21.

14.8K 592 39
                                    

Nie chce mi się iść do ginekologa. Ten dzień zdecydowanie należy do tych "Dziś mi się nie chce". Chciałam tylko iść spać, ale jest ktoś taki jak Justin.

Leżałam sobie wygodnie w łóżku i już zasypiałam. Była dopiero 14:17, ale ja już byłam zmęczona.
- Wstawaj. - zsunął ze mnie kołdrę.
- Nie. - zaprotestowałam.
- Mieliśmy pojechać do ginekologa. - westchnął.
- Jutro pojedziemy. - jęknęłam.
- Tak się nie bawimy, moja droga. - wziął mnie na ręce i postawił na podłogę dopiero w korytarzu.
Nałożył na mnie moją kurtkę i starał się założyć mi buty.
- Ja to zrobię. - zabrałam od niego obuwie.

- Bierzesz torebkę? - zapytał.
- Tak. - pokiwałam głową.
- Proszę. - wrócił z salonu i podał mi torebkę.
- Dzięki. - lekko się uśmiechnęłam.
- Gotowa? - odwzajemnił gest.
- Możemy jechać. - otworzyłam drzwi i wyszłam z mieszkania. Poczekałam na Justina, aż zamknie apartament na klucz i razem poszliśmy do samochodu, trzymając się za ręce.

- Stresujesz się? - zapytał.
- Nie, a Ty? - spojrzałam na niego, kiedy otwierał mi drzwi od samochodu.
- Nie. - pokręcił głową.

***
- To Pani pierwsze dziecko? - zapytała Pani doktor.
- Tak. - pokiwałam głową.
- Proszę zająć miejsce na fotelu. - wskazała na siedzenie.

Posłusznie zrobiłam to, o co mnie poprosiła, a Justin usiadł na innym krześle obok mnie.

- Proszę podwinąć bluzkę. - poprosiła, a ja wykonałam jej polecenie.
- Z tego co widzę, to jest Pani w ósmym tygodniu. - patrzyła na ekran.

Nie zdziwiło mnie to, bo dokładnie tyle minęło od tego czasu, kiedy byliśmy nad basenem.

- Czy wszystko jest w porządku? - zapytał niepewnie Justin.
- Jak najbardziej. - odpowiedziała z uśmiechem. - Jak Pani samopoczucie? - skierowała pytanie do mnie.
- Dobrze. - stwierdziłam.
- Skoro tak, to następna wizyta za miesiąc. - zapisała sobie w notesie.
- Dziękujemy, do widzenia. - pożegnaliśmy się z lekarką.

- Widzisz, nie było źle. Nie wiem czemu tak bardzo nie chciałaś iść. - wzruszył ramionami.
- Nie chciało mi się iść, bo jestem leniwa. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Mogę Cię gdzieś zabrać? Mam kolejną niespodziankę. - zaśmiał się.
- Czemu nie. - wsiadłam do samochodu.
- Czyli cieszysz się już z moich niespodzianek? - zapytał, kiedy zajął miejsce za kierownicą.
- Są niesamowite, więc tak. - uśmiechnęłam się.
- Oby i ten pomysł Ci się spodobał. - zarechotał.
- A może mała podpowiedź?
- Zero podpowiedzi. - zaśmiał się.
- No weź, Justin. - mruknęłam.
- Nie, Chanel. - skupił się na jeździe.
- Jak wolisz. - fuknęłam.
- Też Cię kocham. - cmoknął w powietrzu.

***
- Wow, jesteśmy na pustej działce. - udawałam entuzjazm.
- Nie byle jakiej działce. - położył ręce na mojej talii.
- Co masz na myśli? - zdziwiłam się.
- Jest nasza. - wzruszył ramionami.
- Na prawdę? - spojrzałam na niego zszokowana.
- A już niedługo wybuduję tutaj dom, dla naszej rodziny. - rozejrzał się po miejscu.

Nie wiedziałam, co mam mu na to odpowiedzieć. Udało mu się mnie zaskoczyć.
Mocniej się w niego wtuliłam, a po moich policzkach zaczęły spływać łzy.

