⊱ DWUDZIESTY PIĄTY ⊰

491 45 31
                                    

     Leila czuła się, jakby wstała lewą nogą. Wszystko ją drażniło, począwszy od promieni słonecznych wciskających się przez nieszczelność w zasłonie. Wręcz skopała z siebie kołdrę i wstała z brzydkim grymasem. Z taką też miną powędrowała do kuchni. Skrzywiła się jeszcze bardziej, gdy otworzyła lodówkę, której wnętrze ani trochę nie zmieniło się przez ostatnie godziny. Sięgnęła do półki po przypadkową zupkę błyskawiczną. Na wczorajszym wypadzie zdążyła zaopatrzyć się w parę różnych, oczywiście za namową Samanthy, która zarzekała się, że dzisiaj wybiorą się na większe zakupy.

     Usiadła przy stole i zamieszała makaron w kubeczku. Wzięła pierwszy kęs. Jej wzrok przykuł stosik naczyń w zlewie. Jako że sama niewiele brudziła, zrezygnowała z używania zmywarki. Jednak jej postanowienie o ręcznym myciu dość szybko umarło. Gdyby zobaczyła to ciocia, złapałaby się za głowę.

     Z ciężkim westchnieniem podeszła do brudnych naczyń i umieściła je w zmywarce. Przynajmniej z jej użytkowaniem nie miała najmniejszego problemu. Co ona robiła przez te lata, że zwyczajne czynności domowe ją przytłaczały? Nic. Zupełnie nic. Siedziała zadowolona na dupsku, a wszystko robiło się samo. Oglądała filmy czy seriale. Nie posiadała żadnej konkretnej perspektywy na życie. A ciocia zajmowała się domem. Leila pomagała jej czasem przy sprzątaniu, ale na tym kończył się udział dziewczyny. Diana nie nalegała, a ona nie wykazywała chęci.

     Gdyby nie uparła się na samotne dwa tygodnie, nie uzmysłowiłaby sobie, że potrafiła tak niewiele, że była tak nieprzygotowana do życia. I czuła się z tą świadomością fatalnie. Dorosłość nie zaczynała się od liczy, a od postępowania.

     Włożyła łyżkę do niedokończonego posiłku. Jakoś straciła apetyt.


     Powrót do pracy wcale nie okazał się takim złym, jak przypuszczała. Owszem, nadal obawiała się, że Adrian któregoś dnia zaskoczy ją atakiem paniki. Ta myśl zawsze będzie leżała z tyłu głowy. Jednak tym razem już mniej bała się, jak się zachowa, a co ważniejsze — czy odpowiednio się zachowa. Rozmowa z Samanthą dużo jej pomogła. Przestała obwiniać się, że zrobiła zbyt mało, że mogła postąpić inaczej. Uwierzyła, iż w danym momencie, uczyni wszystko, na co będzie ją stać. Musiała przestać porównywać się do innych. W końcu ona, to ona — nikt za nią nie przejdzie przez życie.

     — W porządku? — zapytał Sean. Od dłuższej chwili przyglądał się dziewczynie, już nawet nie silił się na dyskrecję. Ona jednak nie zważała na niego. Wydawała się nieobecna. — Jesteś jakaś zamyślona.

     Nie zareagowała. Odczekał parę sekund i delikatnie trącił łokciem jej łokieć. Dopiero wtedy niespiesznie skierowała na niego uwagę.

     — Wszystko w porządku? — Ponowił pytanie.

     — Tak. Czemu miałoby być inaczej? — odpowiedziała szybko, co tylko spowodowało, że Sean podejrzliwie zmarszczył brwi.

     — Martwisz się o Adriana? — Tylko to przyszło mu do głowy. Wiedział, że jeśli sam nie podsunie problemu, Leila dobrowolnie się nie przyzna.

     Potaknęła, gdyż tak było jej na rękę. W końcu po części mieściło się to w granicach prawdy, natomiast drugiej połowy nie zamierzała zdradzać.

     — Z nim jest w porządku — rzekł uspokajająco. — Wydaje się przechodzić przez to lepiej niż my.

     — To chyba dobrze? — dopytała niepewnie. Coś w głosie Seana nakazywało jej myśleć inaczej. — W końcu nie użala się nad sobą i idzie naprzód.

     — Niby tak, ale...

     Sean wsparł się przedramionami o blat lady. Smętnie zwiesił głowę i milczał długi czas. Leila czekała cierpliwie, najpierw jedną minutę, później drugą, uciekła kolejna. Myślała już, że zaniechał dokończenia wypowiedzi. Obeszła więc chłopaka i oddaliła się w stronę drzwi. Wyjrzenie na zewnątrz stanowiło lepszą opcję niż tkwienie w napiętej ciszy. Była w połowie drogi przez salę, gdy usłyszała:

CiszaWhere stories live. Discover now