Rozdział 12

35 6 0
                                    


   Rzeczywiście. Za sobą ujrzeli jeźdźców. Zbliżali się do nich w bardzo szybkim tempie. Uciekać? Czy z nimi walczyć? Bo mężczyzna był pewien, że nie mają pokojowych zamiarów. Wilson zastanawiał się co zrobić. Jednak Lucas i Johnny podjęli decyzję za niego. Megan, sparaliżowana ze strachu siedziała nieruchomo w siodle.

Młodzieńcy przygotowali broń. Lucas wyjął swój miecz z pochwy, a Johnny przygotował łuk. Też mógł skorzystać z miecza, ale stwierdził, że w tym przypadku bardziej przyda mu się łuk. Megan była na to zbyt zdezorientowana. Zupełnie nie wiedziała co ma zrobić. Nie chciała wyjść na tchórza, ale strasznie się bała. Johnny zauważył jej niepokój.

- Trzymaj się od nich jak najdalej. Najlepiej oddal się na bezpieczną odległość. Gdyby coś się stało pędź do najbliższej wioski. Nami się nie przejmuj. Pilnuj tylko Stelli...

- Nie zostawię was... - szepnęła dziewczyna łamiącym się głosem.

- Uciekaj – wysyczał Lucas. – Lepiej żebyś miała kogo zostawiać niż nikogo do dotrzymania towarzystwa.

Dziewczyna niechętnie się oddaliła. Z niepokojem obserwowała zbliżających się napastników. Było ich pięciu. Mieli przewagę liczebną. Nie wiedziała czy jej towarzysze dadzą sobie radę. Zobaczyła jak Wilson i Johnny unoszą łuki. Potem zobaczyła dwie strzały pędzące w kierunku jeźdźców. Potem jeden z nich spadł na ziemię.

Drugi w ostatnich chwili skręcił. Strzała minęła go o dwa, może trzy centymetry – z takiej odległości nie była w stanie tego stwierdzić. Zauważyła jak po raz drugi naciągają łuki. Strzały znów pomknęły. Kolejna trafiła w cel. Ale tym razem napastnik nie spadł z konia. Widać było, że targa nim ból w nodze, w którą trafiła strzała. Ale jechał jednak dalej.

„Twarda sztuka", pomyślała z niechętnym uznaniem.

Zauważyła Lucasa. On i jego koń nacierali na mężczyznę, który wyjechał na przód. Napastnik także wyjął swój oręż. Po chwili usłyszała zgrzyt stali. Walka Lucasa i mężczyzny już się zaczęła.

Wilson dalej strzelał z łuku. Za to Johnny zmienił taktykę. Także wyjął swój miecz. Zaatakował jednego z napastników serią cięć i pchnięć. Obaj mężczyźni nie nadążali za szybkością ruchów młodzieńców.

Nagle w powietrzu świsnęła strzała. Przemknęła tuż obok głowy Wilsona. Megan na chwilę zaniemówiła. Mieli ze sobą łucznika?

Wilson także się zdziwił. Ale to nie był łucznik. To był kusznik. Zauważył mężczyznę, który zsiadł z konia. Teraz strzelec zmierzał w ich kierunku. Czarnowłosy mężczyzna pokręcił z niedowierzaniem głową. Już domyślał się o kim chciał mu powiedzieć Lucas. Sam miał takie obawy, ale nie chciał ich wypowiadać na głos. Przy Megan i przy Johnny'm choć zdawał sobie sprawę, że chłopak mógł już się domyśleć. Ba!, pomyślał, pewnie nawet ta dziewucha wie już co i jak.

Nałożył kolejną strzałę na cięciwę. Kątem oka zauważył, że Lucas walczy już z innym przeciwnikiem. Johnny wciąż mierzył się z tym poprzednim. Chciał mu pomóc, ale wiedział, że ma teraz coś ważniejszego na głowie. Kusznik wypuścił kolejną strzałę. Mężczyzna zeskoczył z konia w ostatniej chwili, lecz przed jego strzałą kusznik także się uchronił.

Lucas znów odparował cios miecza, zadając jednocześnie przeciwnikowi cięcie z boku. Ten złapał się za bolącą część ciała i krzyknął z bólu. Młody rycerz wykorzystał szansę. Zadał pchnięcie tarczą. Przeciwnik upadł na plecy z bolesnym jękiem. Lucas uniósł swój miecz by zadać ostateczny cios. Zawahał się na chwilę. Potem z niebywałą prędkością opuścił miecz i ciął przeciwnika. Ten krzyknął z bólu i strachu. Spodziewał się śmierci, ale dostał bolące cięcie w nogę. Krzyknął jeszcze raz i złapał się za krwawiącą nogę. Był unieruchomiony.

W Królestwie Aglandu: PORWANIEWhere stories live. Discover now