Rozdział 9

41 8 1
                                    


   Książę Daniel szybko pokonywał stopnie wykonane z kamienia. Był coraz bliżej komnaty swego brata. Wilson już go poinformował o porwaniu ojca, teraz pędził do drugiego księcia, by ten dokładniej mu wszystko opowiedział.

Serce tłukło mu w piersi niemiłosiernie, a strach odbierał racjonalne myślenie. Jeszcze nigdy nie odczuwał aż tak silnego lęku, a już z niejedną stresującą sytuacją miał w swoim życiu do czynienia.

Dotarł na odpowiednie piętro. Rozejrzał się dookoła. Przy drzwiach dostrzegł straże. Podbiegł do nich prędko, nie zważając w zupełności na spokojny i dystyngowany krok jakim powinien poruszać się następca tronu królestwa Aglandu.

- Witaj, książę – rzekł jeden ze strażników ukłoniwszy się nisko i posyłając mu lekki uśmiech. Przyjrzał się Danielowi. Uśmiech poszerzył się mu jeszcze bardziej. Lubił tego chłopaka. Zawsze był dla wszystkich miły i nie wywyższał się, tak jak miał to w zwyczaju jego młodszy brat.

Daniel w odpowiedzi kiwnął w zamyśleniu głową. Nawet nie zobaczył, że strażnik wpatruje się w niego od dłuższej chwili.

- Maks jest w komnacie? – spytał zamyślonym tonem.

- Oczywiście – odpowiedział strażnik. Chłopak kiwnął w podziękowaniu głową. Ustawił się naprzeciwko drzwi i energicznie w nie zapukał. Odpowiedział mu cichy głos:

- Wejść.

Książę skorzystał z pozwolenia, lub raczej wykonał polecenie. Z impetem otworzył drzwi i wkroczył do komnaty swego brata. Zastał go siedzącego na swoim miękkim fotelu za drewnianym biurkiem. Na stole stała woda i kawa. Nieopodal księcia stał Wilson, mający bardzo poważną minę.

- W końcu – mruknął pod nosem.

- O – zdziwił się Daniel – myślałem, że jeszcze tu nie dotarłeś...

- Miałeś nadzieję, że będziesz pierwszy... panie? – odpowiedział starszy mężczyzna unosząc jedną brew. Wypowiedź była co najmniej ironiczna, szczególnie mocne zaakcentowanie ostatniego słowa.

Książę musiał się przebrać przed spotkaniem z bratem, nie mógł przecież się u niego pojawić w myśliwskim płaszczu i butach. Znaczy... mógłby, ale znał swojego brata i stwierdził, że będzie lepiej, gdy pojawi się w stroju bardziej odpowiednim. Wilson miał gdzieś jeszcze na chwilę zajść, ale jednak był u Maksa przed nim.

- Witaj bracie. Usiądź.

Daniel usiadł na jednym z foteli przed biurkiem. Wbił zdenerwowane spojrzenie prostu w swego brata.

- Co cię stało? I jak? – zapytał roztrzęsionym od emocji głosem.

- Jak już pewnie wiecie, porwano króla – zaczął bardzo powoli Maks. Zupełnie tak jakby napawał się chwilą uwagi. – Byliśmy na polowaniu. Dopiero co wjechaliśmy na polanę, i tu nagle nadleciała strzała. W ostatniej chwili zepchnąłem ojca z konia. Gdyby nie ja, strzała przebiłaby go na wylot. Potem zza krzaków wybiegły jakieś dzikusy. Zaatakowali mnie i ojca. W czasie walki lekko się od siebie oddaliliśmy. Zaczęli pokonywać ojca, a potem... zabrali go. Chociaż to dziwne, ojciec jest przecież doskonałym szermierzem... albo był... - tu na chwilę zawiesił głos, ale po krótkim momencie znów mówił: - Nie wiem gdzie. Nie zdołałem pomóc. Po prostu go zabrali!

Przerwał. Westchnął głęboko i ukrył twarz w dłoniach. Trwali chwilę w ciszy. Odezwał się Wilson:

- Jedna rzecz mnie zastanawia. Czemu ktoś miałby porwać króla?

- Dla okupu? Kto jak kto, ale ty powinieneś znać się na tych sprawach... – podsunął zrezygnowanym głosem Daniel.

