15.

16.8K 674 10
                                    

Minęły trzy dni od wypadku. Stan Justina się nie zmienił, zostaje taki sam. Strasznie się o niego martwię.

Teraz mogę cały czas siedzieć z nim w sali bo lekarze mi w końcu pozwolili.
Przyjeżdżam wcześnie rano i wracam do domu, późno wieczorem. Raz zdarzyło mi się zasnąć w fotelu. Pielęgniarki nie chciały mnie budzić, więc pozwoliły mi zostać.

Mama Justina chodzi strasznie zapłakana i zmęczona. Jego ojciec nie pojawił się ani razu w szpitalu. Podobno się pokłócili, ale myślałam, że bardziej mu zależy na Justinie. Tymczasem, ten zupełnie olał własnego syna.

Ja staram się jakoś trzymać. Trochę marnie mi to wychodzi, ale próbuje być dobrej myśli. Wiem, że mnie nie zostawi. Będzie walczył bo jest silny.

W szpitalu, raz pojawiła się młodsza siostra Justina, wraz z Nickiem. Nie zwracałam na niego uwagi. Starałam się go ignorować, chociaż to mi wychodziło.

Codziennie przychodzi policja i chce rozmawiać z Justinem, odnośnie tego wypadku. Wypytwywali mnie, ale za dużo im nie powiedziałam bo sama nic nie wiem.

- Chanlie... - weszła moja matka.

Nic nie powiedziałam, po prostu ją przytuliłam. Teraz najbardziej tego potrzebowałam. Trwałyśmy w uścisku przez dłuższą chwilę i wyszłyśmy na korytarz.

- Jak się czujesz skarbie? - zapytała i złapała mnie za rękę.
- W porządku. - wzruszyłam ramionami.
- A co z Justinem?
- Bez zmian. - po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
- Będzie dobrze kochanie. - jeszcze raz mnie przytuliła. Bez wahania, się w nią wtuliłam.
- Mam nadzieję. - odpowiedziałam cicho.
- Wiem, że się martwisz, ale obowiązki wzywają. - powiedziała również cicho.
- Nie mogę się na niczym skupić, mamo. - stwierdziłam.
- Nie byłaś tam już dosyć długo. - kontynuowała.
- Nie dam rady. - odpowiedziałam jak na razie spokojnie.
- Ale... - przerwałam jej.
- Tylko po to tutaj przyjechałaś? Nie obchodzi Cię zdrowie Justina, tylko ta głupia firma. - popłakałam się.
- Kochanie,  nie chodzi o to. Jest mi przykro, jeśli chodzi o Justina. Jednak  nie możesz tak zaniedbywać swojej pracy. Skąd wiesz, czy pracownicy wykonują swoje zadania... - znowu jej przerwałam.
- Mogłabyś Ty się tym zająć? Na prawdę nie mam do tego głowy. - poprosiłam.
- Dobrze, trzymaj się słońce. - pocałowała mnie w czoło i wyszła.

Ja natomiast wróciłam do sali, w której leżał Justin. Zajęłam miejsce przy jego łóżku i złapałam za rękę, tak jak to zawsze robię.

Zaczęłam mu się przyglądać. Zadrapania prawie zniknęły, a po siniakach nie było śladu.

- Jakieś dwa miesiące temu, pewnie nie przeżywałabym tego, tak jak teraz. Wtedy byliśmy dla siebie zupełnie obcy. Teraz jakby nie mogę bez Ciebie żyć. Przyzwyczaiłam się do twojego towarzystwa. Zaakceptowałam twój charakter, to jakim jesteś. Z czasem nawet pokochałam i chyba powinnam dziękować rodzicom za te małżeństwo. Inaczej nie wiem, jak wyglądałoby moje życie. - szeptałam i zaczęłam płakać.

Może zachowuje się jak wariatka, że do niego mówię, ale wtedy czuje się znacznie lepiej. Tak jakby on mnie słuchał i zaraz miał coś odpowiedzieć.

- Pani Clark, proszę wyjść. - poprosiła pielęgniarka.
- O co chodzi? - zapytałam.
- Muszę zmienić opatrunek i kroplówkę. - odpowiedziała, ja pokiwałam głową i posłusznie wyszłam z sali.

- Chanlie, Ty nadal tutaj? - spotkałam na korytarzu matkę Justina.
- Tak. Nie znam innego miejsca , w którym teraz powinnam być, niż to w szpitalu, przy Justinie. - stwierdziłam.
- Cieszę się, że Justin ma kogoś takiego,  jak Ty. - uśmiechnęła się.

Nie wiedziałam co jej odpowiedzieć, więc tylko odwzajemniłam uśmiech i razem z teściową weszłam na salę.

Kobieta zajęła moje miejsce, w fotelu. Więc ja przesunęłam taboret do łóżka, po jego drugiej stronie.

- Synku, pora wstawać. - szepnęła cicho, co ledwo usłyszałam.

Zaczęła głaskać jego policzek i mu się przyglądać. Widać, że strasznie cierpiała i ciężko znosi wypadek syna.

- Chanlie... - zaczęła.
- Tak? - spojrzałam na nią.
- Obiecaj mi, że mimo wszystko, zawsze z nim będziesz. Kiedy się obudzi, wszystko może się wydarzyć. Może na przykład nic nie pamiętać, albo być inwalidą. Oczywiście mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze, na swoim miejscu, ale nie chcę, żeby został sam w najgorszym momencie swojego życia. Widzę, jak bardzo się kochacie. Bardzo Ci zazdroszczę, tego w jaki sposób spojrzał na Ciebie mężczyzna. Darzycie siebie wielką miłością i mam nadzieję, wierzę w to, że to uczucie się nie zmieni po jego przebudzeniu. - wyznała, a ja je rozumiałam.

Chcę dla swojego syna jak najlepiej. Oczywiście to normalne bo widać, że bardzo go kocha. Ja również go kocham i nie zamierzam go opuścić.

Sama kiedyś zazdrościłam innym kobietom, sposobu, w jaki patrzą na nie faceci. Wyglądało to tak, jakby byli gotowi wszystko poświęcić dla swojej miłości. Teraz i na mnie tak patrzy Justin.

- Obiecuję. Nigdy go nie zostawię. - przyrzekłam.
- Chcę mieć od was wnuki. - powiedziała z uśmiechem.

Ja momentalnie się spięłam i zachłysnęłam powietrzem. Kobieta jedynie zaśmiała się na widok mojej reakcji.

- Mamy jeszcze czas na dzieci. - powiedziałam z trochę wymuszonym uśmiechem.
- Ja urodziłam Justina w wieku 25 lat. - wzruszyła ramionami.
- Myślę, że jeszcze nie jestem gotowa. - odwiedziłam szczerze.
- Zawsze możecie liczyć na moją pomoc. Wiem jak się wychowuje dzieci i mogłabym wam nieco pokazać. - oznajmiła.
- Dziękuję.

- Zaraz wrócę. - wyszła z sali.

Złapałam Justina za rękę i spojrzałam na jego twarz. Chciałabym znowu spojrzeć w jego piękne, brązowe oczy.

Przestraszyłam się, kiedy poczułam jak Justin, zaciska swoją dłoń na mojej. Przerażona spojrzałam znowu na jego twarz. Uśmiechał się i przyglądał mojej reakcji. Zaczęłam płakać ze szczęścia.

I znów mogłam spojrzeć w jego piękne, brązowe oczy.

Z Przymusu (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now