6.

20.8K 783 19
                                    

Dzisiejszy dzień nie należy do najlepszych. Mianowicie, mam okres, źle się czuję i wszyscy dookoła mnie irytują. Zachowują się tak, jakby robili to celowo i chcieli mnie zdenerwować. Cóż udało im się to nie raz.

Weszłam do firmy a wzrok wszystkich był skierowany na mnie. Co ja jestem jakąś gwiazdą? Ahhh no tak, jestem ich szefową i to ode mnie zależy jak długo tutaj popracują.

Czułam się jak gówno, ale dzięki moim rodzicom jestem świetną aktorką. Zaczęłam się uśmiechać i witać z pracownikami. Justina nie było przy mnie bo dzisiaj musiał załatwić coś na mieście, nie wiem co, ale strasznie mnie to ciekawi. Nie wścibska ja, postanowiłam w to nie ingerować.

Mój fatalny humor pogarsza się z minuty na minutę. Gdy zobaczyłam tą sekretarkę to poziom mojej złości gwałtownie się podniósł. Nic nie poradzę, że działa mi na nerwy. Jest dziwkarska i podrywa mojego męża, tak jakby nie wiedziała, że jest żonaty.
- Dzień dobry Pani Clark. - uśmiechnęła się ździrowato.
- Przygotuj mi raporty i przynieś na biurko. Proszę żebyś nikogo nie wpuszczała, nawet mojego męża.
- Kryzys w małżeństwie?
- Zaraz możesz mieć kryzys w pracy. - puściłam jej oczko i poszłam do siebie.
Zapowiada się długi dzień.

Justin
Dzisiaj ja załatwiam sprawy na mieście, a Chanlie pracuje w firmie. Nie ma tego dużo, więc niedługo do niej dołączę.

Po niecałej godzinie mogłem juz jechać do pracy. Wsiadłem do samochodu i odpaliłem silnik. Po chwili byłem już w drodze.

W środku byłem witany przez wielu pracowników. Musiałem przedyskutować coś z Chanlie i gdy miałem już wejść do jej gabinetu, ktoś mi przeszkodził.
- Przepraszam Panie Clark, ale pańska żona kazała mi nikogo nie wpuszczać. - podeszła jedna z sekretarek.
- Jestem wyjątkiem. - mruknąłem i pociągnąłem za klamkę.
- Panie Clark! - wydarła się. Niech sobie nie pozwala podnosić na mnie głosu.
- Może innym tonem? - spojrzałem stanowczo.
- Co się dzieje? - zapytała Chanlie, w końcu staliśmy na środku jej gabinetu.
- Nie chciała mnie wpuścić. - odpowiedziałem.
- Bo jej kazałam. - przewróciła oczami.
- Nie wiem czy wiesz, ale to jest nasza firma i mamy dużo do przegadania, więc mogę wchodzić kiedy chcę. - podszedłem bliżej.
- Dobrze, przepraszam. - mruknęła i spowrotem usiadła na obrotowym fotelu.
- Źle się czujesz? - zapytałem, gdy zauważyłem grymas na jej twarzy.
- No nie najlepiej. - przyznała.
- Byłaś u lekarza?
- Nie widzę potrzeby. - wzruszyła ramionami.
- Jak wolisz, ale jak chcesz to mogę pojechać z Tobą. - zaproponowałem. Zaraz!? Że co?
- Zastanowię się. - bąknęła.

Przeszło dwie godziny przesiedzieliśmy w jej biurze. Rozmawialiśmy na temat firmy, czyli o tym co zawsze. Nic nowego.

- Ok, to ja już idę do siebie. - oznajmiłem. Ta skinęła głową i nic więcej. Nie mogę patrzeć na nią w takim stanie.
- Chanlie jedź do domu.
- Najpierw muszę to skończyć. - pokazała ręką na dokumenty.
- Zajmiesz się tym, gdy będziesz się już lepiej czuć. - uśmiechnąłem się.
- Ale... - przerwałem jej.
- Proszę, jedź do domu i się połóż. Niedługo powinien wrócić i po drodze wstąpie do apteki żeby kupić jakieś leki.
- Dobrze. - odpuściła.
- Do zobaczenia w domu. - uśmiechnąłem się.

Chanlie

I co ja niby mam robić w domu? Nie chcę, żeby tylko Justin poświęcał się dla firmy.

A szczególnie, żeby zostawał sam na sam z tą sekretarką.

Nawet nie wiem jak się nazywa, ale za bardzo mnie to nie obchodzi. Nie odmieniłoby to w jakiś sposób mojego życia, więc...

Schowałam dokumenty do teczki, a następnie włożyłam do torebki. Szybkim krokiem wyszłam z firmy.
Odrazu lepiej.

Pogoda nie była jakaś piękna. Wiał wiatr, więc szczelniej opatuliłam się płaszczem. Gdy już miałam otworzyć samochód, wypadły mi kluczyki. Chciałam je podnieść, ale ktoś mnie uprzedził.
- Twoje? - zapytał znajomy mi głos.
- Tak. - spojrzałam przed siebie.
- Hej Chanlie. - teraz skojarzyłam kto to.
- Hej Nick. - uśmiechnęłam się.
- Dawno się nie widzieliśmy. - zrobił smutną minę.
- Dobrze wiesz, że nie możemy się spotykać. - przewróciłam oczami.
- Bo twoi rodzice nam zabronili? - zaśmiał się.
- Mam męża. - odparłam.
- Męża, którego nie kochasz. - tu mnie ma.
- Nie twoja sprawa. - warknęłam.
- Kochanie.. spójrz. Byliśmy razem dwa lata, a rok temu musieliśmy się rozstać przez twoich rodziców. Nie dlatego, że było nam źle. Przecież między nami było idealnie. - stwierdził.
- Nie możemy do siebie wrócić. - posmutniałam.
- Wciąż na Ciebie czekam. Nie mogę znieść tego, że kiedyś miałem Ciebie na wyciągnięcie ręki, a teraz widuje Cię z innym na ulicy. - złapał mnie za rękę.
- Dla mnie to też było trudne. Uwierz mi. Na początku, tak samo jak ty, nie mogłam się z tym pogodzić, ale w końcu doszłam do tego, że muszę żyć dalej Nick. Przykro mi. - otworzyłam samochód i wsiadłam do środka. Odjechałam z piskiem opon, a po moich policzkach zaczęły spływać łzy. To prawda, byliśmy szczęśliwi.
To prawda, kochałam go.
To prawda, muszę żyć dalej.

Leżę w łóżku i przeglądam dokumenty. Jest mi strasznie zimno. Mam na sobie grubą bluzę i przykryłam się dwiema kołdrami. Czekam na Justina od dwóch godzin, ale wciąż go nie ma.

Może teraz pieprzy tamtą ździrę na biurku.

Nagle ktoś wszedł do mieszkania, a następnie zapukał do mojego pokoju.
- Hej, jak się czujesz? - wszedł Justin.
- Gorzej. - stwierdziłam.
- Kupiłem leki. - podniósł do góry rękę z reklamówką.
- Dziękuję. - wyciągnęłam po nie rękę.
- Czy ty pracujesz? - zaśmiał się.
- W zdrowiu i w chorobie. - wzruszyłam ramionami.
- Tę przysięgę złożyłaś mi, a nie pracy. - wybuchnął śmiechem, a ja zaraz po nim.

■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■
Bum! Pojawił się były Chanel. Myślicie, że namiesza?

Z Przymusu (ZAKOŃCZONE)Donde viven las historias. Descúbrelo ahora