- Możliwe... Ale jest jeszcze coś co mnie zastanawia... - Daniel zwrócił na niego zaciekawione spojrzenie, Wilson od razu przerwał: – W sumie... nie, to bez sensu... Już nic, nie ważne.

Maks zwrócił na niego spojrzenie.

- Powiedz Wilsonie co ci chodzi po głowie...

- A skąd oni wiedzieli, że król znajdzie się w lesie akurat w tym czasie i w tym miejscu?

- Nie wiem! Mamy jakiegoś informatora w zamku! – Wykrzyknął z wściekłością młodszy z książąt.

- Spokojnie. Znajdziemy go. Danielu... ty musisz na ten czas przejąć władzę – oznajmił poważnym tonem starszy mężczyzna.

Chłopak lekko pobladł. „Ja? Ja się nie nadaję. Nie jestem na to wszystko gotowy..." przemknęło przez jego głowę. Wilson wiedział, że książę jest zestresowany pozycją jaką kiedyś obejmie. Myślał, że nie jest i nigdy nie będzie gotów na przejęcie tronu. Ale Wilson wiedział, że Daniel da radę.

- Ja? – tylko to zdołał z siebie wydusić młodzieniec.

- Tak, ty. Nie widzę tu jeszcze jakiegoś Daniela. Musisz się niestety pogodzić ze swoją wyjątkowością – powiedział sucho.

- Czemu nie ty? – zwrócił się do Wilsona chłopak. – Ty masz większe doświadczenie niż ja...

- Po pierwsze – odpowiedział oschłym tonem mężczyzna – nie jestem królewskiego pochodzenia. A po drugie – mnie w tym czasie nie będzie.

- Jak nie będzie? – zdziwili się bracia.

- Jadę znaleźć króla. – Na te słowa Maks nieco się skrzywił. Wilson to zauważył: – Co się stało, panie? Coś się boli?

- Ymmm... - zmieszał się Maks. – Martwię się o Daniela. Wiesz, że on bardzo się stresuje... ja też. Tak to ty byś nam pomógł.

- Tobie – odezwał się zdecydowanym głosem Daniel. – Ja też jadę szukać ojca.

Maks się rozpromienił.

- Czyli to ja przejmę na ten czas władzę? – zapytał z radością w głosie.

„No proszę, jakie huśtawki nastojów..." przemknęło przez głowę łucznika.

- Tak – odpowiedział stanowczo jego brat.

- Nie! – Krzyknął Wilson. Poczuł narastającą wściekłość. – Nie pozwalam ci! Nie możesz nigdzie wyruszyć. To zbyt niebezpieczne! Wiesz ile osób może czyhać na twoje życie?

- Mówisz jak ojciec – jęknął chłopak. - Wiem, ale kiedy on jest w niebezpieczeństwie. Ja nie odpuszczę. Muszę mu pomóc. I wybacz, ale nie obchodzi mnie to czy ty mi na to pozwolisz. Jadę z tobą...

- Ale... - Wilson szukał gorączkowo jakiejś dobrej wymówki, a potem wpadł mu do głowy dobry pomysł: - Ja już znalazłem sobie odpowiednich towarzyszy! Będzie nas za dużo...

Daniel zmarszczył w zamyśleniu brwi.

- Towarzyszy...? – zmarszczył brwi - Z tobą czy bez ciebie, ja jadę go szukać.

Wilson wydał głębokie westchnienie.

- Pozwól mu – wtrącił się Maks – On ci pomoże. To bardzo dobry pomysł. Możecie mi zaufać, dobrze zajmę się królestwem podczas waszej nieobecności...

Starszy mężczyzna posłał mu zabójcze spojrzenie. Miał dosyć tego smarkatego księcia, który dąży tylko do tego by choć przez chwilę mieć władzę. Daniel był inny. Ale był też uparty... Co mam zrobić? – pomyślał.

- Rób co chcesz – odezwał się w końcu. Czy pojedziesz ze mną czy sam, to już twoja decyzja – Książę posłał mu triumfujący uśmiech. – Wyjeżdżam jutro o poranku. I to ja, a nie ty, zabieram ze sobą Lucasa. 

W Królestwie Aglandu: PORWANIEUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum