2

911 45 7
                                    

Madison's POV

Właśnie stoję przed budynkiem sądu i wpatruję się w duże dębowe drzwi, nie mając odwagi wejść do środka. To dzisiaj. Dzień, w którym mam pogrążyć człowieka, przez którego musiałam tak bardzo dużo wycierpieć. Za moment wejdę tam, opowiem jak było naprawdę, a jego wsadzą do więzienia. Powinnam się cieszyć, prawda? Więc dlaczego nie jestem ani trochę zadowolona..
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Na wyświetlaczu zobaczyłam napis "Mama".

-Halo, mamo?- powiedziałam słabym i łamiącym się głosem.
-Madison, gdzie ty jesteś? Czekamy na ciebie z ojcem w środku, jeżeli zaraz nie przyjdziesz, spóźnisz się.
-Tak, wiem. Ja... zaraz będę.

Wrzuciłam telefon z powtotem do torebki i wzięłam głęboki wdech, żeby chociaż trochę się uspokoić, ale niestety na niewiele się to zdało.
Ostrożnie uchyliłam drzwi i weszłam do środka. Z zewnątrz budynek wydawał się dużo większy, niż był w rzeczywistości. Szłam długimi korytarzami, strarając się uspokoić i znaleść rodziców, którzy obiecali czekać na mnie przed salą sądową.
Nagle usłyszałam krzyki i odgłosy szarpaniny, a chwilę później ujrzałam policjanta, szarpiącego się zapewne z więźniem, którego rozprawa dopiero się zakończyła. Mężczyzna był niższy od funkcjonariusza o głowę, ale ten, mimo wszystko nie potrafił nad nim zapanować.

Po kilku sekundach szamotaniny, przybiegli inny policjanci i zaczęli okładać więźnia pałkami, a jeden z nich wyciągnął nawet paralizator. Nie zdążył go użyć, bo mężczyzna zemdlał.
Przerażona tym, co właśnie zobaczyłam, pobiegłam przed siebie i nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam płakać. Oni byli dla niego tacy brutalni i bezlitośni. W tamtym momencie coś do mnie dotarło. Ja nie mogłam skazać Justina na taki sam los. Fakt, jest mordercą, który dodatkowo mnie uwięził, ale.. obiecał przecież, że nic mi nie zrobi i na razie dotrzymał słowa. Chciał tylko, żebym go pokochała i na swój, dziwny i niebezpieczny sposób to okazywał. Nic więcej... I za to ma spędzić swoją młodość w więzieniu? Byłam rozdarta i naprawdę nie wiedziałam co zrobić. Prawdopodobnie, gdyby nie zobaczyła sceny, która przed chwilą rozegrała się w korytarzu za mną, poszłabym na tę rozprawę i opowiedziałabym wszystko tak, jak było. Ale teraz..? Pogubiłam się..

-Madison!-krzyk mojej mamy, rozwiał zamyślenie-Moja córeczka, myśleliśmy już, że nie przyjdziesz.-mama przytuliła mnie. Ponad jej ramionami, zobaczyłam swojego tatę, który rozmawiał z jakimś wysokim, ubranym w ciemny garnitur człowiekiem. Wtem mężczyźni obrócili głowy, a gdy mnie dostrzegli, podeszli do nas. Mama puściła mnie i stanęła obok taty.
-Madison-odezwał się-Poznaj naszego prawnika, pana Davida Hudsona.
-Bardzo mi miło-powiedziałam i podałam mu rękę, a on ją ucałował.
-Cała przyjemność po mojej stronie, przykro mi jedynie, że spotykamy się w takich okolicznościach. Ale.. lepsze te niż żadne, prawda?-spojrzał mi prosto w oczy, a ja spóściłam wzrok. Czułam że moje policzki są już koloru fuksji.

David był bardzo przystojny. Nie wydawał się być dużo starszy ode mnie, może najwyżej sześć lat. Miał śliczne niebieskie oczy i brązowe włosy, a rysy jego twarzy były dużo delikatniejsze do rys Justina.
Gdy ktoś gwałtownie otworzył drzwi, na końcu korytarza, otrząsnęłam się z zamyślenia i spojrzałam a tamtym kierunku.
-Proszę wejść na salę!-krzyknął w naszą stronę niski człowiek, stojący w drzwiach.
-Zapraszam cię-David, jak prawdziwy gentelman przytrzymał drzwi i zaprosił mnie gestem ręki do środka, by po chwili wejść za mną.
Jeszcze nigdy nie byłam w budynku sądu, a co dopiero na rozprawie sądowej. Możecie sobie więc wyobrazić moje zdenerwowanie, a jednocześnie ciekawość.
Pomieszczenie było duże i przestronne, po obu jego stronach stały ławki, a na środku stało miejsce, w którym zapewne miał zasiąść sędzia.

Wtem drzwi otworzyły się z hukiem i zobaczyliśmy ciemną masę, składającą się z około trzech umundurowanych policjantów, trzymających wyrywającego im się z całej siły chłopaka. Jego wzrok był rozbiegany, ale kiedy mnie ujrzał, przestał się rzucać i dał się spokojnie poprowadzić na miejsce, cały czas na mnie patrząc.
Czy to możliwe, że działałam na mordercę, jak lek uspokajający?

In the Dark | Kontynuacja "Black Eyes"Where stories live. Discover now