- Matka była zła? – spojrzałam na Thota, mojego przyjaciela i kochanka. Siedział blisko mnie i także obserwował Żiwę, gdy walczyła z pijackim snem. Uśmiechnęłam się, gdy tylko jej się czknęło. Już niedługo zaśnie, a my będziemy jej pilnować. Zawsze pierwsza się upijała.

- Była. Gdyby Żiwa nie była u niej o świcie, to rozeszłoby się po kościach.

- Najważniejsze, że nic ci się nie stało. Mogło się źle skończyć.

- Nie, Thot. Wiesz dobrze, że wylizałabym się szybko z tej rany. A żołnierze też by mi nic nie zrobili, co najwyżej zabrali do Liberii. Uciekłabym szybko i po sprawie. Chociaż nakradłabym znacznie więcej.

- Mogli cię skrzywdzić. Wiesz, jacy są wojownicy, gdy z daleka im do kobiet.

- Tacy, jak ty prawie zawsze? – uśmiechnęłam się, gdy Thot się skrzywił.

Był przystojnym mężczyzną. Moim pierwszym parterem seksualnym. Uczył mnie wszystkiego w tej dziedzinie. Nie kochałam go, ale czułam się do niego przywiązana. Dość dziwne, bo mój gatunek słynie z dużego popędu seksualnego i dopóki się nie sparuje z drugą osobą, korzystają z życia, ile się tylko da. Ale nie ja. Z jakiegoś powodu moje odczucia są prawie ludzkie. Kocham seks, jest dla mnie cudowny, zwłaszcza z tym partnerem. Próbowałam raz z innym, nawet nie pamiętam, jak miał na imię. Może nigdy go nie podał? Syn kupca, który nocował z ojcem w lesie. Pieprzyliśmy się pod drzewem, ale nie czułam tego, co daje mi Thot. Nie osiągnęłam orgazmu, nie czułam wyzwolenia. Poza samą przyjemnością pieprzenia, nie czułam niczego. Wróciłam więc do Thota i tak już zostaliśmy. Matka patrzyła na nas uważnie. Tłumaczyła, bym uważała. W chwili uniesienia mogliśmy się sparować, a skoro nie chciałam być z nim do końca swoich dni, musiałam być ostrożna. Ale czy ja właściwie tego nie chciałam? Patrzyłam teraz na mężczyznę i zastanawiałam się, jakie byłoby nasze wspólne życie. Czy wymagałby ode mnie, bym przestała włóczyć się po mieście i dała mu potomstwo? Stłamsiłby moją naturę tak, jak zrobił to jego ojciec ze swoją partnerką, niegdyś wojowniczką, która zaszła w ciążę i dała mu jednego, jedynego syna, nim udała się do Vara i zdobyła coś, co sprawiło, że przestała być płodna. Od tamtej pory zaczęli być dla siebie obcy. Oboje dusili się w swoim związku. Słyszałam, że czasem wracał do domu po paru dniach nieobecności, pachnąć inną samicą. Ale matka mówiła mi, że mężczyzna sparowany może próbować swojego szczęścia z inną, ale nie osiągnie pełnego spełnienia. Takie już jest parowanie naszego gatunku – jeśli to zrobisz, trzeba być już tylko z tą jedną osobą. Nie ma zdrad, jak u ludzi. To znaczy są, ale po co zdradzać, gdy nie przynosi to przyjemności?

Zbliżyłam się do Thota. Patrzyłam mu w oczy, gdy dłonią gładziłam jego krocze. Potrzebowałam go teraz bardzo. Chciałam poczuć znów to cudowne wyzwolenie. Uśmiechnął się i jednym pchnięciem ułożył mnie na poszyciu lasu. Całował namiętnie moją szyję, mrucząc coś do mojej skóry. Szarpałam jego ubrania, chcąc poczuć jedynie skórę do skóry. Wystarczyła chwila, by zsunął nasze spodnie i brutalnie wbił się we mnie. Zagryzłam zęby na jego ramieniu, by nie krzyknąć na cały las. Nauczyłam się, by być cicho. Nie zatrzymał się, by dać mi chwilę. Nigdy tego nie robił. Lekko się przesunęłam, by uderzał dokładnie tam, gdzie chciałam go czuć. Rozluźniłam się. Przyjęłam go całego. Thot patrzył mi prosto w oczy, niemal rzucając wyzwanie. Wiedział, że nigdy nie spuszczę wzroku, jako poddana właśnie jemu. Moja druga natura na to nie pozwala. Wolał odwrócić mnie plecami do siebie, niż patrzeć na moje wyzwanie. I tak też zrobił tym razem. Szarpnął mną i obrócił gwałtownie twarzą do ziemi. Warknęłam ostrzegawczo, ale po chwili już się wiłam czując, jak we mnie się znów porusza. Szybko. Bez zbędnych uczuć. Nic do siebie przecież nie czuliśmy, poza popędem. Chwycił w garść moje włosy i szarpnął nimi do siebie, unosząc mi głowę. Czułam się teraz zniewolona, ale mogłam mu na to pozwolić. Zwłaszcza, że jego brutalność mnie podniecała, doprowadzając na szczyt. Thot wiedział doskonale, kiedy zaczęłam dochodzić, zakrywając mi usta, by stłumić krzyk. Ugryzłam go. Ponownie. Zawsze go gryzłam i drapałam. To było szybkie i jakże mi potrzebne.

