⊱ DWUDZIESTY SZÓSTY ⊰

293 32 26
                                    

     — Cholera!

     Donośny ton wypełnił pomieszczenia, wywołał gęsią skórkę na plecach Leili i jej ojca. Siedzieli — niczym na szpileczkach — przed telewizorem, niestrudzenie odtwarzającym przez nikogo nieoglądany film. Wyłącznie Diana bez wzruszenia czytała dalej książkę. Przekleństwo wsiąknęło w ściany do kolekcji z innymi, które zdążyły paść tego dnia.

     Niedługo potem nosy domowników podrażnił zapach przypalonego indyka.

     Diana westchnęła ciężko.

     — Może ci pomogę? — zaproponowała. Tylko ona miała odwagę się odezwać.

     — Nie. Dziękuję — odparła twardo Amelia. W głosie wyraźnie wybrzmiały nuty zdenerwowania.

     Daniami na Dziękczynienie zawsze zajmowała się Diana. Amelia coś pokręciła się przy szwagierce, coś niby pomogła, jak zamieszanie sosu żurawinowego czy posmarowanie indyka. Nigdy nie brała się za to sama, nigdy też nie wykazywała chęci do spędzenia dłuższej chwili przy garnkach.

     Sporo zmieniło się od wiadomości Leili. Amelia starała się więcej czasu spędzać w domu, co nie znaczyło, że relacja z córką uległa magicznej poprawie. Owszem, częściej rozmawiały, ale za każdym razem ich konwersacje zabarwiał pewien dystans, którego nie potrafiły przeskoczyć. W sferze matka-córka wszystko wyglądało praktycznie tak samo.

     O poranku kobieta obudziła się z nieznoszącym sprzeciwu postanowieniem, które rychło wszystkim obwieściła — świąteczny obiad przygotuje sama. Kategorycznie zabroniła nawet wchodzenia do kuchni.

     Ciasto dyniowe przypiekło się za bardzo. Ciasteczka również. O sosie żurawinowym zapomniała i się przypalił. Indyk, podobnie jak poprzednie, zyskał nowy stopień przypieczenia — chrupiąca, intensywnie brązowa skórka. Jeśli Leila kiedykolwiek zastanawiała się, po kim odziedziczyła zdolności kulinarne, nie musiała się już dłużej głowić — otrzymała jasną odpowiedź.

     Krzesło zaszurało po podłodze. Amelia ciężko na nie opadła. Ukryła twarz w dłoniach.

     Drżące westchnienie poprzedziło szloch. Nieprzyjemne zbiegi wydarzeń przytłoczyły ją. W cichym łkaniu dawała upust nagromadzonym emocjom. A w duszy karciła się, że nie powinna, że była dorosła, a w dodatku w pobliżu znajdowali się domownicy.

     W pierwszym odruchu Leila spięła się na ten dźwięk, a serce boleśnie się ścisnęło. Chciała coś zrobić. Pocieszyć, porozmawiać, ponownie zaproponować pomoc, cokolwiek. Jednak wszystkie słowa i gesty pozostały wyłącznie w jej głowie. Ciało odmówiło posłuszeństwa i nie zamierzało się ruszyć z miejsca. Sparaliżował ją irracjonalny strach. Głupia, nie masz się czego bać. Mimo to zacisnęła dłonie w pięści, przygryzła dolną wargę i błagalnie spojrzała na ciocię. Znowu polegała na niej całkowicie. Ta przewróciła oczyma, ale zamknęła książkę — ostentacyjnie najgłośniej, jak tylko się dało. Wstała mozolnie, prychając przy tym niczym oburzona kotka.

     Leila wymieniła spojrzenie z ojcem. Robert dyskretnie odetchnął z ulgą. Nie przepadał za ingerowaniem w humory żony, gdyż zawsze kończyło się to w sposób odwrotny do zamierzonego. Kiwnął głową w stronę kuchni, a dziewczyna niemo potaknęła. Niedługo potem wraz z córką czaili się przy wejściu do pomieszczenia. Nadstawiali uszu, gotowi podsłuchać rozmowę.

     — Możesz przestać? — odezwała się lekko poirytowana Diana.

     Skrzyżowała ramiona na piersi i spod uniesionych brwi przyglądała się kobiecie. Przez moment miała wrażenie, że spogląda na Leilę — przygnębioną byle pierdołą. Nie dała się jednak zwieść krótkiemu rozczuleniu spowodowanemu porównaniem.

CiszaWhere stories live. Discover now