27. Dbaj o niego

2.6K 399 264
                                    

Drugi rozdział na dziś!


><><Louis><><


Na dziś skończyłem pracę. Harry nie pokazywał mi się na oczy. Cieszyłem się, że w końcu dał spokój. Miałem już wracać do siebie, gdy zatrzymał mnie Des. Odwróciłem się do niego przodem. Przygotowałem już konia i mogłem ruszać. Powoli się ściemniało.

- Mam coś dla ciebie. - powiedział.

Spojrzałem na niego uważnie. Zza pleców wyciągnął małego szczeniaczka. Był puszysty i bardzo słodki. Zdziwiłem się, gdy mi go podał. Dlaczego miałby dawać mi psa?

- Pomyślałem, że przydałby ci się przyjaciel. - kontynuował. - W tamtym domku siedzisz sam i pewnie brakuje ci towarzystwa.

- Dziękuję panu, ale...

- Nie możesz go zwrócić. Pojechałem po niego do mojego znajomego. Będzie sporym psem. Zawsze gdy odjeżdżasz martwię się o ciebie.

- O mnie? - teraz mnie zaskoczył.

- Tak, Louis. - skinął głową. - Jesteś młodszy od Harry'ego, a przeprowadziłeś się tak daleko i usamodzielniłeś. Jesteś jak drugi syn, tylko nie mów nikomu, Harry jest bardzo zazdrosny.

- To naprawdę miłe, dziękuję. - uśmiechnąłem się.

- Mam jeszcze coś. - podał mi materiałowy woreczek. - Anne zapakowała tam trochę steków. Widziałem, jak mój syn cię zdenerwował i wyszedłeś, zanim zjadłeś. Dla psa też się przyda.

Szczeniak gdy wyczuł jedzenie zaczął się wiercić. Zaśmiałem się cicho, gdy wił się jak dżdżownica. Des wziął na chwilę psa, abym mógł wsiąść na konia. Poprawiłem się wygodnie w siodle i przymocowałem woreczek z jedzeniem obok.

- Dbaj o niego. - powiedział Des, podając mi zwierzę.

- Na pewno będę. - zapewniłem.

- Mówiłem do niego. - uśmiechnął się. - O niego się nie martwię, wiem, że trafił w dobre ręce.

- Dziękuję. - odebrałem szczeniaka i pogłaskałem go. - Dobranoc panu.

- Mów mi Des. Dobranoc, Louis. - skinął głową i odszedł.

Ścisnąłem boki konia łydkami i ruszył. Obejrzałem się jeszcze za siebie i napotkałem zielone tęczówki Harry'ego. Od razu odwróciłem głowę w stronę jazdy. Szczeniak strasznie się wiercił. Przytuliłem go do siebie, a ten oparł się przednimi łapami o mój tors i zaczął lizać mnie po twarzy. Był brązowy w czarne łatki.

- Jak się wabisz, mały? - powiedziałem cicho. - Co powiesz na Clifford?

Pies tylko zaszczekał i powrócił do lizania mojej twarzy. Podrapałem go za uszkiem. Wydał z siebie zadowolony pomruk.

- Chyba się zgadzasz, prawda? - uśmiechnąłem się szeroko.

Do domku dotarłem gdy już było całkiem ciemno. Jazda stępem zajęła sporo czasu. Nie chciałem przyśpieszyć, aby szczeniakowi nic się nie stało. Sięgnąłem po latarkę, którą miałem przytroczona do siodła. Zapaliłem ją teraz. Zeskoczyłem z wierzchowca, uważając na pieska.  Odszedłem od konia i ruszyłem do domku, gdzie wpuściłem szczeniaka.

Następnie zaprowadziłem klacz do małej przybudówki. Rozsiodłałem ją i dałem siana oraz wiadro wody, które zawsze przynoszę z rana, aby nie robić tego po ciemku, jak teraz. Zamknąłem dobrze pomieszczenie i ruszyłem teraz do domku. O mało co nie potknąłem się na Cliffordzie. Zupełnie o nim zapomniałem.

W domku nie miałem  prądu czy bieżącej wody. To może był jedyny minus mieszkania tu, a nie w posiadłości Stylesów na ranczu.

- Zaraz zrobi się jaśniej i cieplej.  powiedziałem do szczeniaka, który szarpał mnie za nogawkę.

Odłożyłem jedzenie w woreczku na stolik, aby Clifford się nimi nie poczęstował podczas mojej nieuwagi. Złapałem latarkę w zęby i zacząłem podkładać kawałki drewna do kominka. Na wierzch położyłem suche gałązki. Sięgnąłem po zapałki i przyłożyłem zapaloną zapałkę do nich. Po chwili się podpaliło. Ucieszyłem się, że udało się to za pierwszym razem.

Gdy płomień stał się większy, zgasiłem latarkę. Ściągnąłem kapelusz, odwieszając go na wieszak. Tu przynajmniej nie dosięgną go zęby szczeniaka. Usiadłem na łóżku. Przez chwilę mocowałem się z butami. Odłożyłem je obok i zacząłem rozpinać guziki koszuli. Clifford próbował wdrapać się na łóżko, co mu za bardzo nie wyszło, ponieważ spadł na ziemię i cicho zapiszczał.

- Już, maluchu. - zaśmiałem się, biorąc go na ręce.

Odłożyłem go obok siebie. Położył się na kocu, lecz zanim to  zrobił, chwilę poganiał swój własny ogon. To naprawdę było urocze. Dziękowałem w myślach Desowi za towarzysza.

Podniosłem się teraz  z łóżka i sięgnąłem po mały ręczniczek. W miednicy przy kominku miałem przygotowaną wodę do mycia. Nawilżyłem nieco materiał i zacząłem się myć. Wszystkie potrzebne rzeczy do domku załatwił mi Zayn.

Przebrałem się w koszulę do spania i z powrotem usiadłem na łóżku. Sięgnąłem po woreczek z jedzeniem. Clifford zerwał się z miejsca i wskoczył mi na kolana. Merdał ogonem i cichutko piszczał.

- Ktoś tu jest głodny. - zaśmiałem się.

Wyciągnąłem kawałek steku, ale zanim zdążyłem mu go rozdzielić, aby łatwiej było mu gryźć, złapał w zęby i uciekł. Położył się na podłodze i trzymając w dwóch łapach, zaczął żuć mięso.

- Anne robi najlepsze steki, zapamiętaj sobie. - powiedziałem do psa i sam zacząłem zajadać się jednym kawałkiem.

Resztę zostawiłem na juro. Przez noc nie powinno się zepsuć, a przynajmniej będę miał śniadanie dla Clifforda. Zaczekałem aż szczeniak zje. Potem pomogłem znowu znaleźć się na łóżku. Położyłem się, a on ułożył się w moich nogach.

- Dobranoc, przyjacielu. - powiedziałem, a ten zaszczekał.


><><><><><><><><><><><><><><><

Witajcie kadeci/wilki/nietoperze/dzieciaki/żołnierze/kowboje/wilczki!

Oto obiecany drugi rozdział ^^

Dziś udało mi się też napisać kolejne dwa :D

Dziękuję za aktywność pod rozdziałami, a szczególnie za komentarze <3

Miłego wieczoru!

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Do następnego XxX

><><><><><><><><><><><><><><><

Lonely Cowboy ~Larry ❌Where stories live. Discover now