– A czy to ważne? – Przyjaciel patrzy na mnie wymownie, a ja rozsiadam się na krześle. – Wiesz, że on nie umie przepraszać.

– Wiem, ale warto poczekać, aż się wysili. Zresztą ta sprawa zbyt mnie interesuje, abym wrócił do Londynu. – Przewracam oczami i kręcę głową z niedowierzaniem. 

– A myślałeś o powrocie? – Zakładam ręce na piersiach i marszczę lekko brwi. Przyjaciel ewidentnie się waha, milczy. Zapewne szuka odpowiednich słów.

– Przez chwilę – mówi, nie patrząc mi w oczy. Bierze łyk kawy i dopiero wtedy ponownie zwraca ku mnie swój wzrok. – Szybko jednak odgoniłem te myśli, wiedząc, że żałowałbym tej decyzji.

– Jeżeli cię to pocieszy, to cieszę się, że nie wróciłeś do Londynu. – John uśmiecha się łagodnie i rozsiada na krześle. – Myślisz, że Henry i Sherlock naprawdę widzieli tego potwora?

– Nie wiem. – Przyjaciel dopija kawę do końca, po czym odstawia kubek. – Było ciemno na dodatek to gdzieś w głębi lasu. Wiesz, w takich sytuacjach mogła zadziałać wyobraźnia. My też wodę uderzającą o beczkę uznaliśmy za odgłosy nie z tej ziemi.

– To fakt. – Biorę kanapkę w dłoń, lecz zanim wezmę kolejnego kęsa, zaczynam się zastanawiać nad tą całą sytuacją. – A może to nie był ogromny pies. Może to był jakiś wilk albo...

– Nie szukaj wytłumaczenia na siłę. Jeśli jakieś istnieje, to samo się znajdzie. Oczywiście przez słowo samo mam na myśli Sherlocka. – Zerkamy na siebie, po czym obydwoje wybuchamy śmiechem.

Przez kolejną godzinę staraliśmy się nie rozmawiać o wczorajszym dniu i sprawy, dla której tu jesteśmy. Watson dawał mi jasne znaki, że potrzebuje porozmawiać o czymś, co nie wiąże się stricte z naszym „detektywistycznym" życiem. Wiem, że są takie dni, gdy potrzebuje porozmawiać jak zwykli ludzie. O czymś normalnym, o sytuacji gospodarczej czy nawet o plotkach na temat gwiazd. Ja jestem jedyną taką osobą oprócz pani Hudson, która chce spędzić z nim czas w taki sposób.

***

Kiedy po śniadaniu wróciłam do pokoju, okazało się, że Sherlocka nie ma. Oczywiście jak to on wyszedł bez słowa, ale zastanawia mnie, kiedy on się ulotnił? Przez ten cały czas siedzieliśmy z Johnem w miejscu, gdzie wszystko widać, a i tak rozpłyną się, jak mgła. John także gdzieś się ulotnił, więc zostałam sama. Najwidoczniej dzisiejszy dzień jest dniem bycia samym ze sobą. Nie powiem, aby było to łatwe, ponieważ nasza trójka jest praktycznie zawsze razem.

Nie mając co robić, wracam na dół. Może posiedzę na świeżym powietrzu, nacieszę się chwilą spokoju i zbiorę siły do dalszej pracy. Może przejdę się na pieszo do Henry'ego, zobaczyć jak się czuje albo przejdę po okolicy. Cokolwiek co zabije te kilka kolejnych godzin.

– Nie myśl tyle, bo cię okradną. – Odwracam się gwałtownie w stronę dochodzącego głosu, który tak dobrze znam. – Cześć Betty.

– Greg! – Uśmiecham się szeroko i rzucam bratu na szyję. Nie wiem, czy to jakieś bóstwa mnie wysłuchały, ale jego obecność przyda się pod każdym względem.

– Dawno się nikt tak nie cieszył na mój widok. – Starszy brat przytula mnie mocno, a następnie odsuwa się kawałek, trzymając mnie za ramiona.

– Poczekaj, aż zobaczy cię Sherlock. Będzie skakał z radości. – Obydwoje zaczynamy się śmiać i raz jeszcze mocno się obejmujemy. – Co ty tu tak właściwie robisz?

– Aktualnie piję zamówione piwo. – Uśmiecha się do mnie i bierze w dłoń szklankę z napojem. Zakładam ręce na piersiach i marszczę brwi. – No co? Nadal korzystam z mojego urlopu.

The Black Dahlia • Sherlock HolmesWhere stories live. Discover now