Rozdział 21

24 6 3
                                    



Stukot kopyt odbijał się echem w jego umyśle. Ciało obijające się o boki konia całe było posiniaczone i bolące. Ciche rozmowy powoli nabierały kształtu w jego głowie. Otworzył oczy i spróbował się rozejrzeć. Ale od razu tego pożałował. Ból głowy zaatakował ponownie i to z dwa razy większą siłą.

Jęknął.

- O, zobaczcie panowie! Nasz wspaniały władca się obudził. Jak tam, śpiąca królewno?

- Raczej śpiący królewiczu – poprawił Daniel z przekąsem, czując kłujący ból głowy.

Był przerzucony przez konia. Z każdym krokiem zwierzęcia obijał się o jego bok. Ziemia nie była zbyt ciekawym przedmiotem do oglądania, więc spróbował się przewrócić na plecy. Tak, przewrócił się na plecy. Szkoda tylko, że zrobił to dopiero wtedy, gdy wylądował na podłożu.

- O... - jęknął. Nad sobą zobaczył korony drzew, a po chwili roześmiane twarze porywaczy.

- No powiem ci smarkaczu, że był to ładny skok.

Chłopak zmierzył ich wzrokiem i powoli usiadł stękając z bólu.

- Dajesz, pospiesz się. Nasz pan czeka aż cię dostarczymy.

- Pozwólcie mi jechać siedząc na koniu, a nie na nim wisieć – rzucił nieco zdenerwowanym tonem.

Mężczyźni spojrzeli na siebie wzrokiem, w którym widoczne było wyraźne zastanowienie.

„Myślą, przebiegło przez jego głowę. Trochę to potrwa".

- Tak będzie szybciej – powiedział ten z łysą głową.

- Ale może zwiać – zauważył ten z mniejszą ilością blizn.

- Macie przewagę liczebną, jesteście silniejsi, macie broń, a mnie wszystko boli. Rozumiem, iż mam tam dotrzeć w stanie nie aż tak bardzo naruszonym, prawda?

Znów spojrzeli po sobie. Przywódca bandy podszedł do niego i odwiązał mu ręce i nogi. Postawił go na nogi szybkim szarpnięciem.

- Wskakuj na konia i nie próbuj żadnych sztuczek – warknął. Daniel posłusznie wykonał polecenie.

Jechali tak dłuższy czas. Każdemu ruchowi towarzyszyło nieprzyjemne uczucie. Miał już wszystkiego dosyć. Martwił się o przyjaciół, martwił się o ojca, martwił się o relacje ze swoim bratem. Wiedział, że ten zdrajca nie powinien go już obchodzić, ale pomimo wszystko miał tylko jego i ojca od momentu, gdy jego mama... Potrząsnął głową. Nie chciał o tym myśleć. Przyrzekł sobie, że o tym zapomni.

Ale to wcale nie jest takie łatwe...


Stella dzielnie prowadziła poprzez ciemny i gęsty las. Jak do tej pory tylko raz się pomyliła, ale już po chwili zawróciła w odpowiednią stronę. Megan podziwiała dzielnego pieska.

Pościg ułatwiały również ślady pozostawione przez konie. Wilson uważnie je obserwował. W pewnym momencie zatrzymał swoich towarzyszy i kazał im się przyjrzeć podłożu.

- Widzicie?

- Tak... najwyraźniej w tym momencie zleciał z konia na ziemię – mruknął Lucas.

- Raczej musiało mocno boleć, prawda? – Spytała Megan przyglądając się śladom. Fakt, że Daniel mógł w jakiś sposób ucierpieć nie napawał jej zachwytem.

- Myślę, że niestety tak – potwierdził Wilson. – Kierują się w stronę zamku Forest Fortress. Myślę, że o nim pisała też Diana. Jest więc duże prawdopodobieństwo, iż spotkamy tam Maksa.

- Zatłukę go własnymi rękoma – stwierdził Lucas. – Za to wszystko co zrobił nam wszystkim.

Ruszyli dalej.

- Jak można porwać własnego ojca? – Spytała Megan z wyraźną goryczą w głosie. – Brzydzę się nim. Jest potworem.

- Dokładnie – potwierdził Lucas. – Wilsonie, czy to możliwe, że on...

- Myśl! Miał wtedy sześć lat. Nie ma szans żeby on to zrobił. Znasz przecież dokładnie całą historię...

- Jaką historię?

Wilson podskoczył słysząc jej głos.

- Niekiedy zapominam, że ona też tu jest... - mruknął sam do siebie, lecz uczynił to na tyle głośno, że Lucas i Megan to usłyszeli.

- Ona tutaj jest i wszystko nadal słyszy – powiedziała przewracając oczami. – I chce wiedzieć co jest grane.

Lucas posłał pytające spojrzenie w stronę starszego mężczyzny. Oczy Wilsona zdawały się mówić „ani mi się waż". Mimo to chłopak zrównał się z Megan i zaczął mówić.

- Daniel ci ufa. Myślę, że mogę ci powiedzieć. Ale masz przyrzec, że nikomu tego nie zdradzisz – przygwoździł ją spojrzeniem do czasu aż potwierdziła. – To ma też związek z wcześniejszym wybuchem złości mojego przyjaciela, wiesz... wtedy kiedy się spiął z Wilsonem, bo on jemu kazał odpuścić. Megan... nigdy nie zastanawiałaś się dlaczego nikt nic nie mówi o królowej? Że na spotkania przyjeżdża tylko król? Że Daniel nic o niej nie mówił podczas naszej podróży?

Dziewczynę zamurowało. Dopiero teraz to sobie uświadomiła. Każdy wie, że ich kraj ma króla i dwóch książąt, ale... co z królową? Nie ujawnia się? A może stało się coś złego. Dziewczynę nawiedził niepokój.

- Megan, nigdy się nad tym nie zastanawiałaś? Nigdy się nikogo nie pytałaś?

- Pamiętam, że jak byłam bardzo mała to się o to pytałam, ale nie pamiętam odpowiedzi. Nie wiem nawet czy ktokolwiek mi wtedy odpowiedział... Lucas, co się z nią stało? – W jej sercu zagościła rozpacz, współczucie dla Daniela. Widząc jego reakcje miała prawo sądzić, że to co się stało z jego matką było bardzo przykrym przeżyciem.

- To stało się dziesięć lat temu. Masz prawo nie pamiętać. Ona miała na imię Amanda i była wspaniałą kobietą. Zawsze uśmiechnięta, życzliwa... piękna. Każdy ją kochał. Była dobra nie tylko dla Daniela, Maksa i króla – ona była dobra dla wszystkich. Ale...

Na chwilę przerwał. Jego oczy stały się zamglone, nieobecne. Skoro Lucas przeżywał tak to co się stało, to... co musiał czuć Daniel?

- ...dziesięć lat temu zaatakował nasz kraj lud Lacetertoński... Dostali się do obozu, w którym była królowa, straże nie dali rady z nimi walczyć. Oddział zaatakował matkę Daniela. Próbowała walczyć, ale nie udało się... Megan – spojrzał na nią. – Musisz zrozumieć Daniela. Teraz porwano jego ojca, dziesięć lat temu porwano jego matkę. Nie odnalazła się do tej pory. Na pewno już nie żyje.


W Królestwie Aglandu: PORWANIEWhere stories live. Discover now