Rozdział 6

3.8K 195 47
                                    


Dzisiaj miałam wolne od pracy. Dziwne pan Stark ostatnio zrobił się bardzo łaskawy, jego zachowanie stało się naprawdę zaskakujące. Zawsze żartował, robił z siebie jednym słowem głupka, ale kiedy zjawiam się w pracy i napotykam pana Starka, jego zachowanie naprawdę staje się nie do poznania. Jest opanowany i spokojny.

To jest podejrzane. Nie chcę wyjść na ciekawską, ale muszę się dowiedzieć, o co chodzi. Może coś ukrywa. Wiem, że nie powinnam się mieszać, ale on coś ukrywa przede mną, widzę to, kiedy podchodzę do recepcji i pan Stark z radosnego nastroju robi się spokojny i powstrzymuje swój śmiech, a potem idzie do swojego gabinetu, albo jedzie windą na wyższe piętra. Natomiast pracownicy wracają wtedy do swoich zajęć.

To naprawdę bardzo dziwne. Przyznaję przykro mi się wtedy robi, co ja mogę powiedzieć. Napewno to coś związanego ze mną i dowiem się tego, co pan Stark ukrywa. Może wyglądam na miłą, skrytą w sobie dziewczynę. Lecz potrafię dążyć zaparczywie do swojego celu, aby osiągnąć swój cel. Moim nowym celem będzie dowiedzieć się, co ukrywa przede mną pan Stark i nie wycofam się.

Dzisiejszego dnia postawiłam na sport, nie pamiętam kiedy ostatnio biegałam. Była dziesiąta, kiedy gotowa wyszłam na dwór. Pogoda była słoneczna i wiał delikatny wiatr, mam nadzieję, że pogoda się nie zepsuje, jak jakieś dwa tygodnie temu. Nie chcę kolejnych niechcianych niespodzianek.

Koło w pół do jedenastej biegałam już po całym placu parku. Przyznam orzeźwiające jest takie bieganie. Nie wiem, czemu inni decydują się chodzić do SPA albo wolą wyjeżdżać gdzieś poza miasto. Ja, zdecydowanie wolę sport. Podczas wysiłku takiego jak bieganie wystarczy, że do biegu założę słuchawki i puszczę swoje ulubione piosenki i już jestem zrelaksowana.

Tym razem nie było inaczej. Tak przyjemnie mi się biegało po central parku, że jakąś godzinę biegałam w kółko. Dopiero po tej godzinie zatrzymałam się i zdyszana wyciągnęłam drobiazgi i poszłam do najbliższego spożywczaka kupić małą butelkę wody.

Usiadłam na pobliskiej ławce i nawilżyłam swoje gardło. Postanowiłam, że jeszcze chwilkę posiedzę. Po chwili zobaczyłam wysoką, umięśnioną, biegającą postać. Wszędzie mogłam go poznać.

To był Rogers. Odwróciłam się w przeciwną stronę do niego i miałam nadzieję, że mnie nie zauważy. Po zapoznaniu z nim, no może nie do końca było to prawdziwe zapoznanie. Dziwnie się czułam. Chodziło o zachowanie Rogersa. Dziwnie się zareagował na moje imię, a dokładnie na moją osobę. Przyznaję czułam się wtedy niezręcznie. Nie zawsze chłopaka zatyka fakt o imieniu.

Wcześniej naprawdę myślałam, że to była jego reakcja na moje imię. Jednak, jak później w domu to przeanalizowałam wszytko, doszłam to wniosku, że tu nie chodzi o moje imię. Mogłoby się tak wydawać. Ale wtedy Rogers dokładnie na mnie spojrzał i wtedy go zamurowało. To jednak dalej pozostanie zagadką, dlaczego tak był zaskoczony. Mogę wymyślać tylko swoje teorie.

– Lisa? – przerwał mi męski głos. Oczywiście należał on do Rogers'a. Zaczęłam się rozglądać, żeby dać mu do zrozumienia, że nie wiem, o co mu chodzi, ale mi się nie udało. – Lisa, co ty tu robisz? Miło Cię widzieć.

– Co ja tu robię? Przyszłam pobiegać nie widać? – Wiem, że to wyszło chamsko, ale nie to miałam na myśli, po prostu ciężko jest mi się dogadać z ludźmi z poza pracy.

– No tak, głupie pytanie – Rogers podrapał się nerwowo po karku i ciągnął dalej – Wiem, że wtedy zachowałem się dziwnie, ale możemy poznać się jeszcze raz, tym razem bez rozlanej kawy i innych niezręcznych sytuacji. Co ty na to? – Rogers wysłał mi pytające spojrzenie. Przez jego błękitne oczy, nie mogłam odpowiedzieć inaczej.

– Zgoda – uśmiechnęłam się delikatnie. Wstałam z ławki, a Rogers wyciągnął ku mnie rękę.

– Steve Rogers – uśmiechnął sie szeroko.

