8. Nie byłem głodny

2.5K 406 376
                                    


><><Harry><><


Malik złapał mnie za dłoń i wyrzucił z pomieszczenia. Potknąłem się o własne nogi i upadłem na tyłek. To jeszcze bardziej mnie zdenerwowało. Zayn był zwykłym pracownikiem i nie miał prawa podnieść na mnie ręki. Podniosłem się szybko z ziemi i wytrzepałem spodnie z kurzu.

- Nie waż się go nigdy uderzyć! - zawołał mulat. - Zostaw go w spokoju.

- Będę robił co mi się żywnie podoba. - powiedziałem. - Nawet jeśli miałbym go bić.

- Harry!

Dopiero teraz zauważyłem blondyna, który przybiegł tu zaraz za Zaynem. Stanął obok mnie i próbował  uspokoić. Podniosłem kapelusz z ziemi, który upadł mi, jak mężczyzna mnie popchnął. Wytrzepałem go i założyłem na swoją głowę.

- Pilnuj się, jedno moje słowo i nie będziesz miał czego tu szukać. - zagroziłem.

Mulat chyba się tym nie przejął, ponieważ wciąż z tym samym uporem wpatrywał mi się w oczy. Poczułem rękę Nialla, który wyprowadził mnie ze stajni. Na zewnątrz dopiero odetchnąłem.

- Przesadziłeś. - powiedział blondyn. - Dlaczego zaatakowałeś Louisa? Przecież widziałeś, że płakał, musiałeś jeszcze bardziej go dobijać?

- Chciałem znać powód dlaczego mazgai się jak dzieciak. - odparłem.

- Mogłeś to zrobić w delikatny sposób, ty go prawie pobiłeś!

- Nie rób takiego zamieszania wokół tego. Nic się nie stało, chciałem wiedzieć, tylko tyle. - wzruszyłem ramionami.

Minąłem przyjaciela i ruszyłem w stronę domu. Miałem ochotę chwilę odpocząć. Po kilku minutach dołączył do mnie Horan. Razem siedzieliśmy kilka godzin  w salonie i sączyliśmy lemoniadę zrobioną przez moja matkę. Gdy skończyliśmy, ponownie wyszliśmy na zewnątrz. Zajęliśmy nasze ulubione miejsce, czyli werandę.

- Dlaczego tak bardzo go nienawidzisz? - zapytał po chwili.

Nie rozumiałem go. Nie miałem pojęcia o czym mówił. Dopiero gdy spojrzałem w tę samą stronę w którą patrzy przyjaciel, zrozumiałem. Kilkadziesiąt metrów przed nami stał Louis. Opierał się o drewniany płot, a głowę spuszczoną miał w dół. Wyglądał na zmęczonego, nawet jego błękitna koszula przylgnęła do jego ciała.

- Dlaczego tak myślisz? - spytałem.

- Do każdego tak się odzywasz i zachowujesz? Chyba nie nazywasz swoich przyjaciół przybłędami i nie bijesz ich.

- Po prostu się nie polubiliśmy. - przyznałem. - Sam nie wiem, ciągle mnie irytuje. Wkurza mnie jego uśmiech czy głos. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego.

- Więc go przynajmniej toleruj, nie musisz go lubić. - powiedział.

- Masz rację. - westchnąłem.

- Przeprosisz go?

- Tego nie powiedziałem! - zawołałem. - Nie będę zwracać na niego uwagi. A teraz chodź, spytamy się Dana czy nie potrzebuje pomocy.

***

Wieczorem nie było nic do zrobienia. Większość osób zebrało się już w jadalni na kolacji. Mój ojciec kłócił się z wujem o to, która rasa bydła jest lepsza. Nie było to coś, co mnie interesowało, więc razem z Niallem szybko zjedliśmy kolacje i wyszliśmy na zewnątrz. Robiło się coraz chłodniej. Blondyn rozsiadł się w fotelu na werandzie i zaczął opowiadać jakieś ciekawe historie. Słuchałem i śmiałem się z nich. Uwielbiałem takie wieczory. Dziś Niall mógł zostać i ze mną nocować. Moja matka już dawno się do tego przyzwyczaiła. Traktuje go jak drugiego syna.

- Ktoś jeszcze jest w stajni? - zapytał blondyn, przerywając swoją opowieść.

- Pewnie ktoś nie zgasił światła. - westchnąłem. - Wszystkiego trzeba pilnować.

Zeszliśmy z foteli i ruszyliśmy powolnym krokiem do budynku. Weszliśmy do środka. Zdziwiłem się, gdy usłyszałem jakieś odgłosy. I to nie było parskanie koni. Zajrzałem do ostatniego boksu, skąd dochodził dźwięk. Stał w nim Louis i wsparty o widły, głośno oddychał. Cały był spocony, widać było zarys mięśni pod cienkim materiałem koszuli.

- Lou? - zaczął mój przyjaciel. - Wszystko w porządku?

Szatyn drgnął wystraszony i odwrócił się w naszą stronę. Na jego twarzy widać było ogromne zmęczenie. Wyprostował się i skinął głową. Powrócił do sprzątania boksu.

- Nie byłeś na kolacji. - odezwał się ponownie.

- Jeszcze nie skończyłem pracy na dziś. - odparł spokojnie.

- Idź coś zjeść, my dokończymy za ciebie. -zaproponował blondyn.

- Nie! - zawołał szybko. - Muszę to zrobić ja.

- Dobrze się czujesz? - kontynuował Horan. - Powinieneś odpocząć, nic dzisiaj nie zjadłeś. Nie widziałem cię nawet na obiedzie.

- Nie byłem głodny. - wzruszył ramionami.

- Nie zjadłeś nic nawet na śniadanie. - dodał blondyn. - Idź do domu, odpocznij.

- Muszę to dokończyć, nie rozumiesz?! - warknął.

Pierwszy raz widziałem go, żeby się tak zdenerwował. Przecież Horan chciał dobrze, co za niewdzięcznik...  Chciał komuś coś tym udowodnić? Przewróciłem oczami, gdy zignorował kolejną prośbę Nialla.

- Zostaw go. - powiedziałem. - Skoro nie chce naszej pomocy, to nie.


><><><><><><><><><><><><><><><><><

Witajcie kadeci/wilki/nietoperze/dzieciaki/żołnierze/kowboje!

Jak minął wam weekend moje drogie krzaczki/teambydło/kowboje?


Co powiecie na drugi rozdział na dziś? ^^

Tylko musicie się postarać i pozostawić po sobie chociażby komentarz!

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Do następnego XxX

><><><><><><><><><><><><><><><><><




Lonely Cowboy ~Larry ❌Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz