25. Może lepiej by było, gdybym zniknął?

2.6K 387 135
                                    


><><Louis><><


Po pół godzinie Harry pozwolił mi odejść. Musiałem robić wszystko, czego on chciał. Nie mogłem pozwolić, aby ktoś o tym się dowiedział. Nie wszyscy tolerują odmienność, jak oni to nazywają. Ale to, że wolałem chłopców nie robiło ze mnie potwora. Styles chyba tak nie uważał. Powiedziałem Liamowi o wszystkim, że to Harry mnie do tego zmusił. Porozmawialiśmy chwilę. Było mi strasznie źle, że Payne nie traktował mnie na serio. Jeszcze niedawno sam inicjował pocałunki, nie ja. Mógł być ze mną szczery.

Wyszedłem z domu i ruszyłem do Zayna. Odgradzali cielaki, które kilka miesięcy temu przyszły na świat. Gdy nalazłem się przy nim, uśmiechnął się lekko. Podał mi rękawice. Do nas dołączył Liam. Wciąż dziwnie mi było znajdować się w jego towarzystwie. Po dwudziestu minutach było mi gorąco. Słońce nas nie szczędziło, byłem wykończony, a dopiero co zaczęliśmy.

- Zrób sobie przerwę. - powiedział Payne.

Skinąłem głową i podziękowałem. Usiadłem na drewnianym płocie i sięgnąłem po butelkę wody. Na raz wypiłem pół opakowania. Nieco też się ochlapałem, ale woda szybko wyschnie. Gdy miałem wracać do pracy, przyszedł Harry. Spuściłem wzrok i starałem się go ignorować. Może wtedy odpuści.

- Tomlinson, zajmiesz się teraz stajnią. Trzeba zamieść korytarz ze słomy. - odezwał się głośno, aby i mężczyźni usłyszeli.

Spojrzałem na nich zrezygnowany. Nie chciałem ich zostawiać. Wolałem pracować i rozmawiać ze znajomymi, niż być pod okiem Stylesa. Zapewne sobie nie pójdzie, tylko będzie się rządzić. Cały Harry. Zeskoczyłem z płotu i ruszyłem za nim. Zauważyłem, jak odwrócił się do mnie i podstępnie uśmiechnął.

Weszliśmy do budynku. Tu było o wiele chłodniej. Zdjąłem kapelusz i przeczesałem swoje włosy palcami. Znów nałożyłem kapelusz i rozejrzałem po stajni. Panował tu istny bałagan. Gdy ostatnio tu byłem, był porządek. To niemożliwe, aby przez te kilka godzin nanieść tyle słomy.

- Co za idiota ścielił w boksach... - mruknąłem pod nosem.

- Ja. - warknął. - Pomagałem Desowi i zająłem się tym.

- Wiesz, że słomę wrzuca się do boksów, a nie na korytarz? - popatrzyłem na niego wkurzony.

Tylko zrobił dodatkową robotę. Więcej szkód niż pożytku było z jego ,,pomocy''. On nie nadawał się do takich prac. Powinien wraz z Niallem pojechać nad rzekę, czy gdzie tam jeżdżą i nie przeszkadzać.

- Wiesz, że nie wpycha się byle jakiemu facetowi języka do buzi? - odgryzł się.

Zmrużyłem na niego oczy. Będzie mnie szantażował do końca życia. Nigdy o tym nie zapomni. Jeszcze tylko dwa lata i się od niego uwolnię. Potem niech mówi co chce.  Ruszyłem do mniejszego pomieszczenia po grabie. Nigdzie ich nie znalazłem. Nawet wideł.

- Tego szukasz? - zapytał, wskazując narzędzia.

- Mogłeś mi powiedzieć, że je zabrałeś...

- Nie pytałeś. - mruknął. - Weź się do pracy. Sporo cię roboty czeka.

- Wspaniale... - westchnąłem.

Zabrałem od niego grabie. Zacząłem od końca korytarza. Harry usiadł sobie na snopku i ciągle  na mnie patrzył. Czułem na sobie jego palący wzrok. Cieszyłem się, że sprzątanie korytarza nie było takim trudnym i ciężkim zajęciem. Dodatkowy plus stanowiło to, że znajdowałem się w budynku, z dala od palącego słońca. Chociaż na dobrą sprawę wolałbym się trochę opalić, niż słuchać ciągłych uwag zielonookiego.

- Zostało jeszcze trochę pod tą taczką. - odezwał się po raz kolejny. - Nie tu. Tam. Nie widzisz tego?

Zgrzytnąłem zębami, starając się zachować resztki spokoju. Pragnąłem połamać grabie na jego głowie. Może w końcu miałbym odrobinę ciszy. Harry miał szczęście, że ktoś od czasu do czasu przychodził do stajni po narzędzia czy konia, bo inaczej bym go zabił i schował pod tą ściółką.

- Mogę już wrócić do swojej poprzedniej pracy? - zapytałem, odkładając grabie.

- Nie. - odparł krótko.

- Co? - popatrzyłem na niego zdziwiony.

- Nie, ponieważ... - zastanowił się przez chwilę i wskazał na szczotkę. - Musisz tu jeszcze zamieść.

- To już kpina. - warknąłem. - Nikt tu nie zamiata, jest czysto, poza tym konie są w boksach.

- Pozamiatasz siodlarnię. - zdecydował. - Ruszaj się, Tomlinson. Nie mamy całego dnia.

Przeklinałem go cicho po nosem. Miał okropny charakter. Dziwiłem się, że Niall z nim wytrzymywał. Ruszyłem za nim. Tam oczywiście rozsiadł się na krześle i obserwował moje poczynania. Przez niego musiałem dwa razy zamiatać, ponieważ uważał, że za pierwszym zrobiłem to nieumiejętnie.

- Lubisz nadużywać swoją władzę. - powiedziałem. - Jesteś dupkiem, Styles. Nawet Dan miał odrobinę zrozumienia.

- Co ma do tego mój wuj? - mruknął. - Lepiej zamilcz, albo wszyscy się dowiedzą.

- Może od razu każ mi się zabić. - warknąłem. - Po co przedłużać? Cięgle mnie poniżasz i mną gardzisz... Może lepiej by było, gdybym zniknął?

- Nie gadaj bzdur, Tomlinson. - syknął. - Po kompletujesz teraz ogłowia, a potem pójdziemy na obiad, gdzie nie będziesz kręcił nosem, tylko zjesz wszystko z talerza. Żebym nie musiał ci później tego przypominać. - zastrzegł.


><><><><><><><><><><><><><><><><

Witajcie kadeci/wilki/nietoperze/dzieciaki/żołnierze/kowboje/wilczki!

I nareszcie piąteczek ^^

Deszcz pokrzyżował mi dziś moje plany, więc zostałam w domu :D

A wy jakie macie plany na weekend?

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Do następnego XxX

><><><><><><><><><><><><><><><><






Lonely Cowboy ~Larry ❌Where stories live. Discover now