozi im conajmniej... Zresztą, nieważne! Nie pójdziesz tam, po prostu powiedz, że nie pójdziesz! Nikt, ale to nikt nie ma prawa cię do tego zmusić!
David od piętnastu minut krzyczał na mnie, strasząc przy okazji Daisy i (zapewne) sąsiadów.

-Zgłupiałeś?! Oczywiście, że nie pójdę, on zniszczył mi życie, przez niego bałam się wychodzić z domu, przecież już ci to mówiłam! Mam przeliterować?!    N-I-E   P-Ó-J-D-Ę! Dotarło?!

Byłam zła. Nawet bardzo zła, wręcz wściekła. Kiedy tylko zadzwoniłam do mojego chłopaka, mówiąc mu, że jakiś dyrektor szpitala psychiatrycznego nakłania mnie do spotkania z moim porywaczem i niedoszłym gwałcicielem, rozłączył się, a dziesięć minut później zobaczyłam go w drzwiach mojego mieszkania. Prawdę mówiąc był szybki... Teraz, patrząc na jego wykrzywianą w grymasie złości twarz, czułam się bardzo dziwnie. Jeszcze nigdy nie był tak wściekły, a przynajmniej nie widziałam go w takim stanie. Po części rozumiałam jego złość, ponieważ dla mnie to też nie była idealna sytuacja.

-A może tylko tak mówisz?-przewróciłam oczami, słysząc jego bezpodstawne oskarżenia- A może ten cały Ross przekonał cię i pójdziesz się z nim spotkać, co?! A może ty go kochasz?! Przecież w sądzie nie powiedziałaś prawdy, kryłaś go! I do tej pory nikt nie rozumie dlaczego to zrobiłaś. Jesteś zdziwiona, że wiem? Twoi rodzice powiedzieli mi jak było naprawdę. Nie powiedzieli tylko, dlaczego skłamałaś pod przysięgą. Może to dlatego, że zabujałaś się w tym sadyście?! No powiedz mi jaka jest prawda!

Mimo, iż wiedziałam, że powiedział to w złości i wcale tak nie myśli, to w moich oczach stanęły łzy.

-Jak możesz?!- powiedziałam łamiącym się głosem- Jak możesz myśleć, że go kocham? On zniszczył mi życie, zamknął mnie w swoim domu i więził przez tak długi czas, a lekarz chyba ci wyjaśnił, że to, co czułam do niego, kiedy mnie przetrzymywał, to pierwsze objawy syndromu sztokholmskiego. Nie kocham go, ani nigdy nie kochałam, rozumiesz?! Jak mogłeś... w ogóle tak pomyśleć?- usiadłam na kanapie i ukryłam twarz w dłoniach, starając się powstrzymać płacz. Ale niestety na próżno...

Przez chwilę w pokoju panowała cisza i napięta atmosfera, ale na szczęście usłyszałam kroki skierowane najprawdopodobniej w moją stronę.
-Przepraszam Madison...- usłyszałam po chwili i poczułam czyjeś oplatające mnie ręce- Po prostu bardzo się boję, że on znowu może chcieć zrobić ci krzywdę. Bardzo cię kocham i nie przeżyłbym tego. Jeszcze raz przepraszam, nie powinienem był na ciebie krzyczeć.- wypowiedział cicho do mojego ucha.

W tamtym momencie całkiem się rozkleiłam z bezsilności, pozwalając aby mnie przytulił i głaskał uspokajająco po głowie. Wiem, że byłam na niego zła, ale miałam nadzieję, że zrozumie moją sytuacje. Wraz z telefonem tego człowieka wszystkie wspomnienia wróciły i nie, nie chcę tam iść, ale czuję, że David dalej mi nie wierzy. Nawet nie poczułam, kiedy zasnęłam w jego ramionach.

-Dzień dobry!
-Dzień dobry...ty pewnie jesteś opiekunem Madison?
-Tak, jestem Justin. Miło mi ciebie poznać.

-Nie chcę, żebyś mnie całował i podglądał.
-Już nie będę, jeśli tego nie chcesz...tylko zostań.

-Justin...ja chcę wrócić do domu.
-Przysięgam, że jeśli nie pojedziesz tam, gdzie ci każę...wydłubię ci oczy.

-Nie wstydź się... jesteś perfekcyjna.
-Justin...
-Przepraszam, nie umiem się powstrzymać widząc ciebie.

-Justin? Co ze mną zrobisz?
-A jak myślisz?
-Zabijesz mnie?
-Tak myślisz? Nigdy w życiu. Kocham cię, Madison. Jesteś moim tlenem, sensem życia. Przepraszam, że nie jestem idealny.

