Rozdział 13

29 7 7
                                    


Czoło Wilsona przecięła gruba zmarszczka. Spojrzał surowym wzrokiem na Lucasa i Johnny'ego. Rycerz wyszeptał tylko:

- To przeze mnie... Nie powinienem zachowywać się tak nieroztropnie.

- Nie dziwi mnie to wszystko – burknął Wilson. – Ty przecież zawsze zachowujesz się nieroztropnie... Już mój ślepy kuzyn jest od ciebie roztropniejszy, a pamiętaj że sprzedał cały swój dobytek za beczkę piwa!

Johnny westchnął. Jego oblicze stało się poważne. Już z jego oczu nie tryskały te radosne iskierki, a po uśmiechu nie było już śladu. Z tym też mnie oszukiwał – przebiegło przez głowę Megan. – Czy swój charakter też stworzył na potrzeby tego przedstawienia, które postanowili przede mną odegrać?

- Oczekuję jakichkolwiek wyjaśnień – jęknęła łamiącym się głosem dziewczyna.

Mężczyźni posłali jej spojrzenie. Wilson patrzył ze spokojem, jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. No, może trochę nieprzychylnym wzrokiem obdarzył rycerza. Na twarzy Lucasa pojawiło się zacięcie, wola walki. Stwierdził, że nie odpuści. A Johnny? Na jego twarzy pojawiło się zdecydowanie. Podjął decyzję.

- Zaraz ci to wyjaśnię – rozpoczął.

Przerwał jemu Wilson:

- To nie jest zły pomysł. Ale nie jest też dobry. Mam nadzieję, że można ci zaufać – posłał uważne spojrzenie dziewczynie. – Bo inaczej... Pamiętasz, że mówiłem ci o karze jeśli cokolwiek wygadasz? – Widząc jak pokiwała głową, kontynuował: – No, więc nie łam przysięgi. Zaraz ci to mniej więcej wyjaśnimy, ale najpierw znajdźmy jakieś spokojniejsze miejsce niż grzbiety naszych koni. Zróbmy obozowisko, zjedzmy coś, odpocznijmy. Już dzisiaj nie dotrzemy do Szarych Śniegów.

Odwrócił swojego konia i skierował go w stronę drzew, które rosły niedaleko. Zaczynał się tam mały lasek, w którym mogli się schronić. Pozostała trójka uczyniła to samo. Rycerz i jego przyjaciel jechali koło siebie, tuż za Wilsonem. Megan ciągnęła się powoli za nimi. Rozglądała się uważnie dookoła, chcąc zająć czymś swój umysł. By już nie rozmyślać o kłótni, o kłamstwach. Na chwilę po prostu zapomnieć.

Zwróciła wzrok na zachodzące słońce. Wisiało już nisko nad horyzontem. Niebo dookoła przybrało różowawy odcień z mieszaniną czerwieni. Drzewa w oddali wyraźnie rysowały się na tle kolorowego nieba. Wydawały się niemal czarne. Czarne jak jej teraźniejsze myśli. Smutne. Starała się, ale nie potrafiła przestać myśleć o tym co ją spotkało. Znała go dość krótko, a już myślała, że wie o nim wszystko. Czuła się tak, jakby byli starymi przyjaciółmi, jakby znali się od kołyski. A tak naprawdę nie wiedziała nic. Jego imię, jego wiek, to co robił – to wszystko było kłamstwem! Wilson też. Niby zwykły myśliwy. Niby. A jednak tajemnicze umiejętności i bardzo zagadkowy charakter. A Lucas? Kim on był? Czy chociaż on jest trochę prawdziwy? Jasne, że wie kim naprawdę kto jest i jej tego nie powiedział, ale... czy on też coś ukrywa?

- Mam w mojej głowie straszny mętlik – szepnęła Megan i posłała szybkie spojrzenie w kierunku postaci przed nią. Wyglądali tak dostojnie. Jechali wyprostowani, konie stawiały dumne i pewne kroki.

- To miejsce powinno być odpowiednie – z rozmyślania wyrwał ją głos Wilsona. Mężczyzna zeskoczył na ziemię. Zdjął z konia siodło. Pogłaskał go po chrapach i dał mu duże i soczyste jabłko. Reszta uczyniła podobnie.

Rozpalili małe ognisko. Siedzieli teraz dookoła, zmęczeni wrażeniami, które dzisiaj przeżyli. Spożywali w ciszy lekki wywar zrobiony przez Wilsona, zagryzając go podpłomykami posmarowanymi powidłami. Wilson „pożyczył je" z zamku wraz z Lucasem. W sumie, uzyskali zgodę od księcia, więc nie było problemu.

Megan przełknęła ostatni gryz podpłomyka. Wbiła w Wilsona wyczekujące spojrzenie. Nie zareagował. Zachowywał się tak jakby jej nie zauważył. Zastanawiała się czy robi jej to na złość. W ciszy konsumował podpłomyka z powidłami malinowymi wraz z ziołami. Tym razem przynajmniej jej posiłek odbył się bez mięsa bardzo dobrze wczuwającego się w rolę przypalonej, gumowatej podeszwy buta.

