⊱ PIERWSZY ⊰

1.9K 184 112
                                    

     Jej pierwsza miłość właśnie się skończyła. Wyśmiana... Podeptana...

     Słońce świeciło wysoko na błękitnym, bezchmurnym niebie, promieniami otulając rozleniwione gorącem miasteczko. Po ulicach snuło się niewielu ludzi; ci rozsądniejsi schronili się przed ciepłem w domu, reszta albo przesiadywała w pracy, albo udała się na wakacje w bardziej lub mniej urocze miejsca. Zwykły, upalny dzień lata. Lecz w sercu Leili obficie padał deszcz, a jego szum co jakiś czas zagłuszały ryki burzy.

     Długo powstrzymywane łzy wyswobodziły się z uwięzi, wyznaczając mokre ścieżki na alabastrowych policzkach dziewczyny. I choć chciała, nie mogła ukrócić ich wolności. Raz oswobodzone nie zamierzały jej słuchać, pragnąc dać upust smutkowi. Jednak słone krople nie przynosiły żadnej ulgi, pozostawiając ją wyłącznie bardziej zrozpaczoną i dziwnie pustą.

     I jedyne pocieszenie odnajdywała w tym, że w obecnej sytuacji nikt jej nie widział, posyłając pytające, czasami bynajmniej nie z troski, spojrzenia.

     Podobno rozmowa z drugą osobą, podzielenie się z nią bólem, tym, co nas dręczy, przynosi swego rodzaju ulgę. Jak nigdy potrzebowała teraz tejże leczniczej konwersacji, lecz nie czuła, by słowa przeszły jej przez gardło. Co innego, gdyby wypowiedziane słowa mogły pozostać nieusłyszane... Wtedy łapczywie sięgnęłaby po magię zdjęcia ciężaru z serca.

     Przyspieszyła kroku. Chciała jak najszybciej pobyć w samotności we własnym pokoju, przemknąć do niego niezauważona, wypłakać się w poduszkę, zasnąć i obudzić się kolejnego dnia z odrobinę mniej pokaleczoną duszą.

     Minąwszy kawiarenkę, zatrzymała się. Wpierw musiała się uspokoić. Powrót w takim stanie nie wchodził w grę, zwłaszcza że mogła zauważyć ją ciocia — jedyny domownik, gdyż zarówno mama, jak i tata udali się w podróże służbowe.

     Wyciągnęła telefon, w wygaszonym ekranie próbując ocenić wygląd. Skrzywiła się, gdy ujrzała rozmazany tusz układający się w przeróżne smugi. Czego się spodziewała?

     Monitorując swe poczynania, ustawiała głowę pod różnymi kątami, dłonią starając się zetrzeć czarne ślady goszczące pod oczami i kreślące ścieżki na policzkach. I gdy uznała, że zrobiła wszystko, co leżało w jej mocy, doprowadzając się do w miarę znośnego stopnia, ponownie ruszyła przed siebie.

     Lecz nie dane jej było bezproblemowo pokonać tych niewielu metrów dzielących ją od upragnionego domu. Ledwo skręciła w prawo, siła wyższa zmusiła Leilę do zaprzestania marszu.

     Na jej trasie znajdował się chłopak — nieprzychylne zrządzenie losu wieńczące ostatnią prostą wędrówki. Nic szczególnego, aczkolwiek niedogodnego. Zwyczajnie przeszłaby obok niego, choć ze spuszczoną głową i możliwie jak najszybciej, gdyby nie jego zachowanie, które wydało się Leili podejrzane.

     Ciemnowłosy stał na krawędzi chodnika. Wyglądał, jakby chciał przejść przez jezdnię, lecz się wahał. Wtem zza zakrętu wyjechał samochód. Nieznajomy nawet nie spojrzał w jego kierunku. Nic sobie z tego nie robiąc, zawiesił nogę nad asfaltem, gotowy, by wkroczyć na drogę wprost pod koła pędzącego pojazdu.

     Leila głośno przełknęła ślinę, a serce rozpędziło się w szaleńczym galopie, jakby chciało wyrwać się z piersi i uciec z nią czy bez niej. W pierwszym odruchu cofnęła się, ale zaraz skarciła się za zamiar odwrócenia wzroku. Nie tak powinna się zachować!

     — Hej! — chciała krzyknąć, lecz zamiast tego wyszedł złamany pisk. — Hej! — ponowiła próbę drżącym głosem, na co chłopak nijak nie zareagował.

CiszaWhere stories live. Discover now