-Kocham cię. Chcę się tobą zajmować, zabierać na romantyczne kolacje... wiem, że jestem popierdolony, ale wiem też, że cię kocham, Madison. Nie umiem się powstrzymać, żeby się nie uśmiechnąć, kiedy cię widzę.

-Zdradź mi, o czym myślisz.
-O twoich oczach...
-Przepraszam...zapomniałem o soczewkach...
-Nie musisz ich zakładać, Justin. Są piękne...
-Cały czas mnie zaskakujesz, skarbie. Kocham cię.
-Ja... ja...chyba też cię kocham...

-Dlaczego mnie kochasz, Madison? Jestem potworem...
-Nie jesteś, Justin. Tak bardzo starasz się zmienić...
-Dla ciebie...oddałbym wszystko co mam...

Obudziłam się w środku nocy, zalana potem i łzami. Te wszystkie wspomnienia powracały. Chciałam choć na chwilę przestać myśleć o tym chorym śnie, więc wstałam z łóżka (na które pewnie zaniósł mnie David, kiedy zasnęłam) i podeszłam do okna, otwierając je na oścież, jednocześnie wsłuchując się w odgłosy tętniącego życiem miasta. Usiadłam na parapecie i zamknęłam oczy, jednak, kiedy przede mną pojawiła się twarz Justina, szybko je otworzyłam, pociągając nosem i ocierając oczy. Zaspana Daisy poczłapała w moją stronę ze zwieszonym ogonem i zapewne zastanawiając się, co takiego wymyśliłam, w czasie, kiedy powinnam spać, przysiadła blisko okna, przekrzywiając głowę.

Uśmiechnęłam się, patrząc w jej mądre oczka i wróciłam do obserwowania miasta. Jak wielkie miałam szczęście, że mogę teraz na nie patrzeć. Gdyby tamten wypadek spowodował trwałe uszkodzenie wzroku, prawdopodobnie już nigdy nie zobaczyłabym nikogo, ani niczego. Moje losy potoczyłyby się zupełnie inaczej, albo w ogóle... przestałyby się toczyć. Kto wie co by się stało, gdybym musiała zostać z nim na zawsze, zdana na jego łaskę. On w jakiś dziwny, pokręcony sposób chciał mojego dobra, ale nie zauważał, jak wielką wyrządzał mi krzywdę. Tak zdecydowanie zachowuje się tylko chory człowiek.

Potrząsnęłam głową i ponownie zerknęłam na suczkę, która usilnie walczyła teraz ze zmęczeniem, próbując nie zamykać oczu.
-Och, Daisy... Co ty zrobiłabyś na moim miejscu?

I stało się... Zaczynałam mieć wątpliwości, czy napewno dobrze zrobiłam, odmawiając doktorowi Ross'owi spotkania z Justinem. Lekarz mówił, że jest z nim bardzo źle. Oczywiście podobno robi ogromne postępy w terapii i nie ma już obsesji na moim punkcie, ale świadomość, że staję się dla niego coraz bardziej obojętna, niszczy go od środka. Z tego, co dobrze zrozumiałam, ostatnio nawet próbował się zabić. Ta informacja zszokowała mnie najbardziej, czy to mozżliwe, że ta terapia aż tak go zmieniała?
Ten cały Ross powiedział też, że gdyby mnie zobaczył, uzyskałby motywację do dalszej walki i dalszego leczenia. Jego zdaniem, Justinowi bardzo pomogłaby moja wizyta.
Ale podjęcie tej decyzji jest najtrudniejsze.

-Co o tym mylisz, Daisy? Nie doszłoby przecież do bezpośredniego spotkania, byłabym za szybą, a ten lekarz mówi, jak bardzo on cierpi. Nie jest mi go żal, ale... on mógł mnie zabić, kiedy tylko miał ochotę, a jednak tego nie zrobił, czyli w pewien pokręcony sposób, jakby uratował mi życie. Teraz moja kolej, muszę mu się zrewanżować! Jedno spotkanie i zapominamy o sprawie, a ja nie mam żadnego długu. Tylko... jak mam powiedzieć o tym Davidowi?
Na słowo „David", na wpół śpiąca już Daisy, zamerdała ogonem i westchnęła głośno, jakby z rozkoszą. Chłopak zawsze kojarzył jej się ze smakołykami i przekąskami. Zaśmiałam się cicho, spoglądając na świecący w oddali księżyc i gwiazdy wokół niego.
-Zdecydowanie to nie jest dobra decyzja. Ale muszę spróbować... Zrobię to, bo muszę spłacić dług za moje życie...

______________________________________

Maddie się spotka z Justinem! Kto jest ciekawy jak to będzie wyglądać?  Miłej resztki weekendu majowego i do zobaczenia w... prawdopodobnie piątek.

In the Dark | Kontynuacja "Black Eyes"Where stories live. Discover now