22. Widziałem was.

2.6K 396 289
                                    


><><Harry><><


Przez resztę dnia obserwowałem tego Liama. Nie podobał mi się. Za bardzo kręcił się przy Tomlinsonie. Ciągle się śmiali i żartowali. Raz nawet zauważyłem, że Payne poprawiał kołnierzyk szatynowi przy koszuli. To było... dziwne.

Najgorzej, że nie było ze mną Nialla. Chciałem podzielić się z nim tymi nowościami. Na pewno by mi doradził co powinienem zrobić, ponieważ w tym momencie miałem ochotę jedynie zabić brązowookiego. Przyglądałem im się w milczeniu. Siedziałem na werandzie, skąd miałem doskonały widok na wszystko.

Aktualnie Louis, jak co wieczór ćwiczył z Apaczem. Nie podobało mi się to, że obecny był  Liam. Zawsze to ja tam stałem. Ale przecież teraz do nich nie pójdę i nie zrobię z siebie głupka. Zresztą co mnie to obchodzi? Chyba zaczynam wariować...

- Co się tak gapisz? - zapytała Gem, siadając obok mnie.

Odwróciłem wzrok i spojrzałem na nią. Uśmiechnęła się lekko i podała mi szklankę lemoniady. Podziękowałem cicho i upiłem nieco płynu.

- Jesteś najlepsza. - powiedziałem.

- Nie podlizuj się, dzieciaku. - zmierzwiła mi włosy i popatrzyła przed siebie. - Fajny jest ten Liam.

- Nie podoba mi się on. - mruknąłem. - Tomlinson trzymał się raczej na uboczu i rozmawiał tylko z Zaynem, a teraz gdy pojawił się ten chłopak, to nagle zachowują się, jakby się znali.

- Bo tak jest. - odparła. - Rozmawiałam z nim przez chwilę  i powiedział mi, że w dzieciństwie byli przyjaciółmi. To chyba dobrze, że się dogadują, nie?

- Nie. - wymamrotałem cicho pod nosem.

Dziewczyna tego już nie słyszała, bo zaczęła paplać o jakiś sukienkach, które widziała w mieście. Była z koleżanką na zakupach i tak jej się spodobała, że musi ją koniecznie jutro kupić.  Zastanawiała się też głośno, czy Liamowi by się to spodobało. Przewróciłem oczami i westchnąłem ciężko.

Wybawiła mnie nasza mama, która zawołała nas na kolację. Gdy kończyłem jeść, do jadalni przyszedł Zayn, Liam i Louis. Usiedli obok siebie i wydawali się być w dobrych humorach. Żartowali i ciągle się uśmiechali. Było to już wkurzające. Odszedłem bez słowa od stołu.

Udałem się na górę, do swojej sypialni. Wziąłem szybką kąpiel i przebrany w strój do spania, odpoczywałem na łóżku. Książka leżała przede mną i prosiła się o przeczytanie. Ale nie mogłem się na niej skupić. Słowa zlewały się w jedno i przez kilkanaście długich minut czytałem jeden akapit. Chyba byłem chory. Wtedy przeważnie robiłem się taki marudny i bolała mnie głowa, czyli jak dzisiaj.

Zgasiłem światło i poszedłem spać. Kręciłem się na łóżku, szukając odpowiedniej pozycji. Gdy wreszcie usnąłem, nastał ranek. Zerknąłem na zegarek i zauważyłem, że była piąta czterdzieści. Skoro wstałem tak wcześnie, to nie mogłem zmarnować idealnej okazji. Ściągnąłem z siebie kołdrę i szybko się ubrałem. Zbiegłem na dół, zabierając ze sobą kapelusz. Na werandzie spotkałem ojca, na którego mało co nie wpadłem.

- A ty gdzie tak się spieszysz?! - zawołał za mną.

Odwróciłem twarz w jego stronę, ale wciąż biegłem. Nie miałem czasu na pogawędki. Przecież niedługo będzie śniadanie.

- Przejechać się! - odkrzyknąłem.

Wbiegłem do stajni, płosząc przy tym konie. Zapewne Zayn by mnie za to zbeształ, jak robił to wielokrotnie, gdy byłem mały i nikogo się nie słuchałem. Szybko zabrałem siodło Blacka oraz pozostały sprzęt. Osiodłałem konia i wyprowadziłem go na zewnątrz.

Przeszedł kilkanaście metrów i dopiero wtedy pogoniłem go do galopu. Jeśli chciałem zdążyć, musiałem się pośpieszyć. Jechałem tak przez jakiś czas. Słońce powoli wznosiło się na niebie i zwiastowało kolejny gorący dzień.

Zatrzymałem się kilka metrów od drewnianego domku. Schowałem  za krzakami, ale w takim miejscu, abym dokładnie widział, gdy szatyn będzie wychodził.

Nie był sam. Nie myliłem się. Liam jednak z nim pojechał w nocy i już nie wrócił. Obaj poszli po konie, które przygotowali. Zanim jednak na nie wsiedli, Liam złapał podbródek Louisa i... pocałował go! Pocałował chłopaka!

Patrzyłem na nich i nie dowierzałem. Teraz wiedziałem, dlaczego byli ze sobą tak blisko. Nie sądziłem, że Louis i Liam... To wszystko było pokręcone. Wstrzymałem Blacka, który się niecierpliwił. Gdy w końcu się od siebie oderwali, Liam wsiadł na konia i odjechał. Zapewne Tomlinson odczeka trochę, aby nie wzbudzić podejrzeń.

Gdy Payne odjechał, poczekałem jeszcze przez chwilę. Następnie ruszyłem Blacka, wyłaniając się z krzaków. Louis mnie nie zauważył, ponieważ dociągał popręg przy siodle. Dopiero parsknięcie konia zwróciło jego uwagę.

- Harry? - powiedział, a jego twarz zrobiła się czerwona.

- Owszem, tak mam na imię. - odparłem lodowato. - Wybrałem się na przejażdżkę i akurat tędy przejeżdżałem. Pomóc ci?

Zanim zdążył odpowiedzieć, zeskoczyłem z siodła i podszedłem do niego. Złapałem za popręg i podciągnąłem go mocniej. Potrzeba było trochę siły. Znajdowałem się tuż przy szatynie. Tak samo jak przed chwilą Liam. - pomyślałem.

- Nie... - westchnął. - Poradziłbym sobie.

- Mogłeś poprosić wcześniej Liama o pomoc.

- Co? - zapytał mało inteligentnie.

- Taki wysoki chłopak, brązowe oczy, lekki zarost i...

- O co ci chodzi? - popatrzył na mnie ze strachem w oczach.

- Widziałem was. - odparłem. - Widziałem wszystko, co robiliście przed domkiem.


><><><><><><><><><><><><><

Witajcie kadeci/wilki/nietoperze/dzieciaki/żołnierze/kowboje/wilczki!

Skoro udało mi się napisać dziś drugi rozdział, to może nieco zaszalejecie z komentarzami?

Lubię je bardzo czytać  ^^

Dobranoc wszystkim 💙💚

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Do następnego XxX

><><><><><><><><><><><><><

Lonely Cowboy ~Larry ❌Where stories live. Discover now