18.

16K 606 44
                                    

Maratonu ciąg dalszy.
2/3

Justin

- Co zrobiłeś? - wydarłem się do słuchawki.
- Daj mi wyjaśnić. - westchnął Josh.
- Sprężaj się. - pośpieszyłem go.
- Zdradziłem Rosie. Byłem wczoraj sam na imprezie. Trochę wypiłem, a później przyłączyły się jakieś laski no i się stało. - mruknął.
- Powiedz jej. - poradziłem.
- Nie wybaczy mi. - jęknął.
- Trzeba było myśleć o tym wcześniej.- przewróciłem oczami, chociaż wiem, że tego nie widzi.
- Dzięki stary, jesteś strasznie pomocny. - sarknął.
- Kieruję, masz pogadaj z Chanlie. - dałem telefon dziewczynie, która siedziała obok. Zdziwiła się, ale zaczęła rozmowę.
- Co zrobiłeś? - wydarła się, a ja zaśmiałem się z jej reakcji, ponieważ zareagowała tak samo jak ja.

Zaparkowałem na swoim stałym miejscu. Wyszedłem z auta i otworzyłem drzwi dla Chanlie.  Ta w podziękowaniu kiwnęła mi głową i kontynuowała rozmowę z moim przyjacielem.
- Dobra Josh, muszę kończyć. Musisz koniecznie jej powiedzieć. Lepiej, żeby dowiedziała się od Ciebie. - rozłączyła się i podała mi smartfona.

- Musimy tutaj być? - mruknęła, kiedy weszliśmy do firmy.
- Niestety. - zaśmiałem się i spojrzałem na jej zirytowaną minę.
- Dzisiaj pracujemy tylko do 16. - dodałem.
- Jak to? - zdziwiła się.
- Nie wiem jak Ty, ale ja już nadrobiłem zaległości. - otworzyłem drzwi i puściłem ją przodem.
- W sumie, teraz zajmuje się obecnymi  wydatkami, czyli nie jest źle. - wzruszyła ramionami.
- No widzisz? Czyli dzisiaj kolacja u mojej siostry. - zaśmiałem się.
- Której? - przewróciła oczami.
- Kate. - odpowiedziałem, a Chanlie sie zatrzymała.
- Żartujesz sobie, może jeszcze Nick tam będzie? - warknęła.
- Jeśli nie chcesz, to nie musimy iść. Po prostu Kate już dawno nas zapraszała,  a dzisiaj mamy czas. - wzruszyłem ramionami.
- Przepraszam, ale nie jestem gotowa na kolację z moim byłym i moim obecnym partnerem, przy jednym stole. - podeszła do mnie.
- Rozumiem. - pokiwałem głową i znowu złapałem ją za rękę.
- Jesteś zły? - zapytała.
- Nie, możemy porobić coś innego. - odpowiedziałem.
- Dziękuję. - cmoknęła mnie w usta.

- Dzień dobry Panie Clark. - przywitała się sekretarka.
- Dzień dobry, masz to, o co Cię prosiłem? - przeszedłem do sedna.
- Tak, oczywiście. - podała mi dokumenty.
- Kochanie, idę do siebie. - oznajmiła Chanlie i poszła do gabinetu.
- Dzisiaj będę pracował w gabinecie mojej żony. - oznajmiłem sekretarce, żeby dokumenty, przynosiła mi właśnie tam.

- O co chodzi? - zapytała, kiedy usiadłem przy biurku, obok niej.
- Możemy pracować w jednym biurze. - wzruszyłem ramionami.
- Skąd ten pomysł? - zdziwiła się.
- Będziemy spędzali ze sobą więcej czasu. - uśmiechnąłem się.
- Może jeszcze swoje biurko przynieś. - zaśmiała się.
- Nie głupi pomysł, zrobię to jutro. - odpowiedziałem poważnie.

I tak o to zaczęliśmy pracować w jednym biurze.

