Prolog

2.9K 120 11
                                    

Dzwonek brzmiał jak wybawienie. Dzieciaki masowo zaczęły wychodzić z klasy, popychając jednych na drugich. Jej wcale nie spieszyło się do wyjścia. Wyszła z pomieszczenia tuż za Bill'em. Swoją drogą bardzo współczuła temu chłopakowi stracenia młodszego brata. Wyciągnęła gumę balonową z kieszeni swoich spodni kiedy ktoś pociągnął ją za plecak do tyłu. Henry Bowers. Brązowowłosa przewróciła swoimi niebieskimi oczami. Najwyraźniej nie znał przyjemniejszych sposobów na zawołanie swojej siostry.

Została pociągnięta w kierunku paczki frajerów stojących przy śmietniku. Nie obrażała ich, sami się tak nazywali, a szkoła zaczęła tego używać. Postawiono ją obok drzewa niczym szmacianą lalkę. Patrzyła jak Richie - okularnik - przewraca się na Stanley'a. Stanley był Żydem. Nie chcą być bezczynna pomogła im wstać i podała Stan'owi tą jego śmieszną czapeczkę. Zdegustowana spojrzała jak Henry wyciera oblizaną dłoń w twarz Bill'a. Pobiegła za bratem i jego przyjaciółmi do auta Belch'a rzucając im przepraszające spojrzenie.

Wjechali w jedną z uliczek. Muzyka grała głośno, ale ściszyła się kiedy podjechali do kogoś. W osobie rozpoznała Mike'a, czarnoskórego chłopaka, który uczył się w domu. Współczuła mu. Starszy Bowers rzucił w niego petem z papierosa i odjechali ponownie puszczając nieznośną muzykę. Naprawdę preferowała ciszę.

Nie bardzo rozumiała dlaczego zajechali pod bibliotekę, ale wszystko stało się jasne kiedy Victor i Patric złapali tego grubszego dzieciaka Ben'a. Mieli razem WOS, razem z Beverly Marsh, która swoją drogą nie miała przychylnej opinii w szkole i na mieście. Plotki oczywiście były kłamstwem.

- Rusz się Isabell! - krzyknął Victor gdy zauważył, że wciąż stała w cieniu kamienia.

Zaszli na most pocałunków gdzie Belch i Victor mocno przytrzymali biednego Ben'a do mostu. Patric uruchomił swoją małą zabawkę, jak pieszczotliwie ją nazywał, był to spray do włosów i zapalniczka. Razem stworzyły ogień blisko trójki chłopaków, ale Isabell była pewna, że ostatecznie nic mu się nie stanie z ręki bruneta. Należał do tego typu osób, które straszą kiedy mają przewagę liczebną, a jeśli dochodzi do konfrontacji twarzą w twarz, to są potulni jak owieczki. Starszy brat dziewczyny odsunął na bok swojego najlepszego przyjaciela po czym roztworzył nożyk ich ojca. Szatynka otworzyła szerzej oczy. Wyciągnęła ręce z kieszeni, trzymała je lekko uniesione w razie czego.

- Napiszę całe swoje imię na tej stodole! - krzyknął histerycznie ciemny blondyn, jego siostrę aż przeszły dreszcze przerażenia.

Kiedy na brzuchu Ben'a została wycięta koślawa litera H wypuściła wstrzymane powietrze. Uderzyła w nią dawka adrenaliny. Odepchnęła brata i jego kolegów od rówieśnika i razem zaczęli uciekać na dół górki. Wcześniej przeskoczyli barierkę.

Japa Richie! |TozierWhere stories live. Discover now