⊱ DWUDZIESTY PIERWSZY ⊰

640 83 39
                                    

     Silnik zawarczał uruchomiony. Sean delikatnie wyjechał z podjazdu i sprawnie włączył się w ruch, który swoją drogą wcale nie prezentował się okazale. Słońce jeszcze jasno oświetlało drogę, a termometry pokazywały powyżej dwudziestu stopni Celsjusza, gdy o dziewiętnastej ruszyli do sklepu.

     Adrian, gdy tylko koła samochodu zaczęły się toczyć, jedną dłoń zacisnął na pasie, drugą zaś na uchwycie przy drzwiach. Dawało mu to swego rodzaju poczucie bezpieczeństwa. Co prawda minimalnego, ale lepsze to niż żadne.

     Nie przyznał się nikomu, jak silne emocje nim targały. Nie pisnął ni słówkiem, gdy na samą myśl o samochodzie żołądek zawiązywał się w ciasny supeł, że brakowało mu oddechu, jakby ktoś dusił go za gardło lub miażdżył klatkę piersiową.

     Za nic w świecie nie chciał stchórzyć. Nie chciał odwrócić się plecami i schować w pokoju. Nie tyle pragnął wykazać się odwagą dla innych, co zwyczajnie dla samego siebie. Dla własnej satysfakcji, że tym razem coś zrobił, a nie zanurzył głowę w piasek. Pokonał swój lęk.

     Z przodu toczyła się rozmowa. Sean ukradkiem zerkał na Leilę, co niezbyt podobało się Adrianowi. Wolał, żeby brat całkowicie skupił się na prowadzeniu. Czuł wibracje telefonu. Zapewne dziewczyna pisała do niego. Nie przeczytał, nawet nie sięgnął po telefon. Jakoś nie potrafił puścić pasa i uchwytu drzwi.

     Zapatrzył się w fotel przed nim. Jak najszybciej pragnął dotrzeć do celu, opuścić tę przerażającą machinę.

     Wtem samochód ostro przyhamował, aż Adrianem szarpnęło do przodu. Pas bezpieczeństwa w porę się zablokował, chroniąc go przed niechybnym zderzeniem z oparciem.

     — Cholera! — wykrzyknął Sean i mocno wcisnął klakson, trąbiąc na kierowcę, który wyjechał na drogę tuż przed maską. Sprawca niedoszłego wypadku nie przejął się, jakby nigdy nic pojechał dalej. — No, idiota, no!

     — Masakra — wymamrotała Leila. Ręce przytknęła do piersi, w której intensywnie łomotało serce.

     Gdyby jechał szybciej... Gdyby się zagapił... Gdyby był odrobię bliżej... Gdyby...

     Dość! Każde kolejne gdyby przyprawiały go o coraz mocniejsze zawiązywanie się żołądka w supeł i mdłości. Mogło skończyć się nieprzyjemnie, jednak do niczego nie doszło. Nikt nie ucierpiał, samochód nawet nie draśnięty — na tym winien się skupić, obecnie to stanowiło najważniejszą kwestię.

     Powoli ruszył i zjechał na najbliższe pobocze przystosowane do postojów. Musiał chwilę ochłonąć. Prowadzenie w obecnym stanie nie byłoby najlepszym pomysłem. Dłonie trzęsły mu się niemiłosiernie, a ciało pochłonęło ciepło opadającej adrenaliny.

     — Wszyscy cali? — zapytał. Napisał też wiadomość.

     Rozejrzał się po pasażerach. Leila skinęła głową, natomiast Adrian milczał. Tępo wpatrywał się przed siebie i ciężko oddychał. Pomachał mu przed twarzą, jednak brat nijak zareagował.

     Adrian bowiem przeniósł się gdzieś indziej. Intensywne przeżycie pobudziło jego umysł, a ten zgotował chłopakowi ponowne przeżycie koszmaru, z którego nie mógł się otrząsnąć bezpowrotnie rzucony na pożarcie przeszłości.

     Mknęli przez noc. Zdecydowanie przekroczyli dozwoloną prędkość.

     Śmiał się. Nie wiedział jednak, czy z żartu kuzyna, czy z opowiadanej przez niego historii. Za nic nie potrafił przypomnieć sobie ani jednego słowa. Otulała ich melodia płynąca z radia, lecz jej również nie potrafił przywołać. Ostatnie dźwięki, które dane mu było usłyszeć. Uleciały daleko — nieuchwytne jak motyl, delikatne niczym podmuch wiaterku na skórze — jakby od początku nie istniały. Wszystko zlewało się w jeden szum, gmatwaninę, z której nie sposób było cokolwiek rozsupłać.

CiszaWhere stories live. Discover now