Rozdział 4

60 10 16
                                    



   Wilson powoli wchodził po schodach. Były kamienne. I było ich dużo. Ze stęknięciem postawił kolejny krok. Królewskie komnaty... Zawsze znajdowały się dość wysoko. Przynajmniej tak było w tym zamku. W Eltric były one niżej, ale był to raczej zły pomysł. Przecież, gdyby doszło do oblężenia... Porzucił te myśli. Miał teraz ważniejsze sprawy. Wchodził coraz wyżej.

Mężczyzna właśnie zmierzał na rozmowę z królem. Pokonał ostatni stopień. Rozejrzał się po korytarzu. Przed drzwiami gabinetu króla stali strażnicy. Skinęli na powitanie głową, a czarnowłosy łucznik odpowiedział tym samym. Stanął przed mężczyznami.

- Król podobno mnie wzywał – powiedział spokojnym tonem.

Strażnicy spojrzeli po sobie. Jeden z nich – Jack - wzruszył ramionami.

- Możliwe. Jeszcze niedawno stali tu inni strażnicy, więc... – Zapukał lekko do drzwi. Gdy dobiegł go stamtąd głos króla, ostrożnie wsadził za nie głowę. Spytał się o coś, po czym, po otrzymaniu odpowiedzi, wykonał zachęcający gest w stronę Wilsona.

- Król powiedział, że masz wejść. Powodzenia – mrugnął porozumiewawczo i zachęcił do przekroczenia progu.

Czarnowłosy mężczyzna spokojnie wkroczył do komnaty. Króla zastał siedzącego na ogromnym krześle za ciemnym biurkiem. Za nim znajdowało się okno, przez które mógł obserwować życie toczące się w królewskich ogrodach. Na ścianach wisiały malowidła. Jedno z nich przedstawiało śliczną brązowowłosą kobietę z wielki uśmiechem na twarzy. Roześmiane oczy i twarz emanująca dobrocią... Wilson westchnął.

Przed biurkiem także stały krzesła. Król właśnie wskazał na jedno z nich. Uśmiechnął się przy tym przyjacielsko.

- Proszę, siadaj. – Mężczyzna z chęcią wykonał polecenie.

- Chcesz czegoś do picia? – zanim Wilson zdążył cokolwiek odpowiedzieć, król już wołał: – Eryku?! – Drzwi otworzyły się i do środka zajrzała twarz służącego.

- Tak, panie?

- Przynieś nam proszę mocnej kawy. Jesteśmy zmęczeni i z chęcią dodamy sobie trochę energii – uśmiechnął się delikatnie.

- Oczywiście, panie. – Twarz Eryka znów zniknęła za drzwiami. Wilson uśmiechnął się pod nosem.

Przez dłuższą chwilę trwali w ciszy. Łucznik postanowił ją przerwać.

- Chciałeś ze mną rozmawiać, panie? – spytał spokojnie.

Król posłał mu uśmiech.

- No tak, wybacz. Czasami jestem tak zajęty, że zapominam co chciałem. A, i jeszcze jedno. Nie wezwałem cię tu w żadnej oficjalnej sprawie, więc zwracaj się do mnie po imieniu – jesteśmy przecież starymi przyjaciółmi – uśmiechnął się ponownie.

Chcąc nie chcąc twarz Wilsona też się nico rozpogodziła. Król i jego starszy syn mieli ze sobą tak wiele wspólnego - zupełnie inaczej władca i młodszy książę.

- Oczywiście, Feliksie – Wilson odwzajemnił uśmiech. – Przyjaciółmi, ale nie starymi! Pamiętaj. Co się więc stało?

- Nic szczególnego. W zasadzie chciałem tylko zapytać, czy widziałeś dzisiaj Maksymiliana? Wyszedł gdzieś z rana i do tej pory jeszcze go nie widziałem... Trochę się martwię. Doskonale wiesz jakie przychodzą mu do głowy pomysły...

- Tak... pamiętam – odparł Wilson z trudem powstrzymując się od westchnienia.

Książę Maks, gdy był młodszy, wyjechał do miasteczka i namawiał jego mieszkańców do buntu przeciwko władzy. Oczywiście nikt nie wziął tego na poważnie, gdyż był to jeszcze mały chłopiec.

W Królestwie Aglandu: PORWANIEOnde histórias criam vida. Descubra agora