Rozdział 16

36 5 12
                                    


   Siedzieli przy stoliku w zakątku najbardziej oddalonym od drzwi. Mało osób zwracało uwagę na najciemniejszy kąt, w którym się znajdowali. Mogli więc liczyć na nieco spokoju. Wilson lustrował swoich towarzyszy uważnym wzrokiem sącząc przy tym z wolna piwo.

Megan siedziała skulona kończąc swój gulasz. Lucas grzebał widelcem w papce, którą aktualnie tworzyła kasza nałożona na jego talerz. Władował na nią kawałek buraków tworząc wzorek przypominający ludzką twarz. Potem z satysfakcją pokazał swoje dzieło Danielowi.

Nie umknęło to również uwadze Wilsona. Spojrzał w sufit głęboko przy tym wzdychając.

- Niekiedy mam wrażenie, że na wyprawę zamiast dorosłych ludzi zabrałem nieporadne niemowlaki... - jęknął posyłając w stronę Lucasa znaczące spojrzenie.

Przyszły rycerz wzruszył tylko ramionami.

- To nie trzeba była zabierasz ze sobą Daniela i Megan. Dorosła osoba, jaką jestem ja, wystarczyłaby ci w zupełności...

Wilson westchnął.

- Za jakie grzechy? – jęknął.

- No co? – żachnął się Lucas. - Pozbywam się stresu w ten sposób. Ostatnio przeżyłem wiele ciężkich sytuacji...

- Będzie tylko gorzej – mruknął książę.

Megan spojrzała na twarz jej znajomego. Teraz na jego obliczu gościła obojętność. Wcześniej, kiedy go poznała tryskał energią i każdemu posyłał swój piękny i promienny uśmiech. A teraz? Cała energia widocznie się z niego ulotniła. Dziewczyna podejrzewała, że to wszystko przez to, iż niepokoi się o los swojego ojca i o zdradę swojego brata. Ona też straciłaby chęci i humor w takiej sytuacji.

- Uspokój się – zwrócił się Wilson do mamroczącego coś pod nosem Lucasa. – Macie słuchać co mówią ludzie. Ja zaraz pójdę porozmawiać z wujem tej twojej przyjaciółeczki – zwrócił się do Megan. – A wy słuchajcie. Tylko nie zdradźcie tego sobą... - powiedział i wstał niespiesznie kierując się w stronę blatu za którym stał właściciel gospody.

Lucas odprowadził go wzrokiem. Rozsiadł się nieco wygodniej na krześle. Posłał spojrzenie w stronę księcia. Zauważył, że na jego twarzy pojawił się wyraz skupienia. Słuchał. Rycerz postanowił zrobić to samo.

Daniel na początku nie mógł nic wychwycić przez ten natłok różnych głosów i słów. Tylko niektóre wyrazy udawało mu się rozróżnić. W końcu jego słuch przywykł do hałasu, a uszy zaczęły wychwytywać coraz więcej słów. Po pewnym czasie rozumiał już całe zdania.

Przez dłuższy czas nie słyszał nic ciekawego. Wieśniacy rozmawiali na temat ich dnia, jak dużo udało im się dzisiaj zrobić i jakie wspaniałe ich krowy dają mleko. Niektórzy opowiadali za jakiego bogatego młodzieńca wydają swoją córkę, jeszcze inni tym jakie ich dzieci potrafią być niegrzeczne i nieposłuszne. W pewnej chwili usłyszał w gwarze rozmów parę słów: „Tak, oni byli bardzo podejrzani". Zwrócił dyskretnie spojrzenie w stronę, z której usłyszał rozmowę. Kątem oka zobaczył jak Lucas na niego zerka. Najwyraźniej też to usłyszał. Książę skinął lekko głową dając przyjacielowi do zrozumienia, że też udało mu się wychwycić te słowa. Nasłuchiwali dalej.

- Byli nawet bardzo podejrzani, Bruno.

Przy stole siedziało trzech mężczyzn jedząc powoli zupę. Widać było, że byli zwykłymi wieśniakami. Ubrani byli w proste bawełniane koszule z długim rękawem, każda z nich była lekko przybrudzona. Spodnie mieli brązowe, u mężczyzny który prawdopodobnie nazywał się Bruno, były one również podarte. Na nogach mieli zwykłe sandały, a jeden z nich nie posiadał nawet ich. Daniel widząc ten obraz pokręcił ze smutkiem głową. Jemu żyło się łatwo. Wszystko dostawał pod nos, mógł sobie u służby zażyczyć wszystkiego co tylko chciał. Jego życie można by nazwać idealnym. Ale on sam sądził, że takie nie było. Obowiązki przyszłego króla były przytłaczające. Czasami wolałby być zwykłym człowiekiem, a nie szlachetnie urodzonym następcą tronu.

W Królestwie Aglandu: PORWANIEWhere stories live. Discover now