Rozdział 19

31 6 10
                                    



   To był kolejny postój. Jechali już od samego rana. Daniel coraz bardziej odczuwał presję w związku z odnalezieniem ojca. Myślał, że każda minuta zwłoki przybliża go do tragedii. Każdy postój był dla niego udręką. Patrząc jak każdy w spokoju odpoczywa, je, pije, zastanawiał się czy tylko on odczuwa taki strach oraz niepokój. A jeśli bandyci już dawno przemieścili się w inne miejsce? A jeśli te osoby, które podobno założyły obóz niedaleko nie były nawet porywaczami króla?

Wilson obserwował go jak nerwowo chodził to w jedną to w drugą stronę. Wzrok miał wbity w ziemię, a jego spojrzenie wydawało się nieobecne. Książę tak jakby był tutaj tylko ciałem, a jego dusza błądziła gdzieś w przestworzach.

- Danielu, usiądź w końcu. Twój nerwowy nastrój udziela się nam wszystkim. Spójrz tylko na Megan – wydaje się jeszcze bardziej zaniepokojona niż ty.

Dziewczyna rzuciła szybkie spojrzenie w stronę Wilsona. Pomyślała, że mężczyzna faktycznie może mieć rację. Niepokój wkradł się także do jej serca.

- Wilsonie, ja po prostu nie potrafię być spokojny.

- Masz usiąść i się uspokoić – zażądał Wilson już ostrzejszym tonem. Najpierw spojrzał na niego Lucas z miną typu „popełniłeś błąd, wiesz o tym, prawda?", a potem Megan z niepokojem wypisanym na twarzy. Czy Wilson naprawdę jest postawiony tak wysoko by móc rozkazywać księciu?

Daniel spojrzał na niego dopiero po dłuższej chwili. Odwrócił się na pięcie w jego stronę, z rozpaczą zamkniętą w oczach. Dziewczyna zauważyła, że jego usta zaczęły drgać. Nie wiedziała czemu, ale zaniepokoił ją ten fakt.

- Nie masz prawa mi rozkazywać! – wrzasnął chłopak z frustracją w głosie. Megan odskoczyła, Lucas wyglądał jakby się tego spodziewał od samego początku. Za to Wilson utkwił w chłopaku kamienne spojrzenia.

- Uspokój się – powtórzył mężczyzna.

- Nie... rozkazuj... mi! Nie masz prawa! Nie masz prawa zabraniać mi martwić się o mojego ojca! Jeśli on nie przeżyje? Jeśli już nigdy go nie zobaczę? Stracę wtedy wszystkich! – Głos księcia drżał, pobrzmiewała w nim rozpacz i ogromny smutek. Megan nie znała przyczyny wybuchu chłopaka, ale stwierdziła, że musi to być coś poważnego. Daniel nigdy nie był taki zdenerwowany. – Nie możesz...

- Uspokój się... proszę... Rozumiem twój ból... ale... - Lucas próbował do niego podejść.

- Nie! Ty nic nie rozumiesz! Wszystko jest dla was niezrozumiałe! Nie mogę znowu stracić kogokolwiek z mojej rodziny! I zrobię wszystko co w mojej mocy żeby uratować ojca, choćbym sam miał zginąć! Bo ja nie chcę przeżywać tego wszystkiego ponownie!

Odwrócił się z napięciem widocznym w każdym jego ruchu i oddalił się nieco od swoich towarzyszy.

Megan zobaczyła smutek na twarzy Lucasa oraz poczucie winy w oczach Wilsona. Nie rozumiała co się właśnie stało, ale z całą pewnością wciąż nie byli z nią w pełni szczerzy.

Słaby blask małego ogniska odbijał się w oczach Megan. Ciemność wypełniała każdy skrawek ziemi, powodując, że widoczność znacznie się pogorszyła. Minęło parę godzin od momentu ataku złości u Daniela. Jechali wtedy jeszcze kawałek drogi, by po dwóch lub trzech godzinach zatrzymać się ponownie. Tym razem już na całą noc.

Właśnie siedzieli przy ognisku, które dawało im ciepło, a Danielowi – płomyk nadziei na to, że jeszcze kiedykolwiek ujrzy swojego tatę.

W Królestwie Aglandu: PORWANIEWhere stories live. Discover now