– Lisa Spencer.

– Bardzo mi miło. – Nie przestawał się uśmiechać i potrząsnął moją dłonią- Może pójdziesz ze mną na spacer? Wiesz, jeśli chcesz oczywiście.

– Dziękuję za propozycje, ale niestety dzisiaj nie mogę. Mam jeszcze do zrobienia tyle rzeczy. Ledwo znalazłam czas na bieganie. – Pewnie, że kłamałam, ale jak już każdy wie, mam trudności z nawiązywaniem znajomości, a poza tym zbyt mało go znam – Bardzo mi przykro.

– W porządku, może innym razem. No to cześć.

– Pa – dodałam ledwo słyszalnym głosem, było mi głupio. Naprawdę, spławiłam go tylko dlatego, że za mało go znam. To taki poważny powód. Ze zrezygnowaniem usiadłam na ławkę i dopiłam resztkę wody, patrząc jak Rogers się oddala.

Po chwili i ja postanowiłam wrócić do domu. Musiałam wymyśleć, co będę robić. Nakłamałam Steve'owi, a tak naprawdę nie wiem, co ze sobą zrobić.

Gdy już weszłam na klatkę schodową mojej kamienicy, zajrzałam do skrzynki pocztowej i wyjęłam rachunek za czynsz. Już znalazłam swoje pierwsze zajęcie na dzisiejszy dzień.

Wróciłam do mieszkania położyłam kopertę na wyspie kuchennej i poszłam przebrać się w coś wygodnego. Rozpuściłam włosy i pomalowałam rzęsy. Zanim wyszłam z domy podeszłam do lodówki, żeby się napić soku, ale ku mojemu zdziwieniu oprócz sera i masła nie było nic. Więc miałam kolejną rzecz do załatwienia. Zakupy.

Wzięłam torebkę, do niej włożyłam siatkę na zakupy, telefon oraz portfel i wyszłam z domu.

Po drodze wpadłam na jakąś dziewczynę, która przeze mnie omal nie spadła ze schodów.

– Najmocniej przepraszam, nie zauważyłam cię – mówiłam do blondwłosej dziewczyny.

– Nic się nie stało, zdarza się –powiedziała łapiąc się za balustradę.

– Jestem Lisa – podałam jej rękę, a dziewczyna się na mnie popatrzyłam. Wiem walnęłam to prosto z mostu, ale pierwszy raz chciałam zawrzeć nową znajomość.

– Emma. – Dziewczyna wyciągnęła również dłoń i uśmiechnęła się.

– Może wpadniesz kiedyś do mnie na herbatę albo nie wiem, co. Jest mi bardzo głupio, że prawie przeze mnie spadłaś ze schodów.

– Z wielką chęcią. Dopiero, co się tu wprowadziłam, więc z radością poznam swoich sąsiadów – dziewczyna uśmiechnęła się przyjaźnie. – Muszę już lecieć, zostało mi jeszcze do rozpakowania kilka pudeł. Narazie, pa. Miło Cię było poznać.

– Mnie również, jeszcze raz przepraszam.

– Nie musisz. Tylko uważaj na tych schodach, dzisiaj są jakieś niebezpieczne – Emma zaśmiała się i znikła gdzieś w swoim mieszkaniu. Wydawała się być naprawdę miłą, sympatyczną i przyjacielską osobą.Uśmiechnęłam się delikatnie, zeszłam ze schodów i wyszłam z kamienicy.

Pierwsze, co zrobiłam, to poszłam zapłacić rachunki. Nie spodziewałam się, że to mi tak szybko zejdzie. Wracając weszłam do pobliskiego sklepu. Wyciągnęłam telefon i otworzyłam notatki, miałam tam zapisane wszytko, co jest mi potrzebne.

Chodziłam po sklepie i brałam wszytko, co miałam na liście i wkładałam produkty do wózka na zakupy.

Po kilkunastu minutach przystanęłam na chwilę i sprawdziłam, czy mam wszytko.

– Jabłka są – zaczęłam mówić do siebie. – Ryż jest, szynka jest, ogórek jest, chleb też, mleko, jogurty są, mąka, cukier i sól również, kakao też, ziemniaki są, przyprawy również. Chyba wszytko jest. Jeszcze sok. Jak mogłam zapomnieć.

Zostawiłam wózek i skierowałam się do działu z napojami, nie było to daleko. Zaczęłam się rozglądać za moim ulubionym sokiem, kiedy już zauważyłam napój i skierowałam się w stronę półki, nie zauważyłam, że dziecko, które wcześniej stało z mamą, rozlało swój soczek i poślizgnęłam się.

Już byłam pewna, że to się nie skończy dobrze i napewno coś sobie zrobię. Nagle poczułam jak ktoś mnie łapie. Spojrzałam na mojego ,,wybawiciela" i byłam w szoku.

To był Rogers.

Stay With Me ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz