Rozdział 6

55 10 13
                                    



   Był już następny dzień. Właściwie prawie jego koniec. Powoli się ściemniało.

Król Feliks siedział w swoim gabinecie i czytał raporty o stanie jego królestwa od swoich informatorów. Był właśnie w trakcie czytania raportu z zamku Sandcliff.

Wojsko z tutejszego regionu słabnie. Baron Klemens nie zwraca uwagi na lenistwo sir Matosa. Na me prośby nie reaguje. Tutejsi rycerze potrzebują większej motywacji. Na polecania reagują z niechęcią i opóźnieniem. Potrzebą jest by niezwłocznie zająć się stanem tego lenna.

Feliks westchnął ciężko. Odłożył krótki list na bok. Tamtejsi rycerze nie mogą gnuśnieć, ponieważ jest to teren bardzo ważny. Leży niedaleko morza. Baron Klemens powinien być w razie czego gotów odeprzeć atak od strony wody, a w takim stanie jak teraz, nie byłoby to w pełni możliwe.

- Ile roboty – mruknął król sam do siebie. – Muszę tam wysłać jakąś delegację. Może uda się ich jeszcze uratować. Będzie nadzorować ich pracę... Eryku!

- Tak panie? – do gabinetu wkroczył szpakowaty służący.

- Zawołaj do mnie Georga.

- Już się robi, wasza wysokość.

Po paru chwilach w gabinecie króla pojawił się wysoki mężczyzna z siwą brodą i z siwymi włosami. Przy pasie wisiał miecz. Miał buty wysokie do kolan i brązowy płaszcz.

- Witaj, panie – skłonił się nisko.

Feliks uśmiechnął się.

- Usiądź, proszę. Georgu, mam dla ciebie zadanie – podsunął mu bliżej list o Sandcliff. – Pojedziesz tam i będziesz nadzorował postępy w ich pracy. Eryk doniesie ci później list, który im pokażesz. Oczywiście wiesz co robić, prawda?

- Oczywiście, panie. Wyruszę jutro z samego rana. Mam zabrać ze sobą kogoś jeszcze?

Król pogładził swoją brodę. Nie był wcale stary, lecz stres oraz wszystkie obowiązki i troski królestwa, które spadły na jego głowę na pewno przyspieszyły proces starzenia. Podkrążone oczy wciąż z iskierkami radości zdradzały jednak zmęczenie, a głos króla co najmniej senny. Jego ciemnobrązowe włosy były dzisiaj w nieładzie, a zamiast królewskiej szaty miał na sonie zwykłą prostą lnianą koszulę.

- Możesz wziąć paru ludzi potrzebnych ci do pomocy. Dobrze, to wszystko. Możesz się oddalić. Dziękuję.

- Dziękuję. Żegnaj, panie – George wstał i niespiesznym krokiem wyszedł z sali.

Król znów ciężko westchnął. Był strasznie zmęczony dzisiejszym dniem. Wstał bardzo wcześnie i od samego rana czytał raporty. Potem wysyłał delegację do tych baronów, którzy sobie nie radzą. Teraz czytał resztę raportów. Oczy go bolały od ciągłego wpatrywania się w litery. Był przemęczony.

Nagle, do jego komnaty wszedł książę Maks. Otworzył gwałtownie drzwi i dumnym krokiem wkroczył do gabinetu swojego ojca. Feliks widząc swojego syna uśmiechnął się słabo. Książę odwzajemnił uśmiech.

- Ojcze – powiedział siadając na krześle – widzę, że jesteś przemęczony. – Zerknął ukradkiem na biurko. – Znów czytasz raporty? Musi to być męczące, współczuję ci...

- Nie martw się.

- Mam zamiar udać się na polowanie... Może chcesz ze mną? Weźmiemy też ze sobą Daniela...?

- Daniel aktualnie nie znajduje się w zamku. Także chyba poszedł na polowanie. – Maks cicho przeklął. A na jego twarzy na chwilę pojawiła się zmarszczka pokazująca iż nad czymś się zastanawia. Ale już po chwili uśmiech znów zagościł na jego twarzy. Król nie usłyszał tych słów, lecz zauważył zdenerwowanie syna. Uśmiechnął się. „Pewnie chciałby spędzić ze swoim bratem trochę czasu", pomyślał. - Nie wiem, czy to jest dobry pomysł... - zaczął po chwili król, ale jego syn od razu mu przerwał.

W Królestwie Aglandu: PORWANIEUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum