– Nie bój się, nie niosę kawy, nie ma więc opcji, żebym się wywalił – zrobiło mi się ciepło na sercu, nawet nie wiem czemu, gdy przywołał sytuacje kiedy go poznałam. Zaraz, zaraz. Ciepło na sercu? Ja nie mogę się zakochać. O, nie! Nie w nim! Proszę!
Nie oszukujmy się chciałabyś pójść z nim na kolacje.

– Wątpie – wyrwało mi się. To miała być odpowiedź dla mojej podświadomości. Kurka.

– Czy ty coś planujesz? – Całe szczęście myślał, że to do niego.

– Nie, skądże.

– Dobra siadaj. Przecież jesteś głodna. Chyba, kiedy przyszedłem nie rzuciłaś się jakoś specjalnie na jedzenie.

– Wiesz, nie jestem chłopakiem, żeby rzucać się na jedzenie – powiedziałam siadając obok niego na kanapie.

– Mhm, rozumiem.

Cały posiłek minął na w ciszy. Skupiłam się na moich naleśnikach które zjadłam po dziesięciu minutach.

– Specjalnie dla ciebie wziąłem dużo czekolady i bitej śmietany.

– Och, nie musiałeś.

– W końcu zdrowo się odżywiasz – a swój wzrok momentalnie przeniósł na mnie.

– Raz na jakiś czas mogę przecież zjeść coś słodkiego. Nie pamiętam kiedy ostatnio jadłam czekoladę.

– Naprawdę?! – widziałam w jego oczach zdziwienie. – No to muszę Cię gdzieś zabrać żebyś mogła zjeść więcej czekolady. – Zaraz, zaraz co? Czy on mnie właśnie zaprosił na randkę czy coś w tym rodzaju?! Nie wierzę.

– No oczywiście, z tobą zawsze.

– W takim razie bądź gotowa o siedemnastej.

– Okej, narazie.

– Pa. – Steve zabrał tace i talerze i poszedł, a ja teraz sobie uświadomiłam, co powiedziałam. Zgodziłam się pójść z nim na randkę. Nie wierzę.
Stevie i Lisunia to miłosna para falalalala. Zaczęła śpiewać moja podświadomość

– Zamknij się idiotko – warknęłam na nią.

Odkąd go poznałam wydawało mi się, że z tego może coś wyjść, a teraz staje się to rzeczywistością. A jeżeli on mnie pocałuje?! O matko. Nie wierzę. Nie, to musi być sen. Może jak się uszczypnę, to obudzę się z powrotem w swoim mieszkaniu. Pierwsze uszczypnięcie, drugie i nic. Ja chyba nie śnię, to jest rzeczywistość.

Dobra muszę się pomalować, w końcu będą mnie ludzie widzieć, więc muszę jakoś wyglądać. Ale zaraz nie wzięłam kosmetyczki, żadnych kosmetyków.

Od razu pobiegłam do pokoju Natashy, może ma przynajmniej tusz do rzęs albo kredkę lub pomade do brwi.

Kiedy wyszłam z pokoju byłam w szoku. To nie był hotel. Tylko czyjś dom. Gdzie jestem. Zaraz czy to daleko od centrum? Z resztą co mnie to obchodzi, nie mam czasu. Biegłam wzdłuż korytarzu patrząc na każde drzwi. Dzięki Bogu, że były tabliczki z imionami. Kiedy odszukałam pokój Nataszy podeszłam do drzwi i zapukałam kilka razy, a kiedy usłyszałam proszę weszłam do środka.

– Hej.

– Hej – Natasha popatrzyła się na mnie, dziwiąc się, że to ja przyszłam do niej. Pewnie czekała na kogoś innego.

– Słuchaj mam prośbę – Wdowa nic nie odpowiedziała, jedynie wysłała mi pytające spojrzenie. – Nie masz może do pożyczenia tuszu do rzęs i kredki to brwi. Nie wzięłam kosmetyczki.

– Jasne. W łazience jest kosmetyczka.

Skierowałam się do pomieszczenia i szybkim ruchem wyjęłam najpierw tusz do rzęs, a potem kredkę do brwi. Szybko się pomalowałam i po trzech minutach wyszłam z łazienki.

– Dziękuję, uratowałaś mi życie –uśmiechnęłam się do niej serdecznie i już miałam wychodzić kiedy...

– Idziesz na randkę, co nie? –odwróciłam się do niej, a ona na mnie spojrzała.

– Aż tak to widać?

– Nie, tylko był tu wcześniej Steve i brał ode mnie porady. Nie wiem dlaczego, ja się na tym nie znam – wzruszyła ramionami. – Baw się dobrze.

– Dziękuję.

***

Była już za minutę siedemnasta, nie denerwowałam się tak jak teraz nigdy, nawet kiedy zdawałam maturę. Daję słowo.

Dzwonek! Już jest punkt piąta!

Nerwowo podbiegłam do drzwi i otwierając je uśmiechnęłam się do Steve'a.

– Gotowa? – zapytał po chwili.

– Tak, wezmę tylko torebkę i możemy już iść.

***

Kiedy wysiadłam z samochodu moim oczom ukazała się mała, przytulna kawiarnia. Zaraz, ja znam to miejsce.

– Lisa?

– Tak, słucham? – Spojrzałam na Steve'a. – Wybacz rozmyśliłam się.

– Rozumiem. Mówiłem żebyśmy weszli do środka.

Kiedy złożyliśmy zamówienia postanowiłam przerwać ciszę pomiędzy nami.

– Skąd znasz to miejsce – mówiłam rozglądając się.

– Podczas drugiej wojny światowej miałem okazję tu być, wtedy to miejsce wyglądało zupełnie inaczej.

– Mhm, rozumiem.

– Proszę, to państwa zamówienia.

– Dziękujemy – popatrzyłam się na kelnerkę i uśmiechnęłam się serdecznie.

***

Po "deserze" Steve powiedział, że mnie gdzieś zawiezie. Jechaliśmy już pół godziny słuchając piosenek puszczanych w radiu. Nagle samochód zatrzymał się.

– Jesteśmy już na miejscu – powiedział Steve otwierając drzwi samochodu i podając mi rękę.

– Już myślałam, że prędzej zasnę niż tu dojedziemy – powiedziałam uśmiechając się i chwytając jego dłoń. Zaczął mnie ciągnąć jakieś kilka metrów i stanął w miejscu po czym popatrzył się na mnie, a ja oniemiałam z zachwytu. Jak tu pięknie. Jezioro, dalej rozciągał się las i wysokie pagórki i jeszcze do tego wszystkiego zachodzące słońce. Po prostu bajka.

– Podoba Ci się?

– Tu jest pięknie – mówiłam, dalej rozglądając się, kiedy zauważyłam małą chatkę. Była dziwnie znajoma jakbym tu już kiedyś była.

– Chodź rozłożymy koc piknikowy –powiedział prowadząc mnie za rękę. Szłam za nim dalej przyglądając się chatce. Przecież to jest mój dawny dom, w którym mieszkałam przez trzy lata zanim wyjechaliśmy z rodzicami do Waszyngtonu.

Stay With Me ✔Where stories live. Discover now