Opadłam na ziemię, pozbawiona sił. Wciąż jeszcze przeżywając dreszcze. Chwilę potem poczułam, jak wypełnia mnie ciepło. Thot skończył. Opadł na mnie i oddychaliśmy przez chwilę. Nigdy nie wysuwał się ze mnie od razu.

- Kiedyś dasz mi syna. – wyszeptał mi w kark, nim go pocałował.

- Nigdy nie dam ci potomstwa. – bo taka była prawda. Nie chciałam podzielić losu jego matki. – Mamy fajny seks i niech tak zostanie.

- Chcesz dalej to ciągnąć? – zapytał zdziwiony.

Wysunął się ze mnie. Zawsze dziwiło mnie, że był gotowy na kolejną rundę, choć właśnie doszedł. Thot był nietypowym samcem. Mógł spokojnie trzy razy, jeden po drugim. Tamten syn kupca mógł raz, a potem trzeba było odczekać. Nie dość, że nie dał mi orgazmu, to na kolejną rundę musiałam czekać. Z tym mężczyzną nie było tego problemu. Zawsze przy nim szczytowałam, a i dogadzał mi licznym, szybkim pieprzeniem. Uwielbiałam to w nim, ale nie chciałam do końca swoich dni mieć tylko jego. Coś we mnie wzdrygało się na myśl o tym, byśmy się sparowali. Przystojny, zabawny, dobry wojownik, zapewne dobry reproduktor, miał też dobre geny. Ale ja szukałam czegoś innego. Czego? Sama nie wiem. Po prostu, czegoś.

- Przed chwilą nie narzekałeś. – odwarknęłam. Zaczęłam wsuwać na siebie na nowo spodnie, tracąc zainteresowanie dalszą grą. Nie lubiłam, gdy brało go na takie rozmowy. Nie, kiedy chciałam kolejną rundę i w głowie miałam tylko seks, a nie naszą przyszłość, której wcale nie pragnęłam.

- Tyle lat się pieprzymy. – stanął przy mnie, objął mój policzek i patrzył głęboko w oczy. Coś było w nim innego. – Nie chcesz by tak już było do końca?

- Thot.... Nie chcę, byś zrobił ze mną to, co zrobił twój ojciec z matką. Nie zniewolisz mnie. Nie będę siedzieć w chacie i płodzić ci dzieci, byś ty nadal robił to, co robisz. Uwielbiam się z tobą pieprzyć, ale to tylko seks.

- Kocham Cię, Kal.

- Nie, nie kochasz. Kochasz się ze mną pieprzyć, ale nic poza tym. – pocałowałam go delikatnie w usta, a potem oddaliłam się.

Najwyraźniej ten jeden raz na dziś nam wystarczy. Musiałam się oczyścić. Nie chciałam, by jego nasienie nadal we mnie było, naznaczając mnie zapachem. On uwielbiał, gdy jego kochanki nim pachniały. Zupełnie, jakby je oznaczał na swój sposób. Nie należę do grona jego niewolnic seksualnych. Wiem, że takie posiada. Kobiety, które zrobią wszystko, by ponownie je posiadł. Ze mną nie stosował tych sztuczek. Był sobą. Nie musiał mnie zdobywać. Wiedział przecież, że zawsze wrócę na kolejną rundkę do niego.

Zabrałam swoje rzeczy spod drzewa. Thot nie odezwał się już więcej, tylko obserwował. Skinęłam mu głową i poszłam w stronę rzeki. Miał pilnować Żiwy. I wiem, że zrobi to tutaj, albo przeniesie ją do chaty i tam zaopiekuje się do czasu, aż ocknie się ze swojego alkoholowego snu. Byłam ich taka pewna, jak nikogo innego. Matka zawsze mówiła, bym się nie przywiązywała do nikogo, bo to niesie za sobą cierpienia. Ale z tą dwójką walczyłam od dziecka. Razem się uczyliśmy wszystkiego. Razem wybieraliśmy się na polowania. Jak mogłabym się do nich nie przywiązać? 

Nowe miasto - Liberia IIIWhere stories live. Discover now