⊱ DWUDZIESTY TRZECI ⊰

507 71 34
                                    

     Otworzyła lodówkę. Oczy niemal od razu przybrały wielkość dwóch zdziwiono-pytających monet. Spojrzała na Leilę, a następnie ponownie na wnętrze lodówki. I tak parę razy. Jednak przyjaciółka się nie odzywała — odwróciła tylko wzrok — a urządzenie jak świeciło pustkami, tak świeciło nadal. O żadnym konkretnym śniadaniu nie było mowy.

     — Co ty w ogóle jesz? — zapytała, kręcąc głową. Może i Leila nie posiadała zdolności kulinarnych, ale ze zwykłą kanapką każdy by sobie poradził. Tymczasem Samantha zaczynała się obawiać, że dziewczyna pomijała posiłki. Mimowolnie poszukiwała w jej figurze oznak utraty na wadze. Lecz poza zmęczeniem wypisanym na twarzy, nic niepokojącego nie dostrzegła. Ale czy po tygodniu niejedzenia cokolwiek byłoby widoczne?

     Leila nie odpowiedziała.

     — Jedzenie jest ważne — zaczęła, gdyż milczenie jasno wskazywało przyczynę, ale ugryzła się w język. Przecież nie musiała tłumaczyć tej oczywistości, koleżanka na pewno zdawała sobie z niej sprawę. Westchnęła cicho i zacisnęła usta. Wyjęła z lodówki pierwszy lepszy jogurt — jeden z bodajże trzech. Jak to zawsze miała w zwyczaju, zerknęła na datę przydatności. Cztery dni po. Powąchała, spróbowała — nic niepokojącego, najwyżej spędzi trochę czasu na toalecie.

     Usiadła naprzeciwko Leili. Wsypała musli do owocowego jogurtu i odchyliła się na krześle.

     — To co tam u ciebie? — zagaiła pomiędzy jednym a drugim kęsem.

     — A co ma być? Wszystko po staremu.

     Leila odwróciła wzrok, co podważyło jej prawdomówność. Bennett za dobrze ją znała, by wiedzieć, że dziewczyna coś ukrywała i niełatwo z niej to wyciągnie. Mogłaby powtarzać i powtarzać, aż do znudzenia, że trzymanie w sobie problemów nic dobrego nie przynosiło, a i tak na niewiele by się to zdało.

     Dokończyła więc w spokoju skromny posiłek. Stwierdziła, że zacznie od własnych zgryzot. Może to jakoś wpłynie na Collins i skusi do zwierzeń.

     — Wiesz co, pokłóciłam się z mamą — walnęła prosto z mostu. Nie bawiła się w podchody. Nie czuła takiej potrzeby. Ufała Leili na tyle, by nie posiadać żadnych oporów. — Kiedy powiedziałaś mi, że się pochorowałaś, naprawdę się martwiłam, zwłaszcza że jesteś sama. Chciałam wrócić, ale mama tak się uparła, żebym została. Nie wytrzymałam. Wyrzuciłam wszystko, co tylko mi leżało na sercu. — Odetchnęła głęboko i przygarbiła się. Milczała dłuższą chwilę, zbierając myśli. — Właściwie to chciałam wrócić już wcześniej. Ale mama tylko, że trzeba pomóc, trzeba pomóc, też kiedyś będę potrzebowała pomocy. Ja naprawdę rozumiem, że chciała pomóc siostrze i tak dalej... Ciocia w sumie też nie powinna nalegać i prosić o zostanie. Ta ich mała córeczka to okropny rozrabiaka. Nie słucha się, a jak jej nie dasz, czego chce, to od razu w ryk. Mogli ją inaczej wychować, a przynajmniej nie pozwalać na wszystko. Skoro sobie nie radzili z jednym, to po co decydowali się na drugie?

     Samantha wbiła wyczekujące spojrzenie w przyjaciółkę. Ta skinęła głową, że rozumiała sytuację i słuchała nieprzerwanie.

     — Okej, tydzień wytrzymałam, bez protestów pomagałam przy małej. Ale kiedy usłyszałam, że planuje zostać na całe wakacje, to to już była przesada. W ogóle nie słuchała mojego zdania. Nie starała się mnie zrozumieć — ciągnęła dalej swoje narzekania, żwawo przy tym gestykulując. W pewnym momencie niewiele brakowało, a uderzyłaby przyjaciółkę. Nie przejęła się tym, zdawało się, że nawet nie zauważyła. Zbyt bardzo zapaliła się w wyrzucaniu żali. — Kiedy, jak nie teraz mogę nacieszyć się wolnością, brakiem poważniejszych obowiązków i pospać do tej pieprzonej dwunastej?!

CiszaWhere stories live. Discover now