— Nie zamierzałam — odpowiadam półgłosem całkowicie szczerze, wyciągając materiałowy worek. — Dałabym ci się wygadać, aż sam stwierdziłbyś, że to bez sensu bo nic ze mnie teraz nie wyciągniesz i będziesz musiał czekać na moje chęci rozmawiania o tym.

     — Wykończysz mnie szybciej niż te papierosy. — Kręcę głową z niedowierzaniem, zamykając bagażnik i podchodzę do starszego brata, wiedząc, że ta krótka uszczypliwa wymiana zdań rozpłynie się w naszej świadomości w ciągu godziny. — Wracasz na komisariat?

     — Oczywiście. — Greg rzuca sobie niedopałek pod nogi, po czym zgniata go czubkiem buta, wypuszczając ustami resztki dymu. — Nie jestem na tyle głupi, aby oczekiwać, że na coś się przydam na tym etapie. Daj tylko znać, gdybyście dowiedzieli się czegoś.

     — Dobrze. Tak zrobię.

     Nie mijają nawet dwie minuty, a rozchodzimy się każde w swoje strony. Jest mi go żal, ponieważ wiem, jak bardzo chce się wykazać i pokazać takiemu jednemu detektywowi doradczemu, że może się przydać. Niestety przy Sherlocku nasza ludzka użyteczność staje się bezużyteczna w obliczu jego umysłu.

*

     Z gracją baleriny i ostrożnością sapera wchodzę do laboratorium z dwoma kubkami wypełnionymi parującą i pysznie pachnącą kawą w dłoniach. Byłoby na pewno o wiele łatwiej, gdyby John nie wściekł się, że Holmes nie ma dla niego żadnego super zadania i uznał, że pójdzie się przewietrzyć. Z ulgą i poczuciem sukcesu stawiam jeden z nich niedaleko Sherlocka, nawet jeśli wiem, że zapewne jej nie wypije. Podchodzę do monitora, zerkam na niego i ostatecznie opieram się o stół tyłem, widząc na ekranie dwa magicznie irytujące słowa. "Nie pasuje". Biorę łyk upragnionej kawy i przenoszę swe spojrzenie na profil bruneta ukazujący ten typ skupienia, którego nie chce się przerywać. Nie ważne, jak bardzo to kusi.

     — Rozumiem, że oczekujesz czegoś ode mnie, jeżeli marnujesz swój czas na wgapianie się we mnie. — Parskam bezgłośnie śmiechem, ciesząc się w duchu, że to on odezwał się jako pierwszy. Nie muszę się już martwić o moje życie. Na ten moment na pewno.

     — Bystry jesteś — rzucam nieco oschle i wytrzymuję posłane w moją stronę bazyliszkowe spojrzenie żądające wyjaśnień w trybie natychmiastowym. — Przyszłam zaspokoić moją ślepą nadzieję na to, że jednak masz coś dla nas. Informacje, zadanie, cokolwiek, co sprawi, że John przestanie zachowywać się jak kobieta podczas pms, a ja nie będę miała ochoty zabić was obu. Więc?

     — Czy-

     Dźwięk przychodzącego SMS-a przerywa Loczkowi ledwo zaczętą wypowiedź. Detektyw wzdycha z niezadowoleniem, lecz jak gdyby nigdy nic wraca do obserwowania próbki umieszczonej w mikroskopie.

     — Daj mi telefon — Holmes mówi szybko nawet nie zwracając chociażby na milisekundę ku mnie swojego wzroku. Oczywiście, jak zwykle rozkazy, nie prośby.

     — Gdzie on jest? — pytam, starając się ukryć pod warstwą łagodności moją rezygnację i poddanie się w tej sytuacji. Odstawiam kubek na blacie i odsuwam się od stołu.

     — W marynarce.

     Moje oczy machinalnie kierują się na tę, którą ma na sobie. Tworzę z ust jedną linię, zastanawiając się, jak John potrafi wytrzymać w takich sytuacjach. Biorę dyskretnie głęboki wdech, wiedząc, że lepsze to niż jakbym miała wyciągnąć komórkę z kieszeni jego spodni. Mimo tysiąca słów cisnących się na me usta podchodzę do niego w milczeniu, odsuwam jego marynarkę i sięgam po telefon znajdujący się w wewnętrznej kieszeni.

The Black Dahlia • Sherlock HolmesWhere stories live. Discover now