14. I tobie też, Harry

2.7K 396 320
                                    


><><Harry><><


Od czasu tamtej imprezy nic się nie zmieniło. Nie przepadałem za Louisem i często mnie irytował. W nocy przed snem codziennie wyglądałem przez okno. Zawsze widziałem tam skulonego szatyna, który w milczeniu przyglądał się gwiazdom. Przez to ciągle o nim myślałem. Budziłem się niewyspany i przeklinałem niebieskie tęczówki, które mnie nawiedzały we śnie.

- Zaraz padniesz twarzą w jedzenie. - powiedział Niall, trącając mnie łokciem.

- Trochę się nie wyspałem. - mruknąłem i chwyciłem za widelec.

- Lepiej powiedz, co takiego robiłeś z Louisem, że obaj przysypiacie. - wskazał brodą na szatyna.

Chłopak opierał głowę o rękę i nieco się chwiał, jakby zaraz miał naprawdę paść ze zmęczenia. Oczy miał przymknięte i nie interesowało go to, że mu się przyglądamy. Uśmiechnąłem się lekko, ponieważ ten widok był rozczulający. Szybko jednak przybrałem maskę obojętności i sprawdziłem, czy nikt nie zwrócił na to uwagi. Zsunąłem się nieco na krześle i kopnąłem Tomlinsona pod stołem w piszczel. Od razu zbystrzał. Otworzył szeroko oczy  i rozejrzał się zdezorientowany.

- Nie śpij! - warknąłem. - Dopiero co zaczął się dzień.

- Przepraszam. - wyszeptał i spojrzał na talerz, na którym miał parującą jajecznicę z tostami.

Chwycił za widelec i nabrał nieco jedzenia. Skupił się teraz na spożywaniu posiłku. Niall posłał mi karcące spojrzenie. Gdy Anne dała mu dokładkę, od razu zajął się swoją porcją, dziękując jej z pełnymi ustami.

Po śniadaniu razem z blondynem udaliśmy się do stajni. Wyszykowaliśmy dwa konie i pojechaliśmy na krótką przejażdżkę. Po godzinie wróciliśmy. Dziś planowaliśmy poćwiczyć przejazd na zawody. Blondyn ustawił trzy beczki i poszedł po stoper. Przygotowywałem Blacka, gdy nadjechało trzech jeźdźców. Za nimi szedł czwarty koń. Co jakiś czas próbował się wyrwać, przyśpieszał, lecz liny zarzucone na jego szyję nie pozwalały  mu uciec. Dopiero zauważyłem na jego nodze dużą ranę, na której była zaschnięta krew.

- Co to za koń? - zapytałem, widząc swojego ojca, który zsiadał ze swojego wierzchowca.

- Tydzień temu ten roczniak oddalił się od stada i uciekł na drugą stronę rzeki. - wyjaśnił. - Spotkaliśmy go podczas przeganiania bydła.

- A jego noga? To Apacz, zgadza się? To mój koń?

- Nie wiemy, ale trzeba się nią zająć. - stwierdził. - I tak, jest po tej siwej klaczy.

Zapędzili konia do jednej z małych zagród. Nie dawał się do siebie zbliżyć. W tym samym czasie przyszedł Niall. Zapytał się czy jesteśmy gotowi, więc zająłem miejsce w siodle i poprawiłem swój kapelusz. Na początku okrążaliśmy beczki w stępie, potem zwiększyliśmy prędkość. Przy jednej z prób przewróciliśmy blaszany przedmiot, więc mieliśmy chwilę przerwy, aż blondyn ją poprawi. W tym samym czasie spojrzałem na srokatego konia. Przed nim stał Dan i próbował go uspokoić, co nie szło mu za dobrze. Koń uciekał i nawet lasso, którym go złapał nie pomogło. Po kolejnej próbie dał sobie spokój. Sam przejechałem jeszcze dwa razy i postanowiłem, że na dziś wystarczy. Black pozytywnie mnie zaskoczył. Wciąż nie wyrabiał się przy drugiej beczce, ale nie było najgorzej. Odprowadziłem wierzchowca do stajni po wcześniejszym rozstępowaniu.

Niall opowiadał mi  nieco o zawodach, w których kiedyś startował jego ojciec. Można było trochę na nich zarobić, jeśli było się naprawdę dobrym. Gdy wychodziliśmy ze stajni, minęliśmy się z moim wujem. Trzymał się za rękę. Spojrzałem na niego z obawą.

Lonely Cowboy ~Larry ❌Where stories live. Discover now