- Wszystko w porządku? - ucałował mnie w czoło.
- Tak, po prostu nie mogę w to uwierzyć. Nigdy nie myślałam o tym, że wybudujesz dla mnie dom. W ogóle nie myślałam, że będziemy razem tak na serio, a nie tylko na papierku. Dziękuję, że jesteś i mnie nie zostawiłeś, kiedy się dowiedziałeś o ciąży. - spojrzałam w jego oczy.
- Kochanie, nie masz za co mi dziękować. W sumie to dzięki Tobie mam idealne życie. - wyznał.
- Kocham Cię. - złapałam go za rękę.
- Ja Ciebie też, skarbie.

***
- Jesteś głodna? - zapytał, kiedy byliśmy w drodze do domu.
- Mogę coś zjeść. - wyszczerzyłam się.
- KFC, Subway czy McDonald's? - zaproponował.
- W McDonald's się nie najem, w KFC byliśmy nie dawno i się już przejadłam, więc myślę, że Subway może być. - wzruszyłam ramionami.
- Już się robi. - skinął głową.

Składałam zamówienie, a Justin patrzył na mnie jakby przerażony i zdziwiony.
- No co? - przewróciłam oczami.
- Kochanie, jesteś pewna, że zjesz aż tyle? - spytał niepewnie.
- Jestem głodna. - zaśmiałam się.
- Chcesz coś do picia? - zapytał.
- Zamówiłam sobie. - uśmiechnęłam się.
- Ja nie, więc pójdę zamówić. - udał się do kasy.

Ściągnęłam z siebie kurtkę, bo zanim moje zamówienie będzie gotowe, to minie trochę czasu. Jeszcze na dodatek jest całkiem spora kolejka.

- Hej Chanlie, jesteś tutaj sama? - podeszła Kate.
- Hej, Justin jest ze mną. - rozejrzałam się, szukając go wzrokiem.
- Możemy się dosiąść? - zapytała, a ja się zdziwiłam, bo nikogo z nią nie było. Wtedy do knajpki ktoś wszedł...
- Jasne. - uśmiechnęłam się.

Kate zajęła miejsce na przeciwko mnie i pomachała do Nicka, żeby ten ją zauważył.

- Cześć Chanlie. - spojrzał na mnie.
- Cześć. - odpowiedziałam oschle.

Chłopak zajął miejsce obok swojej dziewczyny i pocałował ją w policzek.
Ta, jestem już pewna, że nic dla mnie nie znaczy. Nie odczuwam zazdrości, więc to dobrze.

- Cześć siostra, co wy tutaj robicie? - zdziwił się Justin.
- Byliśmy na małych zakupach.  - wyszczerzyła się.
- Współczuję Ci Nick, zakupy z moją siostrą to jakaś porażka. - zaśmiał się i usiadł obok mnie.
- Nie było tak źle. - wzruszył ramionami towarzysz Kate.

No niezła rodzinna kolacja.

***
- Padam z nóg. - westchnęłam, kiedy weszłam do mieszkania.
- Ja tak samo. - pomógł mi ściągnąć płaszcz.
- Nie wychodzę już z domu. - mruknęłam.
- W ogóle? - zaśmiał się.
- W ogóle. - odpowiedziałam poważnie.
- Muszę pokrzyżować twoje plany, bo jutro jedziemy do firmy. - zarechotał.
- Boże, dlaczego mi to robisz? - spojrzałam w górę, jakbym patrzyła w niebo.
- Nie jest tak źle. - wzruszył ramionami.
- Może dla Ciebie. Ty nie musisz w kółko liczyć. - przewróciłam oczami.
- A Ty nie musisz uczyć się nowych przepisów i obsługiwać klientów. - również przewrócił oczami.
- Przesadzasz. - mruknęłam.
- Ach tak? Mam pewien pomysł. - zaśmiał się.
- Już się boję. - wyznałam.
- Masz czego. - uśmiechnął się.
- A więc, jaki jest ten twój pomysł?
- Jutro zamienimy się swoimi stanowiskami. Ja zajmę się matmą, a Ty klientami. - wzruszył ramionami.
- Mi pasuje. - rzuciłam się na kanapę.
- Mi też. - rzucił się na miejsce obok mnie.
- Mnie też będzie podrywała twoja sekretarka? - zaśmiałam się.
- A mnie będzie podrywał... - przerwał, udając, że o czymś myśli.
- Nie, nikt mnie nie będzie podrywał, bo Ciebie też nie podrywają. - zaśmiał się.
- No dzięki. - fuknęłam.
- Kocham Cię! - krzyknął, kiedy wchodziłam do swojego pokoju.

Z Przymusu (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now