3.

26.7K 849 46
                                    

Chanlie

- Ile mam czasu? - zapytałam lekko wkurzona.
- Niecałą godzinę. - spojrzał na zegarek w telefonie.
- Nie mogłeś mnie szybciej obudzić!?
- To tylko spotkanie z rodzicami. Można się spóźnić. - zaczął mnie naśladować.
- Wyjdź! - rzuciłam w niego poduszką.
- Jak będę chciał. - wzruszył ramionami i położył się obok mnie.
- Justin nie wygłupiaj się. - spojrzałam na niego.
- Przeszkadza ci moja obecność? Możesz się przebrać tutaj. - uśmiechnął się zadziornie.
- To ty zostajesz tutaj, a ja idę do łazienki. - wytknęłam mu język.

Gdy chciałam wstać z łóżka to Justin mnie powstrzymał. Złapał mnie w talii, a potem zawisł nade mną podtrzymując się rękoma.
Nie powiem, podoba mi się to.

Co się ze mną dzieje?

Justin

Wisiałem tak nad nią i przyglądałem się jej reakcji. Jej oczy pociemniały i były skupione na mojej twarzy.
Nie czekałem długo i po prostu ją pocałowałem. Widać, że jest w szoku bo nie odwzajemniła pocałunku, zrobiła to dopiero po chwili i mocniej przyciągnęła mnie do siebie. Tak naprawdę to nie wiem co my wyprawiamy... Przez cały rok naszego małżeństwa trzymaliśmy się na odległość, a teraz nie mogę się jej oprzeć.
- Justin! - odepchnęła mnie.
- Co? - spojrzałem zdezorientowany.
- Spóźnimy się. - chciała szybko wstać z łóżka, ale jej noga zaplątała się w kołdrę i się przewróciła.
- Nic ci nie jest? - wybuchnąłem śmiechem.
- Jasne, śmiej się. Ja sobie posiedzę. - powiedziała sarkastycznie. Zrozumiałem i wyciągnąłem rękę w jej stronę, dzięki czemu pomogłem jej wstać z podłogi.
- Dzięki. - mruknęła i poszła do garderoby.

Chanlie

Stałam w łazience przy lustrze i wykonywałam delikatny makijaż w samej bieliźnie. Okej, mogłam najpierw się ubrać, ale bez makijażu nie wyjdę. Nagle drzwi od łazienki się otworzyły...
- Co jest!? - wydarłam się.

Ten facet działa mi już na nerwy.

- Przyszedłem się popsikać perfumami. - zaśmiał się i uniósł ręce w geście obronnym.
- Nie mogłeś poczekać? - założyłam szybko szlafrok bo nie mogłam znieść jego wzroku na moich piersiach.
- Mogłem. - wzruszył ramionami i podszedł do szafki z jego rzeczami.
- Proszę wyjdź już. - poprosiłam desperacko.
- Dlaczego tak się stresujesz? - podszedł bliżej mnie.
- Ponieważ mamy spotkanie z naszymi rodzicami. Moja matka czepia się wszystkiego, trzeba wyglądać i zachowywać się przy niej idealnie. Mój ojciec też jest perfekcjonistą, a twój myśli o interesach i o niczym innym. Tylko twoja mama jest normalna. - powiedziałam szybko.
- Hej, nie będzie źle. - przytulił mnie.
- Tyle, że zawsze jest źle i zawsze czegoś od nas chcą.
- Damy radę. - puścił do mnie oczko.

2 godziny później

- Już jesteście. - zawołał ojciec.
- Przepraszamy za spóźnienie, ale lekko zaspaliśmy po wczorajszych zabawach. - zaśmiał się Justin.

Chwila ! Co on wygaduje? Co rodzice sobie pomyślą? W sumie nic bo wiedzą na jakiej zasadzie funkcjonuje nasze małżeństwo. Zbytnio się nie przejęłam, dopóki nie spojrzałam na inne osoby siedzące przy naszym stoliku...