***

- Znowu jakaś niespodzianka? - spytała sarkastycznie.
- Tak. - zaśmiałem się.
- No chyba żartujesz. - spojrzała na mnie.
- Nie. - pokręciłem głową.
- Nie chce mi się przebierać. - westchnęła.
- Nie marudź kochanie. - cmoknąłem ją i wyszedłem z pokoju, żeby mogła się przebrać.

- Gotowa? - zapytałem, kiedy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Odwróciłem się w ich kierunku i spojrzałem ja moją Chanel.
Wygląda ślicznie.
- Tak. - pokiwała głową.
- No to w drogę. - oznajmiłem i otworzyłem drzwi dla Chanlie.

Wyszliśmy z mieszkania, a następnie poszliśmy na parking. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w pewne miejsce.

- Proszę, powiedz mi dokąd mnie zabierasz. - zaskomlała.
- Nie, chce żeby to była niespodzianka.
- To będę udawać, że o niczym nie wiem. - przewróciła oczami.
- Skąd Ty masz takie głupie pomysły? - zaśmiałem się.
- Ostatnio za dużo spędzam z Tobą czasu. Może dlatego mam ich tak wiele. - wzruszyła ramionami.
- Jesteś niemożliwa. - stwierdziłem i pokręciłem głową.

Po pół godziny drogi, byliśmy na miejscu. Tak dokładnie, to pod stadionem.

- Serio? Zabrałeś mnie na mecz? - zdziwiła się.
- Tak,  czemu nie. - próbowałem udawać.
- I to było niespodzianką? - zapytała dla upewnienia.
- Tak, skarbie. Lubisz piłkę nożną, prawda? - zaśmiałem się i pociągnąłem ją do środka.

- Justin... - westchnęła.
- Tak? - zapytałem.
- Nie będzie meczu bo jest tutaj jakaś wielka scena. Powiedz mi, kto tutaj będzie śpiewać? - szybko się domyśliła.
- Zobaczysz już niedługo. - odpowiedziałem i pociągnąłem do barierek.
- Jesteśmy w pierwszym rzędzie, to jakiś twój ulubiony wokalista, czy jak? - zaśmiała się.
- Może. - uśmiechnąłem się.

Po kilkunastu minutach, na scenę wszedł jakiś mężczyzna.
- Panie i Panowie! Jesteście gotowi na ten występ? - krzyknął z entuzjazmem. W odpowiedzi otrzymał gwizdy i krzyczący tłum.
- A więc, przed wami... Ed Sheeran. - zapowiedział wokalistę, na którego czekaliśmy. Zszokowana Chanlie, spojrzała w moją stronę i rzuciła się a mnie.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - krzyknęła podekscytowana.
- I jak się podoba niespodzianka? - zapytałem śmiejąc się.
- Coraz bardziej się przekonuję do twoich niespodzianek. - odpowiedziała z szerokim uśmiechem.
- To dobrze bo będzie ich jeszcze więcej. - zaśmiałem się, Chanlie mnie pocałowała, a następnie odwróciła w stronę sceny, kiedy usłyszała pierwsze dźwięki piosenki.

Kiedyś mi opowiadała, że najbardziej jej się podoba muzyka Sheerana i chciałaby pojechać na jego koncert. Postanowiłem spełnić i to marzenie.

Wiem, że chce jeszcze pojechać na koncert Seleny Gomez i wszystkich członków One Direction. Postaram się ją, na nie zabrać.

Widzę, że jest bardzo szczęśliwa. Tańczy i skacze w rytm muzyki oraz śpiewa razem z Sheeranem.
Chcę częściej widzieć ją w takim humorze.

***

Dwie godziny później było po koncercie. Chanlie była wzruszona bo dotknęła ręki Eda Sheerana i ma z nim zdjęcie.

- Justin... - przytuliła mnie.
- Tak? - zapytałem.
- Dziękuję. - wtuliła się mocniej.
- Za co?
- Za to, że sprawiasz, że jestem szczęśliwa. - pocałowała mnie, a ja odwzajemniłem pocałunek.

Z Przymusu (ZAKOŃCZONE)Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