Dziewczyna zrezygnowała. Postanowiła spróbować z Johnnym. Wlepiła w niego spojrzenie zielonych oczu. Nie spuszczała z niego wzroku. Ale on także nie reagował. Jak na złość uparcie żuł kawałek suszonego mięsa. Zmierzył ją raz uważnie wzrokiem po czym, jakby nigdy nic wrócił do walki z mięsem o konsystencji podeszwy buta.

Ostatnia szansa – Lucas. Może on w końcu zacznie rozmowę na temat, który już od paru godzin męczył dziewczynę. Posłała mu błagalne spojrzenie. Nic. Zero reakcji. Uśmiechnął się tylko słabo. Megan miała wrażenie, że był to uśmiech złośliwy, szydzący z jej teraźniejszych uczuć.

Zrezygnowała. Wlepiła wzrok w wesołe płomyki, jakby skaczące w ciemnościach. Rozświetlały noc. Jej też dawały nadzieję. Ale na co? Czemu ją tak bardzo zabolało to, że oni ją oszukali? Czemu czuła w sercu takie dziwne kłucie? Poczuła, że po jej poliku spłynęła łza. Według niej, oznaka jej słabości. Oznaka tego, że nie jest godna na takie przeżycia. Łza. To oznaczało bardzo dużo. Mogło oznaczać wszystko. Radość, smutek, bezsilność, wszystko na raz. Spuściła głowę. Wbiła spojrzenie w ziemię. O, kolejna.

Nagle poczuła na swojej ręce czyjś dotyk. Podniosła głowę. Spojrzała prosto w ciemne oczy Johnny'ego. Znowu poczuła, że się rumieni. Co zrobić?

- Musiałem to zrobić, Megan. Skoro już wiesz kim jestem, to chyba się domyślasz czemu. Jest wiele powodów. Nie można zaufać każdemu. Na zaufanie trzeba sobie zasłużyć. Buduje się to bardzo długo. Czasami nigdy nie uda się tego w pełni zrobić. Wiem, że ja ciebie zawiodłem pod tym względem, ale czasami trzeba. Musisz to zrozumieć.

- Wiem. Ja chcę wiedzieć wszystko. Ale chcę to usłyszeć od was i na wasz temat. Bo ja się mogę tylko domyślać, a domysły nie zawsze wskażą nam odpowiednią drogę, odpowiednie rozwiązanie.

- Dlatego ci wszystko wyjaśnimy – usłyszała dźwięczny głos Wilsona. Spojrzała prosto w jego niebieskoszare oczy. Zwykle niewzruszone, teraz emanowały z nich ciepło i otucha. Poczuła się dziwnie. Ona naprawdę ich nie znała. Wilson pokazał się od tej cieplejszej strony. Johnny pokazał zaś, że uśmiech to tylko przykrywka dla problemów, którymi był obarczony. Wilson też skrywał się pod takim surowym płaszczem, ale gdzieś w głębi duszy był chyba człowiekiem z poczuciem humoru, z dobrym sercem i... Po jego następnych słowach zmieniła o nim zdanie. Znów pokazał się z tej mrocznej strony – chyba właśnie tę preferował.

- Powiemy ci o co chodzi, ale jeśli komukolwiek cokolwiek wyjawisz, będziemy musieli się ciebie... pozbyć – wypowiadając ostatnie słowo ściszył głos. Ale te słowo wypowiedziane w jego przypadku szeptem było jeszcze gorsze niż gdyby powiedział to na głos. Megan przełknęła głośno ślinę z niepokojem obserwując twarze pozostałych. Johnny zachował kamienną twarz, za to Lucas nie zdołał powstrzymać uśmiechu. Po chwili również czarnowłosy mężczyzna posłał jej słaby uśmiech. – Taki żart. Nie przejmuj się. Raczej tego nie zrobisz. Oby...

Znów spojrzała na Johnny'ego. Na jego twarzy zagościł słaby uśmiech.

- No, zaraz ci wszystko wyjaśnimy. Najpierw powiedz mi, jakie są twoje przypuszczenia...?

- Yyy – jęknęła dziewczyna – Twoim bratem jest... - nie dokończyła. W pewnym sensie nie umiała tego zrobić. Pokazało jej to tak naprawdę jak wiele ich dzieli i jak słabo się znają.

Chłopak skinął głową.

Przypuszczała to już wcześniej, ale mimo to wszystko, to co usłyszała wywarło na niej duże wrażenie.

- Tak. Tak naprawdę mam siedemnaście lat – odpowiedział chłopak. – I tak, moim bratem jest Maks. Nazywam się Daniel i jak już wiesz, jestem księciem.

W Królestwie Aglandu: PORWANIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz