Rozdział 24

26 7 3
                                    

   - To chyba wszyscy. – Feliks omiótł wzrokiem ludzi zebranych na placu. Byli to wyłapani zdrajcy, którzy byli po stronie Maksa. Zostali zwinnie złapani i unieszkodliwieni. Teraz około piętnastu mężczyzn błagało o łaskę i przebaczenie króla.

- Co z nimi zrobisz, panie?

- Coś się wymyśli, Wilsonie. Ciężkie prace na polu, a może jakieś tortury? Pozwól, że moja wyobraźnia sama przedstawi mi rozwiązanie.

- Może pojadę pomóc Danielowi? – Zaproponował chłopak, w którego głosie pobrzmiewała nutka nadziei. Lucas nie potrafił bezczynnie czekać. – To byłby doskonały pomysł...

- Nie. Muszą się sami zmierzyć – westchnął król. – To byłoby nawet niesprawiedliwe gdybyś jemu pomógł. Wbrew zasadom, a ty raczej powinieneś o tym wiedzieć szanowny panie przyszły rycerzu – uśmiechnął się szczerze do chłopaka pokazując lśniące zęby. – I jeśli miałbym być szczery to sądzę, że akurat Daniel da sobie radę. Pomimo tego, iż Maks jest bardzo dobrym szermierzem muszę przyznać, że Daniel dzięki pracy i wrodzonemu talentowi jest po prostu lepszy. Już niejeden raz powtarzałem Maksowi, że powinien więcej ćwiczyć. Teraz to może... się na nim odbić.

- Ale jak na razie nie wraca – zmartwiła się Megan.

- Spokojnie – uspokoił ją Wilson. – Przyjdzie mu przeżyć jeszcze gorsze rzeczy niż pojedynek z bratem.

- Tak swoją drogą, to się nie przedstawiłam – siostra Lucasa podeszła do Megan i podała jej rękę – Diana.

Megan uśmiechnęła się, lecz zrobiła to nieszczerze. Z jakichś powodów nie polubiła tej dziewczyny. Ale czemu? Wydawała się przecież bardzo bystra i sympatyczna...

- Megan – uścisnęły sobie dłonie.

- Nigdy bym nie przypuszczał nawet w najgorszych snach, że porwie mnie mój własny syn. Mój własny syn... - Król usiadł na długiej ławce ustawionej pod ścianą. Schował twarz w dłoniach. – To doprawdy karygodne...

- Daniel nigdy cię nie zdradzi, panie. Ja także będę ci wiernie służył. – Wilson uśmiechnął się pokrzepiająco do władcy. Ten odwzajemnił uśmiech.

- Ja też, panie! – Lucas zasalutował. – Czy będę zdrów, czy zachoruję, królewską głowę zawsze uratuję!

Feliks uśmiechnął się jeszcze szerzej.

- Dobrze wiedzieć, Lucasie. Zapamiętam to sobie i może kiedyś wykorzystam do jakichś niecnych celów.

- Ja też nie omieszkam – na dźwięk głosu Daniela wszyscy się odwrócili w stronę, z której dobiegł.

- Wszystko dobrze, synu? – Król od razu podbiegł do chłopaka, który z bolesnym grymasem zeskoczył z konia. Zamknął go w silnym, niedźwiedzim uścisku, w który włożył całą swoją nieograniczoną miłość do syna.

- Doskonale... - jęknął.

- Czy ty...?

- Nie, Lucas proszę. Nie chcę teraz rozmawiać o tym co tam się stało. Dobrze? – Chłopak w milczeniu skinął głową.

Teraz już wszyscy jego przyjaciele otoczyli chłopaka. Diana zaciągnęła go na bok i zaczęła opatrywać ranę na ramieniu. Wilson zajął się jego koniem, a cała reszta po prostu siedziała przy nim.

- Mam nadzieję, że nic poważnego ci się nie stało...

- Nie martw się, tato. Rana na ramieniu to nic poważnego, a te siniaki to już w ogóle zupełna błahostka. A z tobą wszystko dobrze? Nic nie zrobili?

- Nie... naprawdę. Maks był bardzo łaskawy nie zrzucając mnie z konia aż tak mocno jak mógłby to zrobić, porywacze wcale nie szarpali mną z aż taką siłą, a pogróżki, które były stosowane wobec mnie też nie były najgorsze – zaśmiał się, chociaż wszyscy wiedzieli, że królowi wcale nie jest teraz do śmiechu. – Teraz jest już doskonale, Danielu. – Spojrzał mu w oczy. – Twoja matka byłaby z ciebie dumna.

- Z ciebie też – Daniel uśmiechnął się do ojca i właśnie miał powiedzieć coś jeszcze, ale zamiast tego syknął z bólu. – Czemu to tak piecze? – Spojrzał na Dianę smarującą mu ranę dziwną mazią.

- Nie jest tak źle – uśmiechnęła się. – To przecież błahostka w porównaniu z tym co dziś przeżyłeś.

- Zbierajmy się już. Powinniśmy wracać – każdy skinął głową na znak zgody.

- Doskonały pomysł, Wilsonie.

Mężczyzna uśmiechnął się.

- A czy któryś z moich pomysłów nie był genialny?


Podróż powrotna była o wiele przyjemniejsza niż ta poprzednia, przynajmniej tak stwierdziła Megan. Książę oraz Lucas mieli już znacznie lepsze humory niż w poprzednich dniach. A jedynym co przeszkadzało Megan był fakt, iż Diana zawsze trzymała się dziwnie blisko Daniela.

Przez te kilka dni podróży powrotnej poczuła, że w końcu ma prawdziwych przyjaciół. A fakt, iż znajduje się w nich sam książę napawał ją dumą. Postanowiła zapomnieć o tym, że najpierw nie powiedzieli jej całej prawdy. Teraz już wiedziała, że mieli ku temu powody.

Po kilkudniowej wyprawie znów znaleźli się w okolicach zamku. Polana przed budowlą była tak samo piękna jak zwykle, las tak samo ciemny jak zawsze, a ludzie w mieście tak samo wspaniali jak na co dzień. Megan miała wrażenie jakby nie było jej tutaj całe wieki, a tak naprawdę minął zaledwie tydzień.

„W miłym towarzystwie czas mija jakoś inaczej...", myślała.

Teraz stała niedaleko wejścia do zamku kłaniając się znikającemu w niej królowi i machając na pożegnanie Dianie. Daniel, Lucas oraz Wilson zostali z nią jeszcze chwilę, by omówić parę spraw.

- Było nam bardzo miło, Megan – powiedział Wilson. – Pomimo paru sprzeczek i niemiłych wydarzeń muszę przyznać, że jesteś dobrą towarzyszką podróży – uśmiechnął się do niej. – Ale pamiętaj, że mimo to, iż ciebie polubiłem jeśli wygadasz cokolwiek o tym o czym rozmawialiśmy lub o tym z kim byłaś na tej wyprawie nie omieszkam się ciebie pozbyć.

Dziewczyna skinęła sztywno głową a Daniel i Lucas zachichotali.

- Miło mi było ciebie poznać – Lucas pocałował jej dłoń, jak na rycerza przystało. – Jeśli będziesz chciała to wpadaj na zamek. Poprosisz straże o spotkanie ze mną lub z Danielem i jakoś tam się dogadamy. Urządzimy tam jakiś szalony bal, czy coś. Poznam cię z jakimiś przystojnymi strażnikami, poznasz nowe przyjaciółki na dworze. Na pewno będziesz miała mnóstwo tematów do rozmów z nimi!

Megan uśmiechnęła się szeroko do Lucasa. Wiedziała, że będzie jej pewni brakowało poczucia humoru i uśmiechu chłopaka.

- Zapraszamy – Daniel też się uśmiechnął.

- Do zobaczenia – przytuliła go mocno. Ten zaśmiał się. Daniela też jej będzie brakowało. Jego spokoju i cudownego uśmiechu.

- Zobaczymy się niedługo – skłonił się lekko i razem ze swoimi towarzyszami oddalił się w stronę zamku.

Megan stała chwilę i patrzyła na ich oddalające się sylwetki. Dopiero potem naszła ją taka myśl: Czy to możliwe, że zakochała się w księciu?

Stwierdziła, że odpowie sobie na to pytanie nieco później. Teraz uśmiechnęła się i odmachała Danielowi i Lucasowi, którzy już zniknęli w zamku. A potem jej uśmiech natychmiast zniknął.

Jak ona wytłumaczy się z tej wyprawy rodzicom?

Przedostatni rozdział :)

W Królestwie Aglandu: PORWANIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz