Rozdział 22

23 6 0
                                    


    Jechali całą noc. Odpoczynek, który minął już parę godzin temu nie wystarczył. Daniel miał wrażenie, że w końcu zemdleje. Do tej pory nie zdawał sobie sprawy z tego jak siniaki i niewygodna jazda mogą utrudnić życie.

- W końcu. Zacząłem już konać ze zmęczenia i z głodu – głos łysego wybudził go z otępienia. Czy to możliwe, że zasnął podczas jazdy?

Rozejrzał się dookoła. Ożywił się w jednej chwili. Właśnie wjechali na polanę otaczającą przepiękny kamienny zamek. Jego ściany lśniły, odbijając blask porannego słońca.

- Mam nadzieję, że książę Maks będzie nam wdzięczny za przytarganie tutaj tego smarkacza. Powinien nam też za to zapłacić.

- Powinien? On musi nam zapłacić. A tak swoją drogą, gdzie jest reszta naszych towarzyszy?

- Zapewne już dawno leżą pod ziemią albo walczą o to, by jednak gdzieś dojść z postrzeloną nogą – rzucił Daniel przyciszonym głosem, ale łysy tak czy siak go usłyszał.

- Cicho bądź! – syknął i uderzył go rękojeścią sztyletu w bok. Książę rzucił w jego stronę zabójcze spojrzenie. Dotknął piętami boku konia i ten nieco przyspieszył.

W końcu znaleźli się pod bramą zamku. Lekkie uśmiechy pojawiły się na twarzach strażników. Szepnęli cos między sobą, gdy Daniel przechodził przez bramę popychany przez porywaczy.

Znaleźli się na dziedzińcu. Bandyci zastanawiali się chwilę, którą drogą pójść. W końcu ruszyli w stronę pierwszego wejścia po prawej. Niedługo potem wspinali się po marmurowych schodach. Każdy krok przypominał o siniakach, którymi ozdobione było ciało Daniela. Mimo to dzielnie piął się w górę, czekając na to co ma tam zastać.

Dotarli na któreś piętro. Daniel nie wiedział które, nie liczył. Zatrzymali się przed masywnymi drzwiami. Porywacze stali przez chwilę przed nimi i kłócili się co mają zrobić.

Za to Daniel zastanawiał się intensywnie kto jest władcą tego zamku? Czy wie o zamiarach Maksa? Czy mu pomaga w wypełnieniu jego złowieszczego planu? A potem poczuł nadzieję. Czy to tutaj jest też ojciec? Zwrócił spojrzenie na swoich oprawców. Ten z większą ilością blizn podrapał się w zamyśleniu po tłustych włosach.

- Wchodzimy – usłyszał głos łysego. Zastukał on lekko w drzwi i czekał na zaproszenie. W końcu usłyszeli cichy pomruk świadczący o tym, że mają zgodę by wejść do komnaty.

Jeden z bliźniaków otworzył drzwi i silnym pchnięciem wepchnął Daniela do środka. Ten zachwiał się i prawie upadł na ziemię. Uniósł spojrzenie i zobaczył uśmiech. Uśmiech, który momentalnie znienawidził.

- Witaj, mój kochany bracie. – Maks wstał z miejsca z szyderczym uśmiechem. – Tak miło mi znów ciebie widzieć – jego głos był przesycony nienawiścią i sarkazmem.

Daniel mierzył go wściekłym spojrzeniem, które momentalnie zamieniło się w zdziwienie, gdy niedaleko Maksa zauważył dziewczynę.

- Diana? – W jego głosie zabrzmiała nutka zaniepokojenia.

- Książę? – Podniosła się z miejsca omiatając wszystkich wokół spojrzeniem. – Książę Maksie? Co się stało? Co tutaj robi twój brat?

- Nic Diano – odrzekł Maks nie spuszczając wzroku z Daniela. – Usiądź i nie przejmuj się nim. Mówiłem ci, iż mam ważną sprawę do załatwienia w zamku.

- Przyprowadziliśmy ci go, panie – powiedział jeden z bandytów. – Teraz pora na naszą zapłatę.

- Widzę przecież – wywrócił oczami.

W Królestwie Aglandu: PORWANIEWhere stories live. Discover now