Epilog

39 5 4
                                    

   Daniel razem z Lucasem i Wilsonem znajdowali się aktualnie w komnacie ojca księcia. Trzeba omówić parę bardzo istotnych spraw, które potrzebują natychmiastowej uwagi.

Król siedział za swoim biurkiem przyglądając im się uważnie. Promienie powoli gasnącego słońca, wpadały jeszcze przez niewielkie okno, oświetlając słabą poświatą twarz Feliksa.

- Feliksie, muszę naprawdę przyznać, że twój syn oraz Lucas są wspaniałymi szermierzami i potrafią sobie poradzić. Możesz pochwalić tego rycerzyka i powiedzieć jego matce, że się dobrze spisał – powiedział poważnie Wilson. Nie lubił rzucać niepotrzebnych pochwał, ale tym razem wiedział, że powinien powiedzieć parę dobrych słów.

- Tak, lady Anastazja z całą pewnością będzie dumna ze swojego syna. Myślę, że z Diany też – król obdarzył ich szerokim uśmiechem. Zmarszczki na jego twarzy pogłębiły się nieco. Widać było, iż ostatni tydzień nie należał do najłatwiejszych. – Tak samo jak ja jestem z was dumny. Nie sądziłem, że na wyprawę ratunkową wybiorą się takie wspaniałe osoby. Szczerze, sądziłem nawet, iż wyprawa ratunkowa może mnie nie znaleźć, ale jak zauważyłem – nie mieliście z tym żadnego problemu. Aha, muszę jeszcze wysłać podziękowania tej dziewczynie... jak ona...

- Megan – podsunął Daniel z uśmiechem. – Sama się do nas przyłączyła.

- Ku naszemu początkowemu niezadowoleniu... - Wilson nie potrafił się powstrzymać i wymruczał w końcu te słowa.

- Naprawdę jestem wam wdzięczny za to co uczyniliście. Ale wciąż jestem w szoku, bo to co zrobił Maks było okropne... niegodne królewskiego syna. Ale przede wszystkim stasznie raniące dla nas wszystkich. Sam fakt, że chciał porwać kogoś ze swojej rodziny, nawet jeśli początkowo zamiast mnie był Daniel, to jest okropne! Potem próbował przejąć władzę i chciał zabić ciebie synu... to, to po prostu straszne.

- Tak, tato – wydukał cicho Daniel. Posmutniał. Wbił wzrok w podłogę.

- Ale skoro mowa o Maksie – wtrącił się Wilson. – Musisz nam, Danielu, w końcu powiedzieć co się stało podczas tamtej walki. Zabiłeś go?

Daniel spojrzał na każdego po kolei. Przełknął nerwowo ślinę a potem oblizał wargi. Zupełnie nie wiedział jak zacząć.

- Kiedy wyjechałem z zamku zobaczyłem jego w oddali. Zacząłem go gonić. Gdy znalazł się już w zasięgu strzału wyjąłem łuk i postrzeliłem go w nogę. Chwilę potem zleciał z konia na ziemię – to też na pewno go nieco osłabiło. Gdy dojechałem do niego on się podniósł i zaatakował. Walka była mniej więcej wyrównana. Był moment, w którym miałem przewagę, ale wtedy potknąłem się. On zadał mi cios w ramię, stąd ta rana. Potem się przewróciłem na ziemię. Maks pochylił się, miał zadać ostateczny cios, ale ja go podciąłem. Upadł na ziemię. Poderwałem się szybko, stanąłem nad nim... chwyciłem miecz... i... - jego głos załamał się. Wymówił to cicho - ...i zrobiłem to.

Każdy wiedział co miał na myśli. Lucas skinął w milczeniu głową, odezwał się król:

- Rozumiem twój ból. Też pomimo wszystko go kochałem, ale w jego sercu gościła tylko nienawiść. A to nie jest dobre uczucie. Ono... czyni z ludźmi wiele niedobrego. Powinniśmy mieć w sobie tylko pozytywne uczucia, naprawdę. Bo kiedyś możemy skończyć jak on... Samotni, uwięzieni w swoim własnym, podłym umyśle. Niezdolni odczuwać współczucia.

- Zrobiłeś to co trzeba. Było to właściwe posunięcie. – Cichy głos Wilsona dotarł do uszu księcia. Powinien mieć poczucie, że zrobił właśnie to co powinien, to co zrobiłby każdy na jego miejscu. Ale tak nie było. Wiedział, że nie postąpił pomimo wszystko właściwie, a ojciec i Wilson kiedyś się o tym dowiedzą. Za serce ścisnął go lęk.

- Wszystko dobrze, Danielu?

Skinął w milczeniu głową. Nienawidził okłamywać ojca i przyjaciół, nienawidził. A kłamstwo, które wypowiedział dzisiaj mogło sprowadzić na nich oraz całe królestwo ogromne nieszczęście i przypieczętować jego los.


No i jest ostatni rozdział :) 

Planuję całkiem niedługo zacząć wstawiać drugą część, ale do tego jeszcze troszkę

<3333

W Królestwie Aglandu: PORWANIEKde žijí příběhy. Začni objevovat