9.2

367 16 6
                                    

Frajerzy weszli do środka, włączając swoje latarki. Dom wydawał się jeszcze bardziej zrujnowany niż wcześniej, było też więcej pajęczyn, a ze schodów spływała ta żrąca, czarna maź.

- Urocze miejsce.

- Uwielbiam to, jak się urządził.

Powiedzieli jednocześnie Isabell i Richie. Spojrzeli na sobie ponuro odchodząc w dwie różne strony. Richie, Bill i Eddie weszli do kuchni, a kiedy Isabell chciała zrobić to samo, drzwi zatrzasnęły się przed jej nosem.

- Kurwa - przeklnęła, wiedząc, że się zaczęło.

Zaczęła ciągnąć za klamkę, próbując dostać się do środka. Na razie było cicho, więc nie panikowała, ale była lekko zdenerwowana, kiedy drzwi nie chciały puścić. Wtedy usłyszała krzyki z wnętrza pomieszczenia, tak samo jak w pokoju, gdzie ona się znajdowała. Spojrzała w stronę trójki, z którą była zamknięta. Ben był na kolanach, a coś pisało po jego brzuchu. Beverly i Mike trzymali jego ręce, próbując go utrzymać w pionie, oboje byli przestraszeni. Isabell nie wiedziała co zrobić. Marsh podbiegła do niej błyskawicznie, wyrywając pręta z ręki. Zamachnęła się mocno, zbijając lustro. Wtedy drzwi od kuchni ustąpiły.

Bowers szybko wbiegła do środka, a widok, który zobaczyła, przeraził ją doszczętnie. Richie leżał na ziemi, a głowa Stanley'a, z której wystawały pajęcze odnóża próbowała go pożreć. Bill starał się tą głowę odciągnąć, a Eddie stał w kącie pokoju, nie mogąc się ruszyć. Kobieta szybko złapała nóż, który leżał na ziemi i wbiła go w głowę Stanley'a. Powtórzyła to kilka razy, dopóki głowa nie przestała krzyczeć. Wtedy Bill ją odrzucił na bok i podszedł do Eddie'go. Głowa Stanley'a wypęzła z pokoju. Isa chwyciła ręce Richie'go, podnosząc go do siadu. Mocno go przytuliła, próbując się uspokoić. Tozier zaczął gładzić jej plecy, również chcąc dojść do siebie po tym wszystkim. To była dopiero runda pierwsza.

Po chwili wstali z podłogi, chwytając się za ręce. Wszyscy ruszyli w stronę studni, chcąc mieć już to za sobą. Zaczęli po kolei schodzić po linie. Później zaczęli iść na czworaka po małym korytarzu. Kiedy w końcu doszli do jego końca, zaczęli mieć po kolana wody.

- Pierdolona szara woda - prychnęła Isabell. - Trzydzieści lat temu chodziło się jakoś lepiej - wzruszyła ramionami.

- Bo trzydzieści lat temu nie było tyle wody - odpowiedział Richie.

- O to mi chodziło, Rich - kobieta przewróciła oczami.

Richie się uśmiechnął słysząc swoje przezwisko. Kiedy zaczęli się spotykać, nie chcieli jakoś szczególnie do siebie mówić, bo uważali te wszystkie kwiatuszki i misiaczki za cholernie głupie. Jednak chcieli mieć coś swojego, więc pewnego razu po prostu ustalili sobie, że będą się nazywać Rich i Bell. Wszyscy frajerzy wiedzieli, że te ksywki były tylko dla tej dwójki.

- Jasne - pokiwał głową - Bell - dodał po chwili. Isabell przewróciła lekko oczami z uśmiechem, który szybko zniknął zastąpiony przez mniej przyjemne wspomnienia.

Po kilkanastu minutach dotarli na ich stare miejsce walki. Tam też było pełno wody. Zaczęli płynąć w stronę lądu. Wszystkie zabawki, które wcześniej tam były, zniknęły. Kiedy prawie wszyscy byli już na twardej powierzchni, coś pojawiło się przed Beverly, ciągnąc ją ze sobą na dół. Frajerzy szybko ruszyli jej na pomoc, zostawiając Eddie'go i Isabell samych. Nie wynurzali się przez jakiś czas, więc Isa wskoczyła spowrotem do wody, chcąc im pomóc. Złapała Richie'go za ramiona i zaczęła ciągnąć go w górę. Chwilę później wszyscy byli ponownie na powierzchni, a Eddie odetchnął z ulgą.

Japa Richie! |TozierOù les histoires vivent. Découvrez maintenant