- Nic się nie stało. - uśmiechnął się najstarszy z troje mężczyzn, których nie znałam.
- Och przepraszamy. Nie przedstawiliśmy się. - wstał najniższy z mężczyzn.
- Jesteśmy właścicielami sieci hotelów "Dream" w Hiszpanii.
No nieźle. Rodzice znowu decydują za nas. My odmówiliśmy Hiszpanom, a oni i tak zaaranżowali spotkanie.
- Pewnie spotkanie dotyczy odkupienia naszego hotelu. - domyślałam się.
- Nie, mamy inny pomysł. Chcielibyśmy o nim opowiedzieć, jeśli można.
- Nic nie obiecujemy. - odpowiedział Justin.
- Proszę dać szansę. - poprosił jeden z nich.
- Czekamy na przedstawienie propozycji. - lekko się uśmiechnęłam.
- Chcemy... - I wtedy się zaczęło. Tym razem chcą połączyć nasze hotele w Madrycie. Twierdzą, że to zrobi nam dobrą reklamę bo oni prowadzą swoją działalność już sporo lat i są bardziej rozpoznawalni. Moim zdaniem możemy to osiągnąć w krótszym czasie od nich i bez niczyjej pomocy, ale to tylko moje zdanie, a wszystko muszę obgadać z Justinem.
- To świetny pomysł. - wtrącił się mój teść.
- Nie jesteśmy przekonani. - odpowiedział Justin.
- Może przylecicie do Hiszpanii i obejrzyjcie hotel? - zaproponowała moja matka.
- To jest nasza firma i my decydujemy. - spojrzałam na nią znacząco.
- W sumie to dobry pomysł. - wzruszył ramionami Justin. No dzięki.
- Możemy o tym jeszcze porozmawiać sam na sam? - skierowałam słowa do męża.
- Oczywiście macie państwo czas na przemyślenie. - wtrącił się Pan Gubin.
- Porozmawiamy jeszcze o tym z żoną i się odezwiemy, ale teraz bardzo się śpieszymy. - odpowiedział za nas oboje.
- Rozumiemy, będziemy w kontakcie.

Szłam do samochodu za Justinem. Nie mogę przestać myśleć dlaczego tak powiedział przy rodzicach i tych hiszpanach.

- Justin? - zapytałam niepewnie.
- Tak? - zatrzymał się.
- Dlaczego tak powiedziałeś przy stoliku? - spojrzałam na niego.
- Chciałem odegrać się na moim tacie. - wzruszył ramionami.
- W sensie? - nie rozumiałam.
- Ostatnio bardzo się z nim kłócę, a on nie chce żeby mnie i ciebie coś łączyło, bo boi się, że nie weźmiemy rozwodu.
- No teraz rozumiem, ale następnym razem się mną nie wysługuj. - puściłam mu oczko i weszłam do samochodu.
- Jesteś na mnie zła? - wsiadł do samochodu.
- Nie, ale mogłeś powiedzieć. - spojrzałam w jego oczy.
- Przepraszam.
- To ja robię aferę z byle czego. - przewróciłam oczami, bo serio nie mam się o co przyczepić.
- Co chcesz robić? - chyba chciał skończyć tą dziwną rozmowę.
- Nie jedziemy do domu? - zdziwiłam się. Czy on znowu chce gdzieś wychodzić?
- Nie musimy. - uśmiechnął się zadziornie.
- To co? Zakupy! - krzyknęłam.
- Znowu? - zaskomlał.
- Chciałeś gdzieś jechać to teraz nie marudź. - zachichotałam.
- To kierunek centrum. - odpalił auto.

Nie pomyślałabym, że zakupy z Justinem mogą być takie fajne. Potrafi doradzić, jak mało kto i ma dobry gust. Po dłuższym czasie miał już dość, tak samo jak ja, dlatego skończyliśmy zakupy.

- Jak kobiety mogą kupować tyle ubrań? - spojrzał na moje reklamówki.
- Odezwał się ten co ma kolekcje krawatów, których nigdy nie ubierze.
- Też nie wiem po co mi one. - wzruszył ramionami.
- Chcesz ponieść moje torby? - spojrzałam na moje obładowane ręce.
- Jasne, skoro nalegasz. - wziął ode mnie torby.
- Idziemy coś zjeść? - zapytałam, bo strasznie zgłodniałam.
- Ok, tylko odniosę zakupy do samochodu. Poczekasz tutaj?
- Dobrze. - usiadłam na ławce.
- Zaraz będę. - uśmiechnął się i skierował się do wyjścia.

Te jego zaraz trwało tak długo, że zaczęłam się nudzić. Podeszłam do najbliższej wystawy i moją uwagę zwrócił piękny naszyjnik z diamentem. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Nawet nie zauważyłam kiedy przyszedł Justin, który zaczął się ze mnie śmiać.
- Aż tak ci się podoba?
- Jest cudowny. - odpowiedziałam bez wahania.
- To kup go. - wzruszył ramionami.
- Może kiedyś. Teraz jestem głodna. - zaśmiałam się i poszłam w kierunku KFC.
Ostatnio często jem w takich knajpkach.

Z Przymusu (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now