Rozdział 21

6.5K 349 111
                                    

Nadal nikt się nie wychylił. Wszyscy ciągle trzymali pozycje, ale ja zaczynałam się irytować. Ile czasu minęło? Godzina, dwie?


-To nie ma sensu - prychnęłam pod nosem. Andrew, nie odrywając się od celownika uniósł kącik ust w delikatnym uśmiechu.

-Cierpliwości - odpowiedział spokojnie, jakby leżał na sofie a nie na chłodnym marmurze - Zdarzają się sytuacje, gdzie taka milcząca bitwa trwa kilkanaście godzin.

-Mam to gdzieś - cudem powstrzymałam się od dodania "I mam powyżej uszu twojego spokoju i cierpliwości".

Andy zachichotał i powrócił do oczekiwania. Przewróciłam oczami, ale poszłam w jego ślady. Skoro i tak leżę, to czemu by nie sprawdzić pozycji przeciwnika za osłoną? Ponownie włączyłam termowizor. Nic nowego.

Ale nagle moją uwagę przyciągnęła żółtawa plamka ciepła ponad półtora kilometra stąd. Osoba musiała znajdować się na jakiś ruinach, bo nigdzie indziej nie było wzniesień na naszych poziomach. Z drugiej strony, znajdowała się raczej za daleko, by ją trafić. Z diabelnej ciekawości zostawiłam obserwowane stanowisko i przybliżyłam w kierunku plamki ciepła. Wyłączyłam termowizor i przekręciłam maksymalnie lunetę. Przez chwilę obraz był zamazany. A potem wyostrzył się, i ledwo powstrzymałam krzyk zdziwienia i przerażenia.

To nie był cywil, ani zaginiony żołnierz. Pierwsze co ujrzałam to czarna lufa skierowana w naszym kierunku. W moim kierunku. Nie, nie w moim. Była przekrzywiona w moje lewo. A po tej stronie był Andy. Rozpaczliwie spróbowałam przybliżyć jeszcze bardziej. Nie dało się. Zmrużyłam oczy. Mimo lunety widziałam wroga niewyraźnie z oddalenia. Zmrużyłam oczy i udało mi się ustalić, że mężczyzna jeszcze nie strzela - na razie rozkłada sprzęt. Nie był osłonięty z żadnej astrony, był pewny, że go nie widzimy, jesteśmy poza jego zasięgiem. Ale najwyraźniej my nie byliśmy poza jego.

-Co ty planujesz? - szepnęłam sfrustrowana.

-To było do mnie? - zapytał Andy. Nie był świadomy w jakim niebezpieczeństwie się znajdował. Na chwilę przeniosłam wzrok na jego twarz i zdębiałam - Zbladłaś, jakbyś zobaczyła ducha. Ja jeszcze żyję, Clary.

-Mój Boże - wyszeptałam drżącym głosem i zamrugałam. Na jego czole pojawiła się czerwona kropka od celownika snajperskiego. Nie zdąży się uchylić, nawet jeśli mu teraz powiem.

-Clary? Co się stało? - zmarszczył brwi i szturchnął mnie w ramię - Clary, odpowiedz...

Rzuciłam się do karabinu i przycisnęłam kolbę do policzka. Jedna szansa, zanim snajper zorientuje się i wyceluje we mnie. Czas na wypróbowanie metody Andy'iego. Odcięłam się od wszystkiego, od gwaru strzelanin pod nami i jego ciepłego głosu nad moim uchem. Byłam teraz tylko ja i celujący dżihadysta. Jego karabin i ten należący do mnie. Położyłam palec na spuście i zesztywniałam. Był tykającą bombą, która wybuchnie jeśli się nie pospieszę. Jeśli spudłuję, Andy umrze metr ode mnie. Oczami wyobraźni już widziałam jak pada na ziemię, jak krew tryska z jego głowy.. Poczułam mdłości, i szybko je stłumiłam. Nie teraz.

Czy ta durna snajperka w ogóle ma taki zasięg? Jeśli nie spróbuję, nigdy sobie tego nie wybaczę. Chciałam mieć możliwość powtórnego wyboru i powrotu do domu. Owszem, byłam przygotowana na świadomość, że zginę, ale wcale nie wzięłam pod uwagę śmierci pułkownika.

-Pokaż mi się - wyszeptałam. Nie usłyszałam tym razem żadnej odpowiedzi.

Mogłam celować jedynie w bok szyi, inaczej będzie zły kąt strzału. Wstrzymałam oddech. On pewnie też to robił. Niemal to słyszałam, jakbyśmy byli jedynymi osobami na ziemi. On jeszcze nie wie, że zaraz umrze. Jeśli trafię.

Szeregowa Clary |✔|Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora