59. Nie potrafię Harry, przepraszam

2.6K 360 294
                                    

To już drugi na dziś! Sprawdź, czy przeczytałeś poprzedni!


><><Harry><><


Niespiesznie zaczęliśmy pozbawiać się nawzajem ubrań. Byłem strasznie podekscytowany. Gdy byliśmy już nadzy, ponownie złączyłem nasze usta w pocałunku. Dłonie błądziły po jego plecach, a ja cały czas patrzyłem w niebieskie tęczówki szukając najmniejszych oznak sprzeciwu. Położyłem się, a szatyn od razu na mnie usiadł, kładąc dłonie na mojej klatce piersiowej. Ocierał się o mnie, przez co zrobiłem się twardy.

Spojrzałem na przyniesione przeze mnie przedmioty. Bałem się, że zrobię coś źle i wyjdę na głupka. Nigdy się przecież z nikim nie kochałem. Ale to nie znaczyło, że totalnie byłem zielony w tych sprawach. Sięgnąłem po buteleczkę i wylałem nieco płynu na swoją dłoń.

- Oliwka? - zaśmiał się. - Po co ci ona?

- Trzeba cię jakoś rozciągnąć, prawda?

Szatyn przygryzł dolną wargę, gdy zacząłem zataczać kółeczka wokół jego wejścia. Starałem się jak najlepiej rozprowadzić tam płyn. Delikatnie też napierałem palcami na obręcz mięśni. Louis kręcił się zniecierpliwiony i po chwili sam na nie napierał.

- W porządku? - zapytałem. - Czy mogę...

- Tak. - pokiwał głową i czekał aż włożę w niego pierwszy palec.

Gdy już to zrobiłem sapnął głośno i mocno zacisnął pięści, przymykając oczy. Przez chwilę nie robiłem nic, czekałem. Gdy dał znać, zacząłem poruszać palcem, zginając go. Zajęło mi  sporo czasu, zanim dodałem następny.

- To jest bardzo przyjemne. - sapnął cicho, gdy dołożyłem kolejny palec.

Sam zaczął się na mnie nabijać. Odnalazłem jego prostatę, gdyż przy kolejnym ruchu jęknął głośno, nie potrafiąc się powstrzymać. Szybko zakrył usta dłonią i starał się nie wydawać odgłosów. Musiały być dla niego zawstydzające, ponieważ zrobił się czerwony od rumieńców. Zabrałem jego dłoń i uwolniłem dolną wargę spomiędzy zębów, którymi ją zagryzał.

- Nie powstrzymuj się, kochanie. - szepnąłem.  - Chcę słyszeć jak ci dobrze.

- A-ale twoi rodzice, Gemma i... - zaczął wyliczać.

- Oni są nieistotni. Jesteśmy tu tylko my. - pocałowałem go w kącik ust.

Mruknął zadowolony i oddał się pieszczocie. Przekręciłem nas tak, że teraz to  ja znajdowałem się na górze. Zacząłem oznaczać szyję szatyna malinkami, lekko przygryzając skórę. To też mu się spodobało, ponieważ odsłonił ją, dając mi lepszy dostęp. Przez chwilę jeszcze rozciągałem chłopaka. Chciałem, aby nic go nie  bolało, obiecałem mu to.

- Już się tobą zajmuję, ale daj mi chwilkę. - powiedziałem, całując pośpiesznie w usta.

Sięgnąłem po paczkę prezerwatyw. Otworzyłem ją i nałożyłem na pełną erekcję. Nie mogłem się doczekać, aż wypełnię mojego chętnego chłopca. Wróciłem do niego i usiadłem między jego rozszerzonymi udami.

- Dziękuję. - powiedział, czym mnie zaskoczył. - Za to, że mnie rozciągnąłeś i jesteś taki czuły. - kontynuował. - I za gumkę, nienawidziłem tego uczucia, gdy to wszystko...

- Rozumiem. - przerwałem mu pocałunkiem.

Nie chciałem, aby wspominał o moim wuju. Za to co zrobił, nienawidziłem go. Jak mógł skrzywdzić taką niewinną istotkę jaką był Louis?

- Gotowy? - zapytałem dla pewności.

- A ręcznik? - teraz całkowicie zbił mnie z tropu.

- Ręcznik? - zdziwiłem się.

- Bo... nie chcę nabrudzić. - wydawał się zawstydzony. - Krew ciężko się spiera i...

- Krew? - jeszcze bardziej mnie zadziwił. - Skarbie... - westchnąłem, gładząc go po biodrze. - Ja cię nie skrzywdzę, będę delikatny i nie zrobię nic, co by ci się nie podobało. Będziemy się kochać,  a nie pieprzyć. Nie zamierzam cię rżnąć, tylko sprawić ci przyjemność, Loueh.

Nachyliłem się nad nim i pocałowałem w czoło. Było mu chyba głupio, bo uciekał spojrzeniem. Gdy niebieskie tęczówki w końcu spotkały się z moimi, uśmiechnąłem się lekko.

- Kocham cię, skarbie. - powiedziałem szczerze. - Bardzo cię kocham, maluszku.

- Ja ciebie też kocham, Hazz. - odpowiedział.

Nawilżyłem swojego członka, aby niebieskooki nie odczuwał więcej bólu niż to konieczne. Po chwili kiedy był gotowy, zacząłem się w niego wsuwać. Byłem w połowie, gdy napotkałem opór. Szatyn był dość ciasny jak dla mnie. Odczekałem chwilę, aż się przyzwyczai. Gładziłem go uspokajająco po udzie, aby dodać mu pewności. Gdy nieco się rozluźnił, wszedłem  w niego cały. Zacisnął dłonie w pięści na prześcieradle. Na jego twarzy widniał grymas bólu.

- Jesteś dzielny. - szepnąłem, składając małe pocałunki na jego szczęce. - Zaraz będzie już tylko lepiej.

Pokiwał tylko głową na znak, że rozumie. Czekałem aż nieco się rozluźni. Był strasznie spięty. Nie spieszyłem się z tym. To miała być przyjemność dla nas dwóch, nie tylko dla mnie.

- Już możesz. - powiedział.

- Będzie cię boleć. - zauważyłem. - Nie rozluźniłeś się, Lou.

- Przepraszam. - spojrzał w bok, aby tylko nie patrzeć mi w oczy. - Nie potrafię Harry, przepraszam.


><><><><><><><><><><><><><

Witajcie kowboje!

Na waszą prośbę wstawiam kolejny rozdział na dziś.

Mam nadzieję, że się cieszycie ^.^

|| Co myślicie o tym, abym napisała ff o Lou i Harrym jako uczniach Hogwartu? Ostatnio czytałam gdzieś taki krótki prompt i pomyślałam o napisaniu czegoś o takiej tematyce. ||

Dobranoc, robaczki! ♥♥♥

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Do następnego XxX

><><><><><><><><><><><><><

Lonely Cowboy ~Larry